Pies czyli kot
Wstyd
Podróże kształcą, choć nie zawsze i nie wszystkich.
Powiększ
Stanisław Tym
(1937),
satyryk, aktor, komediopisarz, scenarzysta, reżyser, felietonista
„Polityki”. Jeden z filarów STS i kabaretu Dudek, był dyrektorem Teatru
Dramatycznego w Elblągu. Autor scenariuszy kultowych filmów Stanisława
Barei (m.in. „Miś”), niezapomniany „kaowiec” w filmie Marka Piwowskiego
„Rejs”.
Przekonał się o tym poseł PSL Stanisław Żelichowski. 6–7 tys. km
jeździ co miesiąc, spotyka różnych ludzi i nie słyszał, aby ktoś miał
jakieś problemy ze związkami partnerskimi. No właśnie, nie słyszał, bo
Żelichowski za dużo jeździ. Wozi tysiące kilometrów tę, na której
powinien spokojnie usiąść. Najlepszy dowód, że gdy siadł w Wysokiej
Izbie, to zaraz się dowiedział, że większość w niej obecnych ma ze
związkami partnerskimi problem bardzo poważny. Do tego stopnia poważny,
że długo mówili, dlaczego nie należy o nim mówić i projekt ustawy
wyrzucić do kosza.
Gdy Żelichowski pojął, w czym rzecz, od razu zaprzągł swój mózg do
roboty i zaproponował, że gdyby udało się oddzielić związki
homoseksualne od heteroseksualnych, to byłaby możliwa jakaś debata.
I poseł dał natychmiast piękny przykład udanego oddzielenia. Zręcznym
ruchem oddał jedną swoją półkulę mózgową Eugeniuszowi Kłopotkowi (też
PSL), który ją przyjął z wdzięcznością, sam zaś zachował dla siebie
drugą półkulę. Udało się. Inni posłowie też się mózgownicą dzielili
z koleżankami i kolegami. Tylko jedna pani profesor z uniwersytetu
perorowała z własnej ćwiartki. Słuchaliśmy o pingwinach, które nigdy nie
chodzą parami, o ludziach, przedmiotach i prawie naturalnym. Wszystko
bez pojęcia, jak to u nas w Sejmie.
Małżeństwo powinno być popierane przez państwo, a wszystkie inne
różne związki tylko tolerowane – mówił Adam Hofman i dodał, że on jest
katolikiem wierzącym w Boga. Nie bardzo rozumiem, dlaczego prosta sprawa
administracyjna, jaką jest zarejestrowanie się wspólnie z kimś, z kim
się chce mieszkać, spędzać razem czas i cieszyć się życiem, musi być
przez wierzącego w Boga katolika tolerowana.
Uważam, że tolerancja to jest taka dobrotliwa wyższość demonstrowana
wobec innych, którzy nie zasłużyli sobie na pełnię praw należnych
każdemu człowiekowi. Jestem pewien, że żaden Pan Bóg nie zasłużył sobie
na takie traktowanie, aby go w to mieszać. Jeśli ktoś nie lubi innych
ludzi, to niech się nie chowa za Pana Boga. Inna rzecz, że ja temu Panu
Bogu bardzo współczuję z powodu takiego wyznawcy. Bojowy okrzyk
rycerstwa „Bij, kto w Boga wierzy” wyszedł już dawno z użycia. Nie bij –
jeśli wierzysz w Boga, tak powinno być.
Drugi Sobór Watykański wiele spraw wyjaśnił, między innymi i tę, że
to nie Kościół jest drogą człowieka, tylko że człowiek jest drogą
Kościoła. Amen. Wspomniany wyżej rzecznik PiS odrzucenie przez Sejm
projektu ustawy o związkach partnerskich uznał za zwycięstwo
normalności. Pytam, czym jest według niego normalność? Związki
partnerskie są faktem społecznym.
Minister Gowin ogłosił w Sejmie, że projekt jest niezgodny
z konstytucją, więc ogłaszam, że coraz więcej dzieci w Polsce rodzi się
niezgodnie z konstytucją, coraz więcej ludzi przyjaźni się, kocha,
tęskni i opiekuje się drugim człowiekiem w sposób kompletnie niezgodny
z konstytucją.
Wyprany trawnik, przepraszam, wytrawny prawnik Gowin – i jemu podobni
– nie zauważyli pewnie, że to oni z dwójki mieszkających ze sobą
przyjaciół na siłę robią małżeństwo, podczas gdy projekt ustawy mówi
jedynie o partnerskim związku. Ochrona małżeństw i rodziny w wykonaniu
„tolerancyjnych” doszła ostatnio do tego, że ci wszyscy, którzy mieli
„nieprawidłową” matkę lub ojca, dziadka itp., poniosą teraz tego
konsekwencje.
Nieformalna wielka rada krystalicznie czystych sadystów wytropi
każdemu ubeka w rodzinie do pięciu pokoleń wstecz. Nie ma już nawet
znaczenia, jak było naprawdę. Na ważne słowa sędziego Tulei, który
w uzasadnieniu wyroku w sprawie doktora G. zwrócił uwagę, że film
z zatrzymania oskarżonego był przez CBA sfałszowany i tendencyjnie
zmontowany, europoseł Jacek Kurski odpowiedział: No i co z tego? Daliśmy
takie, bo przecież trzeba było coś opinii publicznej pokazać. To nie
miało znaczenia.
Za tych wszystkich namaszczonych przez samych siebie, dla których
człowiek nie jest drogą, lecz zawalidrogą, jest mi po prostu wstyd.