Niech się już przewali ten październik. Niech już przyjdzie
noc z trzydziestego pierwszego na pierwszego. Niech już się stanie ta nić
łącząca oba światy. Tej, bowiem nocy, dzieje się rzecz przerażająca i piękna: zmarli
porozumiewają się z żywymi. Zmarli przychodzą, ale bywa, że żywi tego nie czują.
Zmarli przychodzą, przekazują swoje – i wracają, skąd
przybyli.
A później będą wybory: żałosny proceder. Pamiętasz, Kuba,
jak powiedziałeś: „ Jeżeli się okaże, że mam raka, to go zabiję. Ryzykuję
jedynie śmiercią”.
No to teraz nadszedł ten czas. Nie zabijaj; spraw mu z
miejsca, gdzie jesteś, przepotworne cierpienia i lęki.
Ta kaleka pozywała mnie na policję kilka razy; już to się
bała, już to była obrażona. Taaa.. życzę ci, żeby twoja progenitura zgniła w mękach
i strachu. I co mi zrobisz? Za życzenia wszystkiego najlepszego jeszcze się w
tym kraju nie idzie do pierdla?
Dlaczego jestem oślizła i okrutna? Bo ta kaleka pozbawiła
mnie z dnia na dzień, bezprawnie, środków do życia. Bo nie byłam w stanie
zapewnić umierającej Miłości tego, co winien mieć. Bo nie miałam pieniędzy,
podczas, gdy kaleka pobierała socjalne, wakacyjne...
Październik minie. Trzydziestego pierwszego, o dwudziestej
trzeciej pięćdziesiąt, postawię zapaloną świecę, którą dostaliśmy od D. i
porozmawiam z Kubą. Tę noc nawet KRK uznaje.