Mój syn,
będąc w szkole podstawowej, stosował wobec mnie prostą i skuteczną metodę:
- Mamo,
jadę na wycieczkę, daj mi jakieś kieszonkowe.
- Ile byś
chciał z tej okazji?
- No,
trzysta, trzysta pięćdziesiąt złotych...
-
Zwariowałeś, prawda? Wycieczka opłacona, na co ci tyle kasy?
- Mamo, no,
wiesz...
Następowały
negocjacje i syn wyjeżdżał ze stówą w kieszeni. To było dużo pieniędzy. No,
ale...
Gdyby na
początku chciał stówę, dostałby stówę bez gadania, bo ja jestem normalna. I
miałabym poczucie szczodrobliwości. I jeszcze myślałabym, że mogłabym była dać
mu więcej.
A tak
zostało we mnie poczucie, że jestem skąpa, a on jest rozsądnym dobroczyńcą.
Identycznie
z potworkiem pod tytułem choinka miejska: „Towarzysze, w wyniku dogłębnej
analizy problemu i słusznego oburzenia ludu pracującego, doszliśmy do wniosku,
że musimy ograniczyć wydatki związane z tym kapeluszem.”
Lud
odetchnął z ulgą i poczuciem wdzięczności – jaka ta władza jednak rozsądna i
taka blisko ludzi...
Historia
choinki:
BRAWO !!!!! SUPER WPIS !!!
OdpowiedzUsuń