No, zupełnie niepotrzebnie wiadomości z samego rana wysłuchałam. Dzień się zapowiadał piękny i ptaki w ogrodzie śpiewały. Słońce, zamglone jeszcze, jakby ziewało i przeciągało się po niespokojnej nocy, uśmiechało się do mnie zza firanki...
I nagle - łup. Łup nie w sensie zdobyczy, ale jako onomatopeja walnięcia niewinnego człowieka w głowę.
W samym sercu tworu: United States of Jurop ogłoszono, że w ramach usprawnienia walki z, przepraszam za wyrażenie, pandemią, w Belgii wolno, żeby się spotykało ze sobą pięć osób. Zawsze i tylko te same osoby, pięć osób.
Cztery komórki mózgowe podały mi jedynki zamiast zera, więc postanowiłam odczekać.
Pytam: jak zadeklarować te pięć osób, żeby, przyłapane u mnie, nie trafiły za kraty? Bo są nielegalnie?
Jakie są procedury wymiany którejś z osób, bo mi się przestała podobać i nie chcę jej już w domu?
Co oni tam ćpią? Do jakiego stopnia czują się władcami świata? Chów wsobny to jest maleńkie piwo w porównaniu do degeneracji tamtego towarzystwa różańcowego.
Jestem szczęśliwa, że mam sześćdziesiąt trzy lata i możecie mi pająków nagryźć; że mnie sąd piotrkowski w więzieniu osadzi, to wiem.
Za co mnie sąd piotrkowski osadzi? Ano za to, że nie przeprosiłam i nie przeproszę Włodarczyka, tak mi dopomóż Bóg. I niech sąd piotrkowski wyda tysiące wyroków, ja się nie ugnę.
Za to, że nie zapłacę ponad czterdziestu tysięcy za nic. To znaczy - za "zniesławienie" kogoś, kto nigdy i nigdzie nie zasłużył na sławę.
Wiecznie i wiecznie "wylosowywał" mnie sędzia Gosławski. Panie sędzio miły, zagrajże pan w totka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz