niedziela, 15 czerwca 2014

RAK







NIE DŹGAJ GO BEZ POTRZEBY, NIE DRAŻNIJ, NIE NARAŻAJ NA TO, ŻE SIĘ WKURZY.

Nigdy nie wiadomo, jaki on jest. Jak bardzo złośliwy i jak bardzo w swojej złośliwości – inwazyjny. Tego naprawdę nie wie nikt.

Każdy z nas ma na swojej skórze jakieś znamiona. Należy je bardzo dokładnie obserwować. Miesiącami, latami.

Jeżeli coś się zmienia, na przykład: pojawia się ciemnoczerwona obwódka, poczekaj. Nie leć od razu z tym do lekarza, bo lekarz, zgodnie ze swoją wiedzą i najlepszą wolą, wetknie ci w to coś igłę, zrobi biopsję i pośle do laboratorium, które da odpowiedź, przy najlepszych wiatrach, za sześć tygodni.

Tymczasem ty masz w sobie, być może,  zwierzę, obcego. Podrażniony, najcieńszą, nawet, igłą, zezłości się. Nie należy drażnić śpiącego lwa. Poza tym, ten obcy, przy największej nawet ostrożności, uzyska życiodajny tlen.

Nie bez powodu mawia się: „otworzyli i zaszyli”. Najszybciej, jak to było możliwe. Żeby gadzina nie dostała oddechu. Bo może została otoczona kordonem żołnierzy Twojego organizmu, odcięta od zewnątrz i scichła, zasnęła na dziesiątki lat. Dopiero obudzona, zaryczy i przypuści atak.

Wujek google powie Ci, że badania typu mammografia i inne profilaktyczne, nie zmniejszyły wcale liczby zgonów na raka. A to dlatego właśnie, że „wcześnie odkryte zmiany” poddawane są niepotrzebnym zabiegom inwazyjnym, podczas gdy w warunkach spokoju organizm sam by zmiany w postaci niewielkich guzków i innych nieregularności, wchłonął – w dużej liczbie przypadków.


Prawdziwy rak jest chorobą śmiertelną i można jedynie opóźnić i złagodzić śmierć. Wyleczenie nie jest możliwe. Dzisiaj nie.
Rak jest wyrokiem, a kto mówi inaczej, należy do mafii farmaceutycznej.

Prawdopodobnie, kiedyś chirurgia rozwinie się tak, że będzie możliwe wycięcie gada do ostatniej komórki. Na razie nie jest to możliwe. Gdyby Halina Poświatowska dożyła przeszczepów serca robionych dziś na skalę niemal masową, tworzyłaby nadal. Niewykluczone, ze dostałaby nobla. Ale nie dostała.



Kuba został eksperymentalnie zoperowany. Tak wysoko położony naciek na przełyku jest w zasadzie, zgodnie z obecną wiedzą, nieoperowalny, a jednak podjęto ryzyko. Kuba wiedział o tym. Dajcie, bogi, żeby ta operacja popchnęła choć o pół nanometra wiedzę medyczną.
W każdym razie – Kuba żył jeszcze dwa lata po operacji. Dwa lata i dziewiętnaście dni.







Rak jest wyrokiem. Rak, gdzie trzeba użyć lancetu, jest wyrokiem pewnym. Od chorego zależy, jaką drogę do śmierci wybierze. Ostatecznie – wszyscy umieramy. To jest kwestia czasu, a dla niektórych – wyboru, właśnie.

Wyboru między zapachem szpitala, mniej lub więcej miłymi pielęgniarkami, zabiegami, które dla zdrowych nie mieszczą się w rozumie... Kłuciem, kłuciem, wlewami, kłuciem, tomografią, strachem, kłuciem...

Można walczyć i walczyć, i walczyć...

Ale można spokojnie powiedzieć: „Już nigdy nie pojadę do Świdnicy”.  Tak powiedział Kuba i chyba w jakiś sposób pogodził się  tym. Był spokojny. Wiedział i nie chciał pocieszenia ani dyskusji. Nie życzył sobie bzdur; był zdenerwowany, kiedy ktoś lekceważył Jego krwawe plwociny: „Wszystko będzie dobrze”.


Przed i po Jego śmierci czytałam blogi śmiertelnie chorych:





i inne.

Na blogu Chustki znajdą Państwo wiele adresów do blogów śmiertelnie chorych na raka. Średnia przeżycia zawsze wynosi jakieś dwa - trzy lata.


Rzadko zdarza się, żeby zostało wyraźnie powiedziane: „Proszę pana, nie ma pan najmniejszych szans na przeżycie. Może pan, i ma pan do tego całkowite prawo, szukać rozwiązań wszędzie, gdzie tylko się da: W USA, w Chinach, w Niemczech... Ale – proszę mi wierzyć, straci pan czas , który mógłby pan wykorzystać na podsumowanie życia”.



Patrzył na mnie swoimi czarnymi oczyma ze znakiem zapytania. A ja zawsze odpowiadałam: „Nie wiem”.

Przedłużenie życia za pomocą nieprawdopodobnych męczarni? Jedni się zgadzają, inni nie. Kuba się nie zgodził.



Jest wtedy taka zagadka: Jak uszanować wybór i nie oszaleć?



Ponieważ jesteśmy nieustannie mamieni, uważam, że powinnam umieścić ten wpis.

1 komentarz: