Widzę
ze statystyk, że zapis: „Tydzień pomocy ofiarom przestępstw” cieszy się
popularnością.
Szkoda,
że nie w prokuraturze piotrkowskiej. Prokuratura piotrkowska i łódzka, zostały
bardzo dokładnie powiadomione o przestępstwach pana W. Ja to tutaj tylko
powtarzam od czasu do czasu.
Piotrkowska
prokuratura chyba dysponuje aktami i nazwiskami prokuratorów, którzy żuli gumę,
kiedy tłumaczyłam, co się stało w czerwcu pamiętnego roku? Aktami sprawy?
Czymkolwiek?
Trzeba
się zwrócić do oberprokuratora, jakby powiedział Kuba. Albo do
prokuratolissimusa.
Kuba
nazwał Włodarczyka cwelem i frajerem. Fragment ze strony:
„Z MOJEGO
PUNKTU WIDZENIA… – J. WOJNARSKI
Spisane będą czyny i rozmowy…
Są też Ci, którzy stoją poza
prawem; Im wolno wszystko w stosunku do wszystkich…
Zastanawiam
się, jak to możliwe, iż po 26 latach rzetelnej i uczciwej pracy, wskutek jawnie
bezprawnych działań dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8 – Zbigniewa Włodarczyka, z dnia
na dzień Marysia zostaje pozbawiona środków do życia.
Ten
karalny czyn dyrektora (co zostanie dowiedzione w poszczególnych podrozdziałach
niniejszej strony) skutkuje między innymi:
-
niemożnością regularnego uiszczania podstawowych opłat, co owocuje chociażby
odcięciem energii elektrycznej i zaciąganiem wysokooprocentowanych pożyczek w
różnych instytucjach finansowych (których nie można nijak spłacić);
-
niejednokrotnym brakiem możliwości wyżywienia siebie i najbliższych – jak można
kogokolwiek wyżywić, skoro brakuje nawet na przysłowiową paczkę makaronu…;
-
ogromnym nasileniem objawów depresji – próba samobójcza, brak kontaktu z otoczeniem,
niejednokrotnie przeradzający się w nieuzasadnioną agresję wobec tegoż.
Marysia
żyje w poczuciu ciągłego lęku i bezsilności, a przede wszystkim czuje się
notorycznie lekceważona, wręcz poniżana i wyśmiewana przez instytucje, które
w każdym tzw. „państwie prawa” obowiązane są w takich sytuacjach sprawę
badać i odpowiednio na wyniki tychże badań reagować. A instytucje te,
drogi Czytelniku, to na przykład prokuratura, która chyba zjadła Jej
doniesienie o popełnieniu przestępstwa, bowiem nijak się doń nie
odniosła, Sądy Piotrkowskie, które mają słodki zwyczaj „zapominania” o
ustawowych terminach, a nawet – w jednej ze spraw – zapomnienia o owej.
Nie wspomnę już o „maluczkich” – Państwowej Inspekcji Pracy, która widząc w Jej
byłym zakładzie pracy brak akt osobowych potrafiła jedynie bezradnie
rozłożyć rączki (w białych rękawiczkach, a jakże), Kuratorium Oświaty,
Referacie Edukacji, czy też wiceprezydencie miasta Kacperku. Najwyższa Izba
Kontroli niestety nie ma kompetencji do skontrolowania działalności „sprytnego
Zbysia”, zaś Regionalna Izba Obrachunkowa co prawda wyraziła niejakie
zainteresowanie, lecz na wyrażeniu się skończyło. Związek Nauczycielstwa
Polskiego pogada sobie, kawką poczęstuje, zaś jego organ prasowy – „Głos
Nauczycielski” – nie raczył nawet odpisać po zapoznaniu się ze sprawą, czy jest
nią zainteresowany, czy też może nie.
Nasz
Zbyś jest wyjątkowo sprytny – o tak; ustawić się w naszym cudnym mieście
potrafił jak mało kto, żeby nie rzec – jak nikt. Prezydent miasta – Krzysztof
Chojniak daje Zbysiowi po koleżeńsku drugą kadencję z osobistego poruczenia,
tak sobie bez konkursu; do sądu Zbyś wchodzi z uśmiechem na twarzy będąc „na
cześć” z tego sądu pracownikami; starszy wizytator Marian Albin straszy Marysię
słowami: „On panią zwolni” (ot – i dziwnym trafem casus wkrótce ma miejsce), zaś lekarz medycyny pracy – kol.
Bogdan Kurzela nagle nie dopuszcza Jej do pracy (szczęśliwie istnieje na
przykład WOMP), bo przecież gdyby dopuścił, to koledzy Zbysia (którzy podczas
Jej urlopu dla poratowania zdrowia pełnili za Nią zastępstwa) straciliby
posadki.
To
wszystko oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej; Zbyś jest w naszym mieście
wręcz wszechobecny – gdzież to go nie ma! Naucza pilnie w trzech bodajże innych
placówkach (oprócz tej, którą miłościwie włada), zasiada w radach nadzorczych
bardzo ważnych miejskich spółek, już dwa razy kandydował na radnego (lecz jakoś
nie wyszło…), Marzył też o stanowisku dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury
lecz, jak na razie, stanowisko to – z bliżej nieokreślonych przyczyn – uciekło
mu w bliżej nieokreśloną dal… Z kulturalnej działalności, tymczasem, musi
mu wystarczyć granie na weselach (boć to i muzak, a jakże).
Marysi
(mnie również) ta jakże barwna postać jawi się jako swoisty kozioł ofiarny
swoich „koleżków”, „przyjaciół”, czy kimkolwiek są dlań osoby naprawdę
pociągające za sznurki w Piotrkowie. Gdy kiedyś bowiem wyjdą na jaw różne machlojki,
przekręty, łapówki i matactwa, ktoś będzie musiał położyć głowę.
A czemuż nie miałby być to ktoś, kogo wszędzie pełno, kto w każdej w
zasadzie, ważnej dla miasta branży ma jakiś swój udział (a którego niskie czoło
świadczy o tym, że w ogóle nie wie, w co się wplątał)?
Cóż,
Marysia dawno już to przewidywała i z coraz bardziej gorzkim (i gromkim)
śmiechem miała w zwyczaju o tym mówić. Stała się persona non grata w prywatnym folwarku pana W.; podważała
wszak jego kompetencje wykazując podczas rad pedagogicznych ewidentne błędy w
jego rozumowaniu podczas tworzenia ważnych dokumentów. Dochodziło do tego tylko
dlatego, iż jeśli próbowała mu o owych błędach powiedzieć po cichu, on Ją po
prostu zbywał; a Marysia czuła się częścią tej szkoły i nie chciała pozwolić na
to, aby cała Tradycja zamieniła się w gówno tylko dlatego, że czasy się
zmieniły. Także dlatego zwracała uwagę między innymi Kuratorium Oświaty w
Piotrkowie Tryb. na bezprzykładnie długo trwającą hańbę w postaci zawieszonej
tablicy pod tytułem „Platter”. Płakała, że Kuratorium nie zajęło się tą sprawą.
Hańbiąca tablica wisiała dobry kwartał zanim ją zdjęto. A i tak potem jeszcze
raz zdejmowano nową tablicę z powodu kolejnego błędu. Drogi Czytelniku, to Ty
zapłaciłeś za te wszystkie tablice: za blachę, na której wydrukowano tekst, za
farbę, za rzemieślnika, który ją wykonywał, za innego pracownika, który ją
zawieszał i zdejmował, za hańbę, jaką przyniosła wszystkim tym, którzy ją
czytali przechadzając się na skwerek i ze skwerku. Wszyscy dostali swoje pensje
i bilans jest na zero. Mawiała, iż brak mu umiejętności i inteligencji do tak
poważnych spraw… Nie dziwota więc, że ugrodził on wedle własnej woli
okoliczności, które pozwoliły mu się Jej pozbyć.
Od
kilku lat, czyli odkąd mają miejsce wszelkie opisane na tej stronie sytuacje,
Piotrków jawi mi się jako jakieś surrealistyczne miejsce, gdzie wszystkie
najważniejsze punkty połączone są jakąś gigantyczną, choć niewidzialną siecią.
Kto nieco zboczy z drogi, zamiast twardo trzymać się jej nici, zostanie
zgnieciony. Taaak, ale kim jest pająk, który te sieci zaciąga? Jak napiszę, iż
jego nazwisko zaczyna się na „Ch”, to zostanę wnet pociągnięty do
odpowiedzialności – stanę przed sądem za to, iż nazwałem go nieparlamentarnym
słowem. Tu oczywiście wyrok zapadnie natychmiast. Koleżanka Marysi nazwała ten
system „intercity”. No bo jak inaczej rozumieć: Moja Marysia od ponad roku
domaga się sprostowania świadectwa pracy; w tym czasie została już osądzona i
skazana (pisze o tym w rozdziale „Prokuratura”). Cholera jasna, w tym mieście
można człowieka cztery razy skazać i powiesić zanim sprostuje mu się niewinne z
pozoru świadectwo pracy.
„Świtem
bladym białym ranem po niebie, po niebie
Czarne
chmury rozczochrane czesał górski grzebień
A
ja wtedy jeszcze cię nie znałam o tej porze
Nie
wiedziałam jeszcze czyś ty wróbel jest, czy orzeł”
Wróble
dokarmiam zimami, orła widziałem tylko w zoo i na sztandarze…
Jeżeli
na moich oczach ktoś dobywa noża i zabija drugą osobę, naprawdę nie potrzebuję
orzeczenia sądu, by stwierdzić, że doszło do morderstwa. Oczy mogą mnie mylić,
lecz jeśli to wszystko mam zarejestrowane… to już zupełnie inna sprawa.
Marysia
twierdzi, iż Włodarczyk jest przestępcą, ponieważ – między innymi – i tu,
Czytelniku poczytaj pozostałe podrozdziały – fakty mówią same za siebie; nie
tylko w postaci gorzkich słów mojej Kobiety lecz także (może nawet przede
wszystkim) w postaci skanów urzędowych pism.
Do
stwierdzenia pewnych rzeczy niepotrzebny jest sąd; wówczas bowiem świat
przekroczyłby o całe lata świetlne granice absurdu – na przykład potrzebowałbym
stwierdzenia sądu, że to, co kupuję jest serem i nic nie znaczy, iż zgodnie z
moim doświadczeniem życiowym właśnie tak jest.
Przecież
– na ten przykład – Marysia nigdy nie mówiła głośno o aferze łapówkarskiej związanej z okablowaniem szkoły (dot. nowej
pracowni komputerowej i ogólnego systemu informatycznego po tzw. „Wielkim
Remoncie”). Przecież nigdy na forum publicznym nie wypowiadała się o kradzieży
materiałów przeznaczonych na remont łazienek. W ogóle nie wspominała o lewych,
ustawianych przetargach, bo się na tym kompletnie nie zna.
Ale
nieee… „on siedzi o pięćset mil na swej stolicy”… Z tych nieszczęsnych łazienek
chyba ta stolica zbudowana… w końcu „sedes” jako żywo odpowiada słowu
„siedzieć”… A że porcelana jest ze swej natury materią delikatną, to i łacno
pęknąć może, a nawet w pył się rozbić zostawiając czasem dotkliwie kaleczące
odłamki.
Dość
jednak tej fekalno-porcelanowej retoryki; w końcu żaden ze mnie minister
gospodarki ani inna izba kontroli… na szczęście (tak jest, dla mnie przede
wszystkim, wszak do wariatkowa mi nie spieszno). Skupmy się przez chwilę na
jednym małym „niusie”. Otóż kilka tygodni temu miała miejsce kolejna sprawa
w Sądzie Pracy o sprostowanie świadectwa pracy. Czemuż to została ona
przełożona o prawie miesiąc? Bo sprytny Zbyś zlekceważył sobie nakaz
sądu dotyczący dostarczenia akt osobowych Marysi. Czy sąd jednak ukarał jakoś
Zbysia za tę jawną obrazę i jawne obśmiewanie tegoż sądu powagi? Skądże!
Pogroził jeno paluszkiem słowami: „o tym jeszcze porozmawiamy” (cytat dosłowny
– byłem, słyszałem). O ile mi wiadomo, obraza sądu jest karana karami
porządkowymi (grzywnami), naganami, w końcu aresztem. Jednak tak kolegę, do
pudła zaraz… no tak jakoś coś, panie dziejku, nie teges, prawda? Lepiej w
zacisznej knajpce, na ten przykład, powiedzieć: „Słuchaj, Zbychu, z tymi
aktami to już przegiąłeś. Weź tam wywal, co ci nie na rękę i przynieś je do
następnej sprawy, bo już dłużej to nie wyda”. To oczywiście tylko moje osobiste
domysły; nie mogę jednak tu nawet dodać sakramentalnego „obym się mylił”,
bowiem nic, przez te lata, na tę omyłkę nie wskazuje. Nieustanne
odwlekanie i oczekiwanie… na co? Aż Marysia się podda i przyzna rację
oddając cześć? Popełni samobójstwo? Pójdzie w Tybet? Zapewniam, iż żadna z
powyższych sytuacji miejsca mieć nie będzie. A czas jest waszym, nie Jej,
wrogiem. Czas mija, odsetki narastają, panie prezydencie… Nie chcę nawet
myśleć, jak ciężki będzie to cios dla budżetu Piotrkowa, gdy wszystkie sprawy
ujrzą wreszcie „grand finale”…
NA CZYM WISI
SĄD?
Instytucja
pt. „Sąd” jest z założenia „niezawisła”, o czym pewnie większość z Was
wie. Od kilku lat jednak zastanawia mnie i frapuje (snu z powiek może jeszcze
nie spędza ale to tylko kwestia czasu) sprawa: Na czym wisi nasz (piotrkowski)
sąd? Niezawisłym nazwać go nijak nie można, czego dowodów na tej stronie
znajdziesz bez liku, na czymś więc (albo na kimś…) musi zawisać, wszak
nie dryfuje on sobie przecież gdzieś poza prawami (sic!) grawitacji. A może się
mylę? Przecież termin kolejnej rozprawy o przywrócenie do pracy krąży w jakiejś
dziwnej przestrzeni już od kilkunastu miesięcy. Kto za to przestępstwo osądzi
sąd? Powiedzenia w rodzaju: „lekarzu, lecz się sam” same się cisną na usta,
czyż nie? Konkluzja: Nasz (piotrkowski) sąd uczepił się krawędzi jakiejś
czarnej dziury i z sobie tylko znanych przyczyn, twardo się jej trzyma – nie
daje się jej wciągnąć (bo przecież, w teorii przynajmniej – jest), ale i nie
chce zstąpić na Ziemię, gdzie zgodnie z wszelkimi prawidłami musiałby stać się
niezawisły. Sądy Piotrkowskie wiszą na czarnej dziurze.
Niechaj
mnie wszelkiej maści Bogowie bronią przed dworowaniem sobie z powagi Sądu!
Uważny Czytelnik z pewnością jednak zauważy, iż powyższe słowa dotyczyły sądu…
Trudno piotrkowską instytucję pod tą nazwą pisać przez wielkie „S”, nie mówiąc
już o myśleniu o niej w ten sposób…
* * *
Była
retoryka fekalna, była kosmiczna… Rozstrzał, rzekłbym, dość szeroki
i głęboki, co akurat można bardzo łatwo wytłumaczyć bezmiarem spraw
opisanych na tej stronie i ich nieskrywanym obrzydlistwem. Zapewne jakiś, na
przykład „dziennikarz śledczy”, gdyby zechciał się tym wszystkim zainteresować,
opisałby to obiektywnie, bez emocji… Cóż, my nie możemy, bowiem całe to szambo
pod postacią ludzi i niektórych instytucji bluznęło prosto w nas (w
szczególności rzecz jasna, w Marysię). Jednak poza tymi emocjami, znajdziecie
tu czyste, nagie fakty, przede wszystkim w postaci skanów. A różnorakie
pieczęcie i daty wpływu „na dziennik” to już nie emocje…
* * *
Taak,
jesteśmy kryminalistami… Bo przecież znieważyliśmy pana Włodarczyka słowem
rozpoczynającym się na „ch”. A zatem będę mówił językiem kryminalisty (nie
tobie, Włodarczyku sprawdzać, z kim się zadaję, z kim piję, gdzie siedziałem)…
Przyknaiłeś se najmimordę pt. „D.”. Straszliwie cykorowałeś, co też
J. Wojnarski ci uczyni… (niech cię ręka boska broni, mówić, czy pisać
„Wojnarowski”). J. Wojnarski na razie otóż nic ci nie uczynił – niemniej jednak
waga w wydziale karnym jest. Ciekawe, ile kat da. Ja zwyczajny – ja
grypsuję; ale MARYSIA NIE BĘDZIE W KRS. Ja odgibam swoje trzy
wojtki… ch. ci w d., panie W.! Chciałbyś, ciężki frajerze, żeby było inaczej… A
ja wiem, na który oddział iść… A skąd moja wiedza?! Z życia, którego ty
nigdy nie zaznasz. Jak cię ze szkoły w obrączkach wyprowadzą – nie będziesz
miał ratunku… A ty taki ładny chłopiec jesteś – spragnieni mężczyźni będą mieli
bal... Sam ci chętnie parola wypłacę, bo zerżnąć to raczej nie. Widzisz,
sprytny Zbysiu, życie pod celką jest ciężkie… Pewnie to ostatnie, czego byś
chciał… No wiesz – tak szamać z bardacha, tak za kobietę robić… To chyba nie po
twojemu, recht? Dobrze, żebyś z połowę tego tekstu jorgał; może się kiedyś
przydać. Skąd wiesz, czy przypadkiem nie mam wafli na Wroniej? Może mam? Może
polecisz na cwelownię „ale raz”? Skarpeta na szamot i jedziemy z koksem! Taki
ładny chłopiec przyknajał… Takie ścierwo… Nie ma za bardzo czym potrząsnąć, jest
co zerżnąć! Padluch, parówa, paparuch, papuśnik… już słyszę, jak wianek w całe
pudło śmiga!
No
taaaak, prezydent może nakazać osobną celkę… - w łaźni cię znajdą…”
Padluch,
parówa, paparuch, papuśnik...
Teraz
to sobie możecie, urzędnicy, pająków Kubie nagryźć; nawet nie powiem, w której
kwaterze leżą Jego prochy...
Nie
wypowiem się także na temat tego, co sądzę o sądzeniu przez sędzię o niepolskim
nazwisku. Konstytucja gwarantuje mi wolność poglądów, a ja ich nie
upowszechniam. Nie wypowiem się na temat rzetelności badania sprawy. W ogóle
się w Piotrkowie nie wypowiem.
Proszę czytać e piotrkow.
Kto
czytuje epiotrkow, ten wie, mniej-więcej, co się tu dzieje. Mniej-więcej.
Nie
występuję od dawna w imieniu ogółu. Występuję wyłącznie w swoim własnym.
Ja
już podawałam numery spraw, niech się jakaś ambitna osoba zainteresuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz