piątek, 28 lutego 2014

PROBLEM PSIEJ KUPY





Znowu rozpacz:



Sprzątać – to w Polsce hańba. Każda praca fizyczna to hańba. Czy to pozostałość z nie tak dawnych czasów? Pewnie tak. Robotnik w Polsce był traktowany jak śmieć. Zwłaszcza przez tych, którzy awansem społecznym od gnoju zostali wyrwani lub też sami się wyrwali i zaczęli piastować „Funkcje społeczne”.

Robotnik to robol, czyli ten, który „robi”. I jednocześnie robak. Podłe, niskie stworzenie. Ten, który wytwarza, przetwarza jedynie za pomocą siły fizycznej. Z uporem, dzień po dniu to samo, systematycznie, jak dżdżownica. Po prostu robol. Nic nieznacząca glista.

Robol nie myśli przy swojej robocie. I to jest jego największy plus, bowiem z historii i obserwacji wnosić należy, że nie ma nic bardziej szkodliwego, niż robol, który próbuje samodzielnie myśleć, bo ma taką okazję.

W wielu sytuacjach przemysłowych roboli zastępują maszyny, ale nadal są i będą zawsze przypadki, gdzie robol jest niezbędny. Niezastąpiony.

Nie zmienia to jednak faktu, że robol jest i będzie postrzegany jako istota niższego rzędu. Zupełnie jak matka trojga dzieci, która zrezygnowała z pracy i możliwe, ze kariery w tej pracy, aby młyn domowy działał niezawodnie, a jego koła obracały się godnie.

Nie będzie ta matka w szpilkach rano gotować kakaa i smażyć jajek.

I tak dalej.

Okna ta matka to jak gdyby cichcem myje, bo to wstyd; tę czynność widać; jej koleżanki z byłej pracy wynajmują kobietę do tego.

I tak dalej.

Nie będę tu prowadzić socjologicznych rozważań na miarę wieku. Postaram się odpowiedzieć na proste pytanie: dlaczego właściciele psów nie sprzątają po swoich psach, wyprowadzanych na spacer.

BO NIE MOGĄ.

Oni w większości wypadków naprawdę chcą, ale po prostu nie mogą. Bo ktoś to może zobaczyć, a nie jest to czynność gloryfikująca i zasługująca na szacunek.

W bardzo, ale to bardzo wielu przypadkach, szef jest głupszy od podwładnego. Bo – gdyby nie był głupszy, to przecież świadomie nie zostałby szefem mądrzejszego od siebie, n’est-ce pas?

No więc, wyobraźmy sobie, że taki szef widzi swojego podwładnego grzebiącego w gównie... Zanim podwładny się wytłumaczy... Chciałam raczej powiedzieć: zanim podwładny wytłumaczy sam sobie, że sprzątanie po psie jest w porządku... Mój ty panie...

Dlaczego tak jest? Z powodu kompleksów. I podlegają tym kompleksom niemal wszyscy. Powoluśku się to zmienia. Powoluśku.


Jak spowodować, żeby właściciele sprzątali? Już kiedyś o ty pisałam, nie pamiętam, gdzie. Po prostu: sprawić, żeby to było cool. Zmienić kanon. Jak?

Przypuszczam, że problem psich kup jest problemem ogólnopolskim, nie tylko powiatowym. Gminy się skrzykują albo kasa idzie z jakiegoś innego efezu: Top of the top, na przykład: pani Anna Dymna,  pani Anna Przybylska, pan Janusz Gajos albo pan Marek Kondrat grają w kilkusekundowej reklamie.  Po trzech dniach inwazyjnej emisji – w dobrym tonie jest sprzątać po swoim psie. A ci, którzy zawsze chcieli sprzątać, ale się wstydzili, będą mieli wreszcie alibi.

No i teraz obrońcy zwierząt mają co robić: jak powstrzymać falę sadyzmu wśród właścicieli psów, który to sadyzm objawia się bezustannym, nieuzasadnionym zmuszaniem czworonogów do defekacji w miejscach publicznych?



Jeszcze jedno, będzie kwita:

Żeby sprzątnąć psią kupę, nie potrzeba żadnych łopatek ani wymyślnych gadżetów (chociaż będą mile widziane): rękę wkładamy do worka foliowego, chwytamy nieczystość w dłoń i wywracamy worek na rewers – tak, jak to robi pani w mięsnym, kiedy nakłada nam wątróbkę. Całość jest sterylna, nasza dłoń również. Tę całość wyrzucamy do kosza na odpadki.

Jeżeli pies popełni „rzadkość” (biegiem do weterynarza), trudno, pierwszy deszcz to wtopi w ziemię. Zdarza się i nie ma co rozpaczać.

Bezwzględnie tępiona powinna być hańba, kiedy właściciel wyprowadza psa do piaskownicy albo na teren trawiasty, gdzie bawią się dzieci. Jest rozwiązanie, też o tym gdzieś pisałam: PSIE TOALETY. Miejsca, gdzie pies swobodnie może sobie ulżyć. Tak, tak, ulżyć, bo ulgą dla psa jest wreszcie móc spokojnie wykonać czynność, nad którą musi panować w cywilizowanym społeczeństwie, co jest niezgodne z jego naturą.

Wydzielone „psie” trawniki. Nad Strawą, na Budkach, gdzieś jeszcze... Tam na spacer z psem. Tam spotykają się właściciele i miłośnicy psów... Tam zawiązują się znajomości i przyjaźnie... Proste. Tylko – komu na tym zależy?

Jak to sprzątać, jak to utrzymać? Nie przeszkadzajcie, tylko nie przeszkadzajcie, już właściciele psów się porozumieją...




No tak, ale to może być groźne.




















niedziela, 23 lutego 2014

JESZCZE JEDNO



Moją stronę:


http://quisatz.republika.pl/strona/index.html

wywala ktoś, a ja ją wrzucam z powrotem. Nie chce mi się domyślać, kto.

Pan Włodarczyk kilkakrotnie ciągał mnie na policję, bo bezczelnie, ale nieudanie, chciał, żeby mnie przestraszono.

Ja do strachliwych nie należę, a Włodarczyk to złodziej.

CHA, CHA, CHA, CHA, CHA

http://www.epiotrkow.pl/news/Kto-ukradl-zapis-ze-szkolnego-monitoringu,17740



Tydzień Trybunalski
Utworzono: Niedziela, 23 lutego 2014
lupa 577 kom 4
Kto ukradł zapis ze szkolnego monitoringu?
Kto ukradł zapis ze szkolnego monitoringu?
Ze Szkoły Podstawowej nr 10 w Piotrkowie Trybunalskim zginął dysk komputerowy. I to dysk nie byle jaki, bo z nagraniami szkolnego monitoringu. A te nagrania też nie byle jakie, bo mające być materiałem dowodowym w toczącej się przed piotrkowskim Sądem Pracy sprawie o mobbing i dyskryminację.
p
Fot. A. Wiktorowicz

Prokuratura właśnie odmówiła wszczęcia dochodzenia w sprawie kradzieży dysku, a jedna (czy jedyna?) z zainteresowanych rozwikłaniem sprawy osób pyta: - Czy do Szkoły Podstawowej nr 10 może włamać się każdy kto tylko zechce, wziąć pod pachę rzeczy, których wartość nie przekracza 250 zł, wyjść i nie ponosić za taki czyn żadnych konsekwencji?

Żeby wyjaśnić, o jakim dysku mowa, trzeba koniecznie przypomnieć sprawę, jaka w październiku ubiegłego roku trafiła do piotrkowskiego Sądu Pracy. Przeciw pracodawcy wystąpiła długoletnia sekretarz Szkoły Podstawowej nr 10, która twierdzi, że od kilku lat poddawana jest mobbingowi i dyskryminacji przez dyrekcję szkoły. Nagrania z monitoringu miały być jednym z dowodów potwierdzających tę tezę, ale... zniknęły w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach.
Niewyjaśnionych, bo ktoś, by wykraść(?), wyjąć(?), wymienić(?) dysk, musiał włamać się (wejść?) do gabinetu wicedyrektora, ale podobno żadnych śladów włamania nie odnaleziono. Nie zginęły też żadne inne cenne przedmioty znajdujące się w pomieszczeniu.

Policja była, nie była, była

Czy po zaginięciu dysku do szkoły wezwana była policja? Tu ostateczną wersję zdarzeń udaje się ustalić dopiero po dłuższych poszukiwaniach. Podczas zeznań składanych w sądzie w sprawie o mobbing świadkowie zeznawali, że w szkole zjawili się dwaj nieumundurowani panowie podający się za policjantów. Wersję o wezwaniu policji potwierdzała także w zeznaniach wicedyrektor szkoły. Wkrótce jednak pojawiły się wątpliwości, bo w oficjalnym piśmie z policji kierowanym do sądu przeczytać można było jednak, że tutejsza jednostka nie odnotowała interwencji w związku ze zniknięciem danych z monitoringu szkoły. Policjanci byli więc 7 czerwca 2013 r. na interwencji w szkole czy też nie? Jeszcze raz więc zwróciliśmy się do policji o odpowiedź i okazało się, że funkcjonariusze jednak w szkole byli. - 7 czerwca 2013 roku piotrkowscy funkcjonariusze, po zgłoszeniu telefonicznym, podjęli interwencję w szkole przy ulicy Wojska Polskiego. Zgłoszenie dotyczyło skasowania zapisu monitoringu w tej placówce – informuje sierż. sztab. Ilona Sidorko, oficer prasowy KMP w Piotrkowie Trybunalskim.
A co z pismem do sądu? - Niezwłocznie zostanie przesłane do Sądu Rejonowego sprostowanie dotyczące przedmiotowej interwencji – dodaje oficer prasowy piotrkowskiej policji.

Nie zgłosiła dyrekcja, zgłosiła sekretarz

Co w sprawie dysku wydarzyło się dalej? Policja poinformowała dyrekcję szkoły o możliwości złożenia zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Ale takiego zawiadomienia ani na policji, ani w prokuraturze dyrekcja szkoły nie złożyła. Dlaczego? O to kilkukrotnie próbowaliśmy zapytać dyrektor szkoły, a później także jej pełnomocnika prawnego. I po raz kolejny odpowiedzi nie otrzymaliśmy. Czyżby nie było czego wyjaśniać?
Innego zdania są pracownicy szkoły.
- Ponieważ pani dyrektor powiedziała, że musiał to zrobić ktoś, kto ma klucze do szkoły (a klucze miały wówczas dwie sprzątaczki i sekretarz szkoły), te osoby poczuły się w pewnym sensie pomówione, że odkodowały szkołę, weszły i coś zrobiły z tym dyskiem, ponieważ śladów włamania żadnych nie odkryto – mówią pracownicy szkoły.
Pracownicy poczuli się pomówieni, postanowili więc interweniować. Zwrócili się o pomoc i zainteresowanie sprawą do organu prowadzącego szkołę, czyli piotrkowskiego samorządu, a dokładniej do władz miasta. W piśmie do prezydenta Piotrkowa Krzysztofa Chojniaka z 4 listopada 2013 r. napisali m.in.: „Informujemy pana, iż w dniu 7.06.2013 r., a następnie w dniu 10.06.2013 r. panie dyrektorki (…) zorganizowały zebrania z pracownikami niepedagogicznymi oraz z nauczycielami, informując wszystkich pracowników, że w szkole doszło do włamania, konkretnie do gabinetu pani wicedyrektor (…) Przekazały informacje, że włamywacz, który dostał się do pomieszczenia gabinetu, wykasował cały dysk z nagraniami na monitoringu znajdującym się w gabinecie oraz podmienił go na inny. Poza wyczyszczeniem dysku i podmienieniem go włamywacz niczego nie ukradł. Zdaniem pań dyrektorek włamywaczem jest ktoś z pracowników szkoły. Stwierdzamy, że informacje, które nam przekazały, były niestety niespójne. Panie dyrektorki zapewniały nas, że o całym zdarzeniu poinformują policję i prokuraturę. Niestety do dnia dzisiejszego (do 4.11.2013 r., czyli niemal pięć miesięcy od zdarzenia - przyp. red.) nikt z pracowników szkoły nie był przesłuchiwany pomimo tego, że któregoś dnia w gabinecie u pani wicedyrektor  (…) pojawiło się dwóch panów przedstawiających się za policjantów. Chcemy podkreślić, iż na nagraniach monitoringu znajdowały się ważne wydarzenia, m.in. przyjazd pogotowia ratunkowego do pani sekretarz. Panie Prezydencie, ponieważ obwinia się nas o dokonanie włamania, nie ukrywamy, iż całą sprawą jesteśmy mocno zbulwersowani. W związku z tym, że pomawia się nas o tak poważne rzeczy, nalegamy o natychmiastową interwencję” - napisali pracownicy SP nr 10. W tej sprawie zresztą spotkali się także z prezydentem i kierownikiem Referatu Oświaty. Co z tego wynikło? - Nic - brzmi odpowiedź. - Była tylko informacja, że podobno sprawa zgłoszona jest przez dyrekcję na policji.

Determinację w kwestii wyjaśnienia sprawy wykazała więc sekretarz szkoły i sama złożyła w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. - W listopadzie 2013 r., ponieważ nikt nie zamierzał tego zrobić, poczułam się zobowiązana do tego (chociażby w związku z tym, że pośrednio poprzez zebranie, a później już bezpośrednio po zeznaniu świadków w sądzie zostałam pomówiona o kradzież dysku) – mówi sekretarz szkoły. - Koleżanki z pracy poinformowały mnie o zebraniu zorganizowanym przez dyrekcję, które odbyło się w szkole. Na tym zebraniu pojawiły się pewne insynuacje (oczywiście wprost nie było wymienione moje imię i nazwisko, ale grono osób, o których panie dyrektorki mówiły w kontekście kradzieży dysku, było tak małe, że bez mówienia nazwiska wszyscy się domyślali, że chodzi o moją osobę). Poza tym podczas spraw w sądzie (przeciwko dyrekcji o mobbing) dowodem na to były zeznania dwóch świadków, którzy pod przysięgą zeznali, że do nich powiedziano wprost, że to ja dokonałam kradzieży dysku. Te insynuacje są tym dziwniejsze, że to właśnie mnie zależało, żeby te nagrania, które zaginęły, pojawiły się w sądzie jako materiał dowodowy. Postanowiłam więc sprawę wyjaśnić i złożyłam zawiadomienie do prokuratury – mówi sekretarz SP nr 10. - Oczekiwałam poważnego podejścia do sprawy, ale w lutym tego roku otrzymałam dwuzdaniową odpowiedź z prokuratury, że ta odmawia wszczęcia dochodzenia w tej sprawie. Nadmienia się tam także, że skradziony dysk miał wartość ok. 250 zł, a więc jest to tylko wykroczenie, a nie przestępstwo. Jestem zbulwersowana taką postawą instytucji, bo wniosek z tego jest taki, że do Szkoły Podstawowej nr 10 każdy może się włamać, każdy może wziąć sprzęt, który jest wart około 250 zł, wyjść ze szkoły i nie ponosić żadnych konsekwencji. Dla mnie to skandaliczne, co dzieje się wokół tej sprawy – dodaje.

Prokuratura odmówiła... bo musiała

Dlaczego Prokuratura Rejonowa w Piotrkowie nie chciała się zająć sprawą?
- 28 stycznia prokurator zatwierdził policyjne postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia w sprawie kradzieży dnia 6 – 7 czerwca 2013 r. w Piotrkowie Trybunalskim przy ul Wojska Polskiego 37 dysku z centrali monitoringu o wartości około 250 zł na szkodę Szkoły Podstawowej numer 10, czyli przestępstwa kradzieży. To umorzenie nastąpiło ze względu na negatywną przesłankę procesową, czyli brak w czynie znamion czynu zabronionego przestępstwa – i stwierdzenia, że jest to wykroczenie – wyjaśnia Sławomir Mamrot, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie. - Przestępstwo kradzieży, zgodnie z nowelizacją, oblicza się na podstawie przelicznika - części ułamkowej (1/4 minimalnego wynagrodzenia). Za okres od stycznia 2013 r. do stycznia 2014 r. było to 400 zł. W związku z tym materiały w tej sprawie przesłano na policję celem postępowania o wykroczenie z artykułu 119 par. 1 kodeksu wykroczeń. Podsumowując – umorzono sprawę, stwierdzając, że nie jest to przestępstwo (a prokuratura zajmuje się tylko ściganiem przestępstw), a wykroczenie, gdzie tego typu sprawy ściga policja. Policja ma obowiązek szukać sprawcy. To ona jest teraz gospodarzem postępowania. Niezależnie od tego wpłynęło zażalenie osoby zawiadamiającej i obecnie jest ono przedmiotem analizy w prokuraturze. Takie zażalenie może być uwzględnione już tutaj (w prokuraturze), a jeżeli nie, to jest przesyłane do sądu jako organu odwoławczego celem rozpoznania merytorycznego – dodaje prokurator.
Już po rozmowie z nim zwróciliśmy się więc do policji, co ma zamiar zrobić w tej sprawie. Ta jednak odpowiedziała, że dokumenty właśnie znów wróciły do prokuratury. - Do Komendy Miejskiej Policji w Piotrkowie Trybunalskim 7 lutego 2014 roku wpłynęły z Prokuratury Rejonowej w/m materiały dotyczące kradzieży dysku o wartości 250 złotych z centrali monitoringu jednej ze szkół mieszczącej się w Piotrkowie Trybunalskim przy ulicy Wojska Polskiego. Sprawa ta została jednak 14 lutego br. zwrócona zgodnie z żądaniem prokuratury – informuje Ilona Sidorko, oficer prasowy KMP w Piotrkowie.
Czy ostatecznie więc to prokuratura zajmie się jej wyjaśnieniem?

W sprawie wiadomo...

Właściwie co jeszcze wiadomo w sprawie zniknięcia nagrań monitoringu? Pewien obraz wyłania się z zeznań świadków przesłuchanych w sprawie o mobbing. Pan zajmujący się montażem monitoringu zeznał, że kiedy został wezwany do szkoły, żeby zgrać pewne dane z dysku, okazało się, że wyłączona była rejestracja i dysk nie działał. Kiedy otworzył urządzenie stwierdził, że jest tam inny dysk niż sam wcześniej instalował (innej firmy, mniejszej pojemności, nie było też nagrania). Na podstawie rejestru zdarzeń ustalił, że 4 czerwca 2013 r. zatrzymano rejestrację i wymieniono dysk. Żeby zmieniać ustawienia monitoringu, trzeba znać kody dostępu. Jak zeznawał – administratorem systemu jest dyrektor i wicedyrektor szkoły i to im podał kody.

Kto ostatecznie wyjaśni sprawę? Miejmy nadzieję, że znajdzie się taka instytucja lub osoba, której nie zabraknie determinacji. Jeśli tak się stanie – oczywiście o tym poinformujemy.

Anna Wiktorowicz"


PRZYPOMINAM MÓJ WPIS:

"niedziela, 19 lutego 2012

TYDZIEŃ POMOCY OFIAROM PRZESTĘPSTW

Rusza "Tydzień Pomocy Ofiarom Przestępstw".

W związku z powyższym składam dzisiaj w piotrkowskiej Prokuraturze pismo następującej treści:


            Piotrków Tryb., dn. 20.02.2012r.

Maria Gładysz
ul. Mickiewicza 30
97-300 Piotrków Tryb.





Prokuratura Rejonowa
w Piotrkowie Tryb.
Al. 3-go Maja
97-300 Piotrków Tryb.








DONIESIENIE O POPEŁNIENIU PRZESTĘPSTW


Wnoszę o wszczęcie postępowania przygotowawczego wobec dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8 w Piotrkowie Tryb., ul. Sienkiewicza 8 – Zbigniewa Włodarczyka w związku z popełnieniem przestępstw określonych w artykułach: 218 par. 1 Kodeksu Karnego, 219 Kodeksu Karnego, 225 Kodeksu Karnego, 231 Kodeksu Karnego, 271 par. 1 Kodeksu Karnego, art. 27 Ustawy o Ochronie Danych Osobowych oraz 207 Kodeksu Karnego.

Dn. 18.09.2009r. pismem do Prokuratury Rejonowej w Piotrkowie Tryb., wniosłam o wszczęcie postępowania przygotowawczego wobec dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8 w Piotrkowie Tryb., ul. Sienkiewicza 8 w związku z popełnieniem przestępstwa określonego w art. 218 par. 1 KK. Następnie pismem z dn. 26.10.2009r. wniosłam o wszczęcie postępowania przygotowawczego wobec Zbigniewa Włodarczyka, dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8 w Piotrkowie Tryb. w związku z popełnieniem przestępstwa określonego w art. 207 par. 1 KK. Pismem z tego samego dnia wnosiłam o wszczęcie postępowania przygotowawczego wobec dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8 w Piotrkowie Tryb., Zbigniewa Włodarczyka w związku z popełnieniem przestępstwa określonego w art. 271 par. 1 KK.

Postanowieniem z dn. 18.11.2009r. nadkomisarz Janusz Kawnik postanowił odmówić wszczęcia dochodzenia w sprawie naruszania praw pracowniczych, znęcania się oraz poświadczenia nieprawdy na szkodę Marii Gładysz przez dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8 – Zbigniewa Włodarczyka (DM-1-3525/09  IDs-1864/09). Żadne z kolejnych moich zażaleń nie zostało uwzględnione.

Odmowa wszczęcia dochodzenia w sprawie naruszania praw pracowniczych, znęcania się oraz poświadczenia nieprawdy na moją szkodę przez dyrektora szkoły, Zbigniewa Włodarczyka, zaskutkowały utwierdzeniem się pana Włodarczyka w bezkarności swoich poczynań i dalszym, coraz bardziej śmiałym łamaniem prawa.

Stwierdzić należy, że w uzasadnieniu odmowy wszczęcia postępowania podniesiono fakt rozpatrywania mojej sprawy przez Sąd Pracy i podkreślono, iż „wydane przez Sąd Pracy orzeczenie będzie jednoznacznie stanowić, czy działania dyr. Z. Włodarczyka były niezgodne z przepisami prawa”.

Otóż prawomocnym wyrokiem z dnia 23.12.2009r. Sąd Rejonowy stwierdził jednoznacznie, iż zmiana mojego stanowiska pracy była niezgodna z prawem. Sąd stwierdził, iż wbrew twierdzeniom dyr. Z. Włodarczyka, przeniesienie mnie ze stanowiska nauczyciela języka polskiego na stanowisko wychowawcy świetlicy nie jest zmianą warunków pracy w ramach tego samego stanowiska pracy – tj. stanowiska pracy nauczyciela mianowanego. Zgodnie bowiem z utrwalonym orzecznictwem Sądu Najwyższego, zatrudnienie nauczyciela mianowanego w charakterze wychowawcy świetlicy jest wykonywaniem pracy na innym stanowisku niż stanowisko nauczyciela przedmiotów, np. nauczyciela języka polskiego. Powyższe znajduje uzasadnienie w interpretacji przepisów – art. 18 ust. 1 KN i art. 42 ust. 3 KN. Stosownie do przepisu art. 18 ust. 1 KN, nauczyciel mianowany może być przeniesiony na własną prośbę lub z urzędu za jego zgodą na inne stanowisko w tej samej lub innej szkole, w tej samej lub innej miejscowości, na takie same lub inne stanowisko.

Sąd kilkakrotnie wyraźnie stwierdził, że zmiana moich warunków pracy i płacy była złamaniem art. 18 Ustawy Karta Nauczyciela.

Sąd podkreślił również, iż niepowiadomienie  Związków Zawodowych o zamiarze zmiany mi warunków pracy i płacy było działaniem celowym, zamierzonym i niezgodnym z prawem.
Pracodawca ma obowiązek zapewnić nauczycielowi powracającemu do pracy po urlopie zdrowotnym to samo stanowisko pracy, na którym nauczyciel wykonywał obowiązki służbowe przed pójściem na ww. urlop (art. 22 par. 1 Kodeksu pracy oraz art. 73 Karty Nauczyciela).
Nauczyciel po urlopie dla poratowania zdrowia wraca na to samo miejsce pracy.
Obowiązek zapewnienia nauczycielowi, który wraca z urlopu zdrowotnego, tego samego miejsca pracy wynika z istoty stosunku pracy, jaki łączy nauczyciela z zatrudniającą go placówką. Istota ta sprowadza się do tego, że nauczyciel zobowiązuje się w okresie zatrudnienia go w ramach stosunku pracy do wykonywania pod kierunkiem pracodawcy ściśle określonej pracy (a więc pracy na określonym stanowisku pracy, w określonym miejscu i czasie) za wynagrodzeniem (art. 22 par. 1 Kodeksu pracy).
Pracodawca nie może dowolnie - na drodze polecenia służbowego - kształtować warunków zatrudnienia nauczyciela i określać jego miejsce pracy.
Możliwość objęcia innego stanowiska możliwa jest tylko za zgodą nauczyciela.
Jeśli powracający do pracy nauczyciel zgodzi się objąć inne stanowisko pracy zamiast tego, które zajmował przed urlopem, taka zmiana jest w pełni dopuszczalna, albowiem odbywa się ona na drodze porozumienia zmieniającego dotychczasową treść stosunku pracy łączącego strony.
Podstawa prawna:
  • art. 22 par. 1 ustawy z 26 czerwca 1974 r. - Kodeks pracy (Dz.U. z 1998 r. Nr 21, poz. 94 ze zm.),
  • art. 73 ustawy z 26 stycznia 1982 r. - Karta Nauczyciela (Dz.U. z 2006 r. Nr 97, poz. 674 ze zm.).
Reasumując,  Z. Włodarczyk swoim czynem już wówczas wypełnił dyspozycję art. 231 KK, tj. przekroczył uprawnienia funkcjonariusza publicznego. Funkcjonariusz publiczny ma bowiem pierwotny prawny obowiązek znajomości aktów określających jego uprawnienia i obowiązki. W związku z tym urzędnik, który działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, popełnia przestępstwo i ponosi odpowiedzialność karną.

Na podstawie swojej bezprawnej urzędniczej decyzji uszczupla moje wynagrodzenie, co wypełnia dyspozycję art. 218 par. 1 Kodeksu Karnego. Bezprawne obniżanie moich zarobków, a następnie spowodowanie ich utraty jest wynikiem chęci dokuczenia mi, wyrządzenia przykrości, bowiem Z. Włodarczyk dobrze wie, iż wynagrodzenie za pracę stanowi jedyne źródło utrzymania. Celowo i z premedytacją stawia mnie w sytuacji, kiedy nie mogę wykonywać pracy zgodnie z prawem i posiadaną umową o pracę (art. 100 Kodeksu Pracy), a następnie, powołując się bezprawnie na art. 80 Kodeksu Pracy, potrąca mi zarobki, lekceważąc zupełnie to, iż zwracam dyrektorowi uwagę na fakt istnienia art. 81 Kodeksu Pracy, na który ja się powołuję.

Pewien swej bezkarności, dyr. Włodarczyk dopuszcza się kolejnego, celowego przestępstwa: Uporczywie i złośliwie łamie moje kolejne prawa pracownicze: dokonuje rozwiązania ze mną bez zachowania okresu wypowiedzenia umowy o pracę zawartą w dn. 1.09.1993r. na czas nieokreślony, na podstawie art. 52 par. 1 pkt 1 Kodeksu Pracy w związku z art. 91c ust. 1 Ustawy Karta Nauczyciela. Po raz kolejny nie powiadamia o swoim zamiarze Związków Zawodowych.

W wyniku postępowania sądowego (sygn. akt IVP 173/10) Sąd Rejonowy wydał następujący wyrok: „W ocenie Sądu, wbrew zdaniu pozwanej Szkoły, zastosowanie art. 52 KP było nieuprawnione. Wbrew zdaniu pozwanego aktualne orzecznictwo sądów nie dopuszcza stosowania art. 52 KP w stosunku do nauczycieli – vide wyrok Sądu Najwyższego z dn. 8.01.2009r. w sprawie I PK 137/08 – OSNAPiUS 2010/13-14/161.”

I dalej: „Kodeks Pracy nie znajduje zastosowania przy rozwiązywaniu nauczycielskich stosunków pracy (art. 20 ust. 1, art. 23 i art. 27) mają charakter regulacji zupełnych, które wyczerpująco określają przyczyny i sposoby rozwiązania nauczycielskich stosunków pracy (w drodze wypowiedzenia, porozumienia stron lub z końcem miesiąca, w którym dyrektor szkoły otrzymał informację o nieusprawiedliwionym niezgłoszeniu się nauczyciela na badania okresowe lub kontrolne), co wyklucza możliwość rozwiązania nauczycielskiego stosunku pracy bez wypowiedzenia z winy nauczyciela na podstawie innych regulacji prawnych, a w szczególności art. 52 par. 1 pkt 1 KP. W konsekwencji stosowanie wobec nauczyciela tego przepisu KP, w przypadku wystąpienia przyczyn uzasadniających rozwiązanie z pracownikiem ciężko naruszającym obowiązki, nie jest objęte odesłaniem do art. 91c Karty Nauczyciela. Przepis ten dopuszcza bowiem stosowanie przepisów KP tylko w sprawach nieuregulowanych w Karcie Nauczyciela.

Tymczasem za uchybienia godności zawodu nauczyciela lub naruszenie podstawowych obowiązków, nauczyciele podlegają wyłącznie odpowiedzialności dyscyplinarnej (art. 75 ust. 1 KN). Wśród sankcji dyscyplinarnych orzekanych po przeprowadzeniu postępowania dyscyplinarnego, Karta Nauczyciela przewiduje m.in. kary dyscyplinarne: zwolnienie z pracy, zwolnienie z pracy z zakazem przyjmowania do pracy w zawodzie nauczycielskim w okresie trzech lat od ukarania bądź wydaleniem z zawodu nauczycielskiego (art. 76 ust. 1 pkt 3, 3a i 4 KN).

Wymierzenie tego rodzaju sankcji dyscyplinarnych prowadzi z mocy art. 26 ust. 1 pkt 1 KN do wygaśnięcia stosunku pracy nauczyciela, które stwierdza dyrektor szkoły, a w stosunku do dyrektora szkoły – organ prowadzący szkołę.

Powyższe wskazuje na to, że rozwiązanie stosunku pracy dokonane przez pozwaną Szkołę nie może być uznane za zgodne z normami prawa pracy.”

Prawomocnym wyrokiem z dn. 1.12.2011r. (sygn. akt VPa 15/11) Sąd Okręgowy – Sąd Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w Piotrkowie Tryb., Wydział V na rozprawie sprawy z mojego powództwa przeciwko Szkole Podstawowej nr 8 w Piotrkowie Tryb. o przywrócenie do pracy, na skutek mojej apelacji od wyroku Sądu Rejonowego w Piotrkowie Tryb., IV Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych z dn. 7.12.2010r. (sygn. akt IVP 173/10) zmienił zaskarżony wyrok w ten sposób, iż przywrócił mnie do pracy w pozwanej Szkole Podstawowej nr 8 w Piotrkowie Tryb. na dotychczasowych warunkach pracy i płacy. W uzasadnieniu Sąd podkreślił świadome naruszenie przepisów prawa przez dyrektora szkoły; jest to dowód na kolejne naruszenie moich praw pracowniczych. Ponownie podkreślam, że do pogwałcenia moich praw nie doszłoby, gdyby w roku 2009 Prokuratura w Piotrkowie Tryb. zajęła się należycie działaniami Z. Włodarczyka.

Tym samym Z. Włodarczyk po raz kolejny dokonał przestępstwa z art. 218 Kodeksu Karnego. Działanie Z. Włodarczyka nacechowane jest wyjątkową uporczywością i złośliwością. Uporczywość przejawia się w szeregu podobnych i analogicznych powtarzających się działań mających na celu niedopuszczenie do wykorzystania przeze mnie przysługujących mi uprawnień ze stosunku pracy oraz z przepisów o ubezpieczeniu społecznym. Wielokrotnie odmawia on moim żądaniom, chociaż są one uzasadnione i oparte na prawie. Sąd Apelacyjny w Krakowie stwierdził, że pojęcie uporczywości zawiera zarówno wielokrotność uchylania się od wykonania powinności, jak i świadomość niweczenia tym możliwości osiągnięcia stanu założonego przez prawo (postanowienie SA z 13.12.200r., II AK z 289/00, KZS 2000/12/28).

Złośliwość działania Z. Włodarczyka przejawia się szczególnym nasileniem złej woli dyrektora skierowanej przeciwko mnie, przy czym to nasilenie złej woli jest pozbawione podstaw i pozostaje w jaskrawej dysproporcji do rzeczywiście istniejącej przyczyny. Jego działanie ma na celu nie tylko spowodowanie przykrości i konkretnej dolegliwości ale również zademonstrowanie swojego negatywnego stosunku do mnie.

Z całą mocą podkreślam, iż działanie Z. Włodarczyka ma charakter umyślny. Umyślność ta nie podlega żadnej wątpliwości, ponieważ dyr. Włodarczyk jako dyrektor szkoły jeszcze przed podjęciem obowiązków ukończył studia podyplomowe z zakresu zarządzania oświatą i jako taki doskonale zna prawo oświatowe.

Z. Włodarczyk jako dyrektor zakładu pracy dopuścił się również przestępstwa z art. 219 Kodeksu Karnego. Poprzez celowe zaniechanie przez miesiąc pozbawił mnie środków do życia, ponieważ nie przekazał do ZUS-u mojego zwolnienia lekarskiego. Zwolnienie to opiewało od dn. 10.05. do 1.06.2010r.

W przypadku choroby pracownika na przełomie zatrudnienia pracodawca jest zobowiązany przekazać oryginał zaświadczenia lekarskiego do ZUS-u zaś w firmie zostaje potwierdzona za zgodność kopia dokumentu (art. 6 ust. 1, art. 13 ust. 1, art. 61 ust. 1 pkt 2d i ust. 3 Ustawy z dn. 25.06.1990r o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa – Dz. U. z 2005r. nr 31, poz. 267 ze zmianami oraz par. 1 ust. 1 pkt 1 i par. 3 rozporządzenia Ministra Pracy i Polityki Socjalnej z dn. 27.07.1999r. w sprawie określania dowodów stanowiących podstawę przyznania i wypłaty zasiłków z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa – Dz. U. nr 65 poz. 742 ze zmianami.). Pracodawca zwolnił mnie 21.05.2010r., zaś oryginał zwolnienia lekarskiego otrzymałam pocztą wraz z nieprawidłowo wystawionym świadectwem pracy dn. 15.06.2010r.

Bardzo proszę właściwe organa o poważne potraktowanie doniesienia o popełnieniu przestępstw, które ścigane są z oskarżenia publicznego.

Dyr. Włodarczyk dopuścił się także przestępstwa z art. 225 Kodeksu Karnego: W dn. 6-9.07.2010r. Inspektor Pracy przeprowadził kontrolę w Szkole Podstawowej nr 8 i w piśmie z dn. 9.07.2010r. stwierdza: „Brak oryginałów akt osobowych, w szczególności umów o pracę (…) uniemożliwia w trakcie kontroli pełną ocenę prawidłowości treści świadectwa pracy”. W moim przekonaniu było to celowe zakłócanie wykonywania czynności służbowych przez osoby uprawnione do kontroli w zakresie inspekcji pracy. Nie do pomyślenia bowiem jest dla mnie fakt, iż w zakładzie pracy nie ma akt osobowych pracownika albo poświadczonych ich kopii, podczas gdy z akt sądowych toczących się spraw jasno wynika, iż sekretarz szkoły czynił poświadczone kopie moich akt osobowych wypożyczając je z Sądu na określony czas. Dowód na to znajduje się w aktach sprawy IVP 212/09 (VPa 131/10. Znajduje się tam upoważnienie sekretarz Szkoły, p. Urszuli Księzki do dokonania kserokopii teczki moich akt osobowych. Pismo to datowane jest na dzień 24 maja. Tak więc twierdzenie, że w Szkole nie było w lipcu moich akt osobowych było zamierzonym matactwem.

Jak z powyższych wynika, dyr. Włodarczyk popełnił przestępstwa umyślnie z art. 231, gdyż jako funkcjonariusz publiczny wielokrotnie przekraczał swoje uprawnienia i nie dopełniał swoich obowiązków działając na szkodę interesu zarówno publicznego jak i prywatnego. Interes publiczny w moim mniemaniu ucierpiał w ten sposób, iż pracownicy Szkoły utracili wiarę w sprawiedliwe i zgodne z normami sprawowanie władzy przez dyrektora pedagoga, co jest tym bardziej szkodliwe społecznie, że przeczy misji szkoły Rzeczpospolitej Polskiej.

Dyr. Włodarczyk, będąc funkcjonariuszem publicznym, dopuścił się przestępstwa z art. 271 par. 1. Celowo i świadomie poświadczył nieprawdę w dokumencie z dn. 21.05.2010r. „Rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia”, gdzie stwierdza, iż rozwiązuje ze mną bez zachowania okresu wypowiedzenia umowę o pracę zawartą w dn. 1.09.1993r. na czas nieokreślony (…). Tymczasem ja jestem zatrudniona od dn. 25.09.2000r. na podstawie mianowania. Umowa z 1.09.1993r., na którą powołuje się dyrektor przekształciła się z mocy prawa na stosunek pracy na podstawie mianowania – Ustawa Karta Nauczyciela art. 10.5a.

Tego typu działanie ma na celu zaciemnienie sytuacji, utrudnienie mi dochodzenia moich praw przed Sądem Pracy.

Ponadto dyrektor uporczywie od dn. 21.05.2010r. odmawia mi wydania prawidłowego świadectwa pracy.

Dyrektor jako funkcjonariusz publiczny wielokrotnie łamie art. 27 Ustawy o Ochronie Danych Osobowych upubliczniając dane wrażliwe. Artykuł ten głosi wyraźnie: „Zabrania się przetwarzania danych ujawniających pochodzenie rasowe lub etniczne, poglądy polityczne, przekonania religijne lub filozoficzne, przynależność wyznaniową, partyjną lub związkową, jak również danych o stanie zdrowia, kodzie genetycznym, nałogach lub życiu seksualnym”.

Osobną kwestią jest prowadzenie finansów Szkoły. Istnieje szereg niejasności i nieścisłości finansowych odnośnie do mojego uposażenia i należnych mi kwot pieniężnych.
Spawy te poruszę w odrębnym piśmie do Prokuratury.

Wszystkie te przestępstwa wyczerpują również dyspozycję art. 207 par. 1 Kodeksu Karnego. Szczególnie wyraźnym jest znęcanie się nade mną przejawiające się w konsekwentnie złośliwym pozbawianiu mnie środków do życia.

Po rozwiązaniu ze mną stosunku pracy z rażącym naruszeniem prawa oraz po przywróceniu mnie do pracy prawomocnym wyrokiem Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim z dnia 1.12.2011 roku (sygn. akt: V Pa 15/11), toczę z dyrektorem Z. Włodarczykiem bezowocną korespondencję, domagając się wypłacenia mi należnego wynagrodzenia.
Zwodzi mnie, domagając się coraz nowych wyjaśnień. Ja tymczasem pozostaję ze źródłem utrzymania w postaci zasiłku okresowego z MOPR w wysokości 238,50 miesięcznie (dwieście trzydzieści osiem 50/100).

Zbigniew Włodarczyk doskonale wie, że musi wypłacić mi zaległe wynagrodzenie, ponieważ to wyłącznie on był przyczyną niewykonywania przeze mnie pracy. Zna również wysokość należnej mi kwoty, ponieważ nalicza przecież wynagrodzenia. Stale korzysta z usług prawników Urzędu Miasta Piotrkowa Trybunalskiego. Nie sposób zatem przyjąć, iż nie wie o tym, że w wyniku przywrócenia mnie do pracy, przysługuje mi wynagrodzenie za cały okres pozostawania bez pracy, ponieważ jestem pracownikiem, w przypadku którego rozwiązanie umowy o pracę podlega ograniczeniu na mocy przepisu szczególnego, „lex specialis derogat legi generali”.

Ponadto Z. Włodarczyk nie sporządził za mnie dokumentów do ZUS oraz nie naliczył składek i zaliczki od wynagrodzenia za czas pozostawania bez pracy. Nie zgłosił mnie do ubezpieczeń społecznych i ubezpieczenia zdrowotnego, co powinien był uczynić natychmiast i z datą, od kiedy zostałam z ubezpieczeń wyrejestrowana, co ponownie jest przestępstwem z art. 218, par. 1.KK.


W związku z powyższym wnoszę jak na wstępie."
 
Do pisma została dołączona płyta ze skanami oryginałów dokumentów, poświadczających, że to, co piszę, jest prawdą.
 
Oczywiście, mam te oryginały nadal, są u ciotki w Kaliszu.
 
Prokuratura swobodnie zamiotła sprawę pod dywan, a ja się przyczaiłam; mam czas.   
 
Niech się jeszcze troszeczkę wadze piotrkowskie popodkładają. 

wtorek, 11 lutego 2014

PYTANIE PROSTEGO CZŁOWIEKA


Ile metrów kwadratowych miała cela Trynkiewicza? 

Bo nic w niej nie znaleziono 8 lutego, a 10 lutego już tak. 

No, ile, pytam? 1585 m kwadratowych, czy pięć razy więcej?

poniedziałek, 10 lutego 2014

TRYNKIEWICZ W RAPORCIE MNIEJSZOŚCI





Jest taki film: „Raport mniejszości”. Poczytać o produkcji można :





Najistotniejsze jednak dla mnie jest to, że opowiadanie, według którego film nakręcono, powstało w 1956 roku. Autorem jest P.K. Dick.

Otóż już w 1956 roku ten profetysta (wśród pisarzy SF było mnóstwo profetystów, że wspomnę jedynie nieodżałowanego naszego Stanisława Lema) przewidział dokładnie to, co ma się zadziać w Polsce, prawie nikomu nieznanym kraju, w roku 2014. Z tym, że role jasnowidzów i krętaczy jasnowidzami grają tu psychologowie, psychiatrzy, sędziowie...

Warto jeszcze oczywiście przypomnieć G. Orwella i Jego „Rok 1984, napisany w roku 1949.

Według niektórych autorytetów polskich, Trynkiewicz popełnił i popełnia orwellowską „myślozbrodnię”, za którą powinien, po odbyciu wyroku, odbycie którego nakazało mu praworządne, suwerenne państwo, zostać „ewaporowany”.



Orzeczono wobec T. karę śmierci, a przecież chorych na głowę się nie zabija, tylko osadza w szpitalu. Zespoły biegłych wielokrotnie orzekły, że jest poczytalny i może karę odbywać, jaka by ona była. I T. karę obył w całości, zgodnie z prawem.

To co? Nagle jest chory psychicznie i zagraża? Trzeba go do psychuszki? Wniosek z tej sytuacji jest jeden: T. zwariował w państwowym więzieniu, a skoro tak, to należy mu się wielomilionowe odszkodowanie.

Kropka.


I jeszcze kilka adresów, gdzie mogą Państwo poczytać o „psychuszkach w demokracji”:














...i tak dalej... ...i tym podobne.




To tak, ku zastanowieniu się, czy przypadkiem Józef S. nie wrócił, jak obiecywał nie tak dawno na murach - rękoma grafficiarzy.

Bo jeżeli to państwo w swojej totalnej bezradności może sobie dowolnie stanowić prawo ze strachu przed kilkoma ludźmi, o których zapominało przez ćwierć wieku, to ja wyjątkowo dzisiaj nie chcę, żeby się UE rozpadła. Bo naprawdę nie byłoby już się gdzie się zwrócić.