Dzisiaj, na Święta, chciałabym, abyście Państwo wysłuchali Freddiego Mercury (lub Freddie Mercury'ego, jak kto woli).
Nagrywał do końca swoich dni. Komponował; śpiewał, co mu zadali. Nie wybrzydzał, bo wiedział, że nadszedł ten czas, kiedy się już z losem nie targuje.
W roku 1995 jego przyjaciele z grupy pozbierali materiał, dograli muzykę i wydali pośmiertną płytę: "Made in heaven". Nie trwało to, oczywiście, jednego roku.
Na wspomnianej płycie znajduje się utwór: "