Zastanawiam się, ile musiałabym zapłacić za reklamę swojej strony. Kiedy rozsiewałam ulotki po mieście, miałam trochę kleju biurowego białego i przaśne wizytówki, kserowane na tanim papierze.
Tymczasem, zupełnie darmo Z. W. rozreklamował moją stronę w Sądzie i na Policji.
Na Policji pytano mnie właściwie uparcie o dwie rzeczy:
- czy jestem autorem, jedynym autorem strony, czy strona jest zabezpieczona i czy ktoś mógłby cokolwiek do niej dopisać,
- czy w jakikolwiek sposób ingerowałam w wygląd skanów zamieszczonych dokumentów...
I jeszcze piękny nius: ruszyła sprawa doniesienia do Prokuratury, które złożyłam (patrz: wpis "Tydzień pomocy ofiarom przestępstw"). Kto otrzymał sprawę do prowadzenia na policji? No kto? Tak, drodzy Państwo, ten sam nadkomisarz, który ongiś odmówił wszczęcia postępowania. Ten ci sam on jest.
Przy świadkach powiedziałam temu panu, że nie będę z nim rozmawiać. Nie będę rozmawiać z nadkomisarzem K. i tyle.
Czy to rozbuchana arogancja piotrkowskiej prokuratury, żeby zlecić sprawę panu K.? Czy to może już brak instynktu samozachowawczego? A może wyrafinowane szyderstwo?
Jak to powiedział mój Przyjaciel - psycholog: "Nie ma ludzi zdrowych, są jedynie niezdiagnozowani".