Stanisław Tym
17 lipca 2012
Pies czyli kot
Na zapleczu
Jak donosi Marek Migalski, stu parlamentarzystów PiS, którzy
przyjechali do Smoleńska na uroczystości 10 kwietnia 2010 r., po katastrofie
dało się „jak barany” zamknąć w autobusach i zawieźć do restauracji na obiad.
Tymczasem, zdaniem Migalskiego, powinni wszyscy popędzić – choćby pieszo –
na miejsce katastrofy, by pomagać.
Polska jest najważniejsza, ale czasami ważne jest też, żeby wiedzieć,
o co ma się do ludzi pretensje. Po pierwsze – nikogo by tam nie
dopuszczono, a po drugie – i ostatnie – dlaczego nie zjeść obiadu,
skoro nic więcej nie można zrobić? Nawet żołnierze w okopach muszą się
odżywiać, co pewnie według europosła też jest naganne, bo zamiast żreć, powinni
walczyć za ojczyznę.
To tylko przykład, jak ważne sprawy zaprzątają umysły naszych polityków.
Warto wspomnieć, że jednym z baranów w restauracji był Antoni
Macierewicz, który w lutym bieżącego roku zapisał się wreszcie do PiS. Gdy
tylko się zapisał, od razu objął stanowisko szefa partii okręgu piotrkowskiego
i pokazał, jak rządził Dzierżyński. Wyrzucił wszystkich dotychczasowych
działaczy i zatrudnił swoich ludzi. Przerażony tym Jarosław Kaczyński
zarządził audyt w Piotrkowie. Macierewicz wiedziony niezawodnym instynktem
byłego ministra spraw wewnętrznych ani przez chwilę nie uzewnętrznił swoich
obaw, że ktoś na przykład zobaczy, jak ma urządzony gabinet i gdzie są
drzwi do łazienki. Na wszelki wypadek przyjął zatem panią audytor na zapleczu
sklepu meblowego, gdzie nie było okien. I tyle audytorka widziała.
Ciekawe, w jakim miejscu Macierewicz przyjmie Kaczyńskiego, gdy ten kiedyś
pojawi się w Piotrkowie.
W minioną niedzielę „Lożę Prasową” w TVN24 przerwała zapowiedziana
zresztą przez prowadzącą – co uczciwie trzeba dodać – konferencja prasowa
Krzysztofa Rutkowskiego. Obecni byli także członkowie rodziny męża oskarżonej o zamordowanie
dziecka Katarzyny W. Inscenizacja konferencji była powalająca. W tle jacyś
faceci w kominiarkach, a na pierwszym planie nasz prowincjonalny
Ryszard III miotający bez najmniejszych wątpliwości zapewnieniami, że
morderczyni zostanie ukarana.
Praktycznie rzecz biorąc, prokuratura i sądy nie mają już nic do
roboty. Detektyw sprawę załatwił w trymiga. Jakby tak ożenić (najmocniej
przepraszam za słowo, bo nie „to” miałem na myśli) Macierewicza
z Rutkowskim, to każdego tygodnia mielibyśmy coś z głowy. Spaliłoby
się na stosie Kubę Wojewódzkiego, lesbijki, które pokazują się z dzieckiem
na okładce „Newsweeka”, i na wszelki wypadek, dla przykładu, wylosowanych
przez Joachima Brudzińskiego trzech lekarzy stosujących metodę in vitro. Nic
tak nie oczyszcza, jak dobrze rozpalony stosik miłości bliźniego
i szacunku do wolności przekonań.
A propos ogniska. Wszystko wskazuje na to, że tlą się, i to już
porządnie, portki niektórych działaczy PSL. „Puls Biznesu” i „Wyborcza”
ujawniły taśmy świadczące o nepotyzmie, nadużyciach, wykorzystywaniu
państwowego majątku dla własnej korzyści i zarządzaniu spółkami Skarbu
Państwa jak własnym folwarkiem. O tym, że takie rzeczy mają miejsce,
przebąkiwało się już od dawna. Teraz przebąkiwania okazały się prawdą.
To lato jest dla niektórych wręcz tragiczne. Trąby powietrzne, które jeszcze
30 lat temu traktowano u nas jako rzadką „atrakcję”, dziś stały się
niestety coraz większym zagrożeniem. Meteorologicznych radarów jest za mało, by
w porę ostrzegać o możliwym kataklizmie. Do tej pory nie słyszę, aby
coś w tej sprawie planowano zrobić. Trąby powietrzne będą
i w przyszłym roku, ale chodzi o to, żeby nie ginęli ludzie. To,
co piszę, jest oczywiste, jednak uważam, że głupio nie robię, bo politycy
zajmują się głównie sobą.
Trzy lata temu prasa podała, że Komisja Europejska wystawiła Polsce fatalną
ocenę – najgorzej wśród 27 państw UE dba się u nas o rodzinę, dzieci
i ochronę zdrowia. Nic się do dziś nie zmieniło. Mało kto zajmuje się tym,
jak ludziom polepszyć życie, wszyscy gadają tylko o wyższości jednego
zarodka nad drugim. Ponieważ sprawa dotyczy dogmatu Kościoła, więc chcę tylko
przypomnieć, że gdzie zaczyna się dogmat, tam kończy się myśl.