...i śniło mi się, że chłopaki przyjechały. I jak to mają w
zwyczaju, buszowały po cmentarzu.
Była pełnia, jasno i cicho. Bezszelestnie, w największym
skupieniu, rozkopano grób. Wyjęto urnę. Zakopano pusty grób, nadając mu
poprzedni kształt. Obłożono bukszpanami z mojego ogrodu. Położono kwiaty.
Nie wiem, co się stało z urną. W moim śnie Przyjaciele Kuby
chcieli, żebym uczestniczyła w zorganizowanym przez nich ceremoniale.
Po jakimś czasie zastałam na cmentarzu piękną płytę. Granitową,
chyba. W lewym górnym rogu, spowity w kłosy widnieje krzyż. Nieco niżej, po
prawej, ukosem, pięciolinia z kluczem wiolinowym. Pierwszą moją myślą było to,
że spoczywa tu ktoś, kto tworzył kościelną muzykę.
Poniżej dwa imiona. Nigdy nie używał drugiego imienia. Nikt
nie wiedział, jakie ma drugie imię. Ale – ładnie wygląda.
„Katolskie ścierwo”, tak nazywał zawsze pewną osobę ze
swojej rodziny.
Miejsce na cmentarzu ślicznie przyozdobione. Tylko, że tam,
w środku, nie ma Kuby...