Arogancja władzy.
Kiedyś, kiedy wszystko było mniej więcej normalnie,
arogancja była karana wykluczeniem przynależności do pewnej fajnej grupy.
Arogant, jeżeli nie okazał pokory w obliczu wykazanej mu
arogancji, umierał powoli śmiercią cywilną. Śmierć ta była, jak powiedziałam,
powolna - i bolesna.
Powolutku, bez zbędnych manifestacji, przestawano złoczyńcę
zauważać...
Złoczyńca miał czas, żeby się opamiętać.
Jeżeli pycha mu na to nie pozwalała, wypadał z grupy.
Umierał.
Wówczas znajdował sobie pewnie inną grupę , o mniejszych
wymaganiach, gdzie jego arogancja połączona z ignorancją, robiły dobry tandem.
I tak sobie arogant – ignorant wędrował, aż zapuścił
korzenie w pewnym szacownym mieście.
W magisracie albo przy ognisku magisratu.
To było takie małe intro. Resztę mam w rękopisie, ale nie
mam czasu tego wklepać: Kuba jest żywiony przez nos sondą dojelitową; nikomu,
za wyjątkiem jednej osoby, tego nie życzę. Straszna opera z tym jest. Ale –
uzyskaliśmy całkiem niezły stopień obsługi pompy i innych rurek.
Tymczasem, Włodarczyk, pa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz