Kampania się skończyła. Dla pewności trzeba jeszcze odczekać
jakiś czas, jak w szpitalu, żeby stwierdzić, że to koniec. Co prawda trup
zawsze może się przeistoczyć w zombie, ale wtedy trzeba celować w głowę, tak
uczą filmy.
Szczerze żal mi Kosiniak Kamysza. Ale, jeżeli ma się takich
zwolenników, to już trudno.
Kilka lat temu odwiedził mnie w moim własnym domu zapalony
działacz „Kukiz15”. Rozmawialiśmy ładny czas. Rozmawialiśmy o Radziszewskim, o
tym, kto kogo, jak i dla jakich celów... pan proponował mi spotkanie z posłami,
opowiedzenie mojej historii... i tam dalej.
Ja mu na to odpowiedziałam dyplomatycznie, że” będziemy w
kontakcie”. I dodałam: ‘Wylecicie z
sejmu. Jeżeli tacy ludzie, jak ZW podpinają się pod was i was wycinają, to
wylecicie i siwy dym po was nie zostanie”.
Później korespondowaliśmy trochę przez FB, aż się urwało. Nie
chciałam mieć nic wspólnego; ja nie z soli ani z roli, ale z tego, co mnie
boli.
Podziwiałam Kukiza-artystę. Świetny Twórca i Odtwórca. Ale
popełnił błąd, który popełnia większość ludzi: PRZEKROCZYŁ SWÓJ PRÓG
KOMPETENCJI. I zdał sobie z tego sprawę. Musiał sobie z tą wiedzą jakoś poradzić,
bo, na swoje nieszczęście, nie jest głupcem. Poradził sobie zatem tak, jak
radził sobie dotychczas. Tylko, że już nie był Kukizem-Twórcą i Odtwórcą, gdzie
pewne zachowania są akceptowane, akceptowalne i wybaczane. Był politykiem
POLITYKIEM!
„I po cholerę łaziłeś na ten statek?!” – to łagodny wyrzut
wyborców.
„Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało” – obie cytaty z
Moliera.
Posłuchaj mnie, Pawle Kukiz. Nie ośmieszyłeś się. Nie
przegrałeś. Przeciwnie, wytknąłeś ludziom ich małość. To, to nic: pokazałeś,
jak się maluścy podszywają pod wielkich, byle tylko kaseńka spłynęła, byle
zaistnieć.
Ja wiedziałam, że muszę jeszcze czekać. Że nie ma nic
gorszego, niż falstart. Przy falstarcie zostajesz, miły, wyeliminowany z
zawodów. Przy delikatnym spóźnieniu, masz duże szanse wyrównać podczas biegu.
Na początku byłam zbyt emocjonalna. A na koniec nie jestem.
Co się miało stać, już się stało.
Żebyście się króle, włodarze i włodarczyki drobną kaszą...
To nie da się zabić dwa razy.
Aha, panie Michale Król, święty PIS-owcu, farbowany lisie na
usługach magistratczyków piotrkowskich o szemranych proweniencjach,
przypominam: człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. W trumnie będę
pamiętać pańskie słowa w sali sądowej: „Pani się musi ugiąć”. Nie, proszę pana. Nie.
(Nie ma sensu zaprzeczać, ja wszystko nagrywam, zw, panu
poświadczy. Mikrofony coraz czulsze. Oczywiście nie opublikuję, dopóki nie będę
zmuszona. A może wcale nie nagrywałam, tylko tak sobie mówię? Któż to może
wiedzieć?)
A teraz porozmawiamy poważnie, panie Włodarczyk.
- A tyn, wicie, łod Juntka, to sie wyrychtowoł?
- Iii... tam... U starego pomieskiwoł, ale go stary kłunico
psejechoł, to poszed.
- Ale żonecka to pikna była..
- Była, no toć stary nie ukszywdził. Dziecka ładne, ino same
dziury.
- To stary pociechy nima?
- Ma, nima, obacym.
Przepraszam, musiałam. Teraz niech mnie zaskarży za używanie słów: kretyn, idiota, palant, stulejarz, cwel, papuśnik, ciota, lalka, barbunio-cmok... Tym razem lepiej, żeby udowodnił, że to niego skierowane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz