Rozmawiam z koleżanką, nauczycielką. Mówi ona: „Ja tam mogę wykazywać swój czas pracy, tylko będę musiała to zaplanować jakoś wstecz”. „Jak to: wstecz?” – pytam ja. „Ano, tak, że muszę przewidzieć, ile czasu zajmie mi dokumentowanie tego, co zrobiłam, bo jeśli tego nie zrobię, może się okazać, że robię nadgodziny pisząc ten wykaz czynności, których dokonałam. Za nadgodziny nikt mi nie zapłaci; praca bez zapłaty jest niezgodna z prawem, więc stanę się przestępcą umyślnym i w rezultacie stracę pracę”.
„Albo taka Jolka, ta pisze powoli, pismem kaligraficznym. Napisanie recenzji pod pracą zajmuje jej dwie i pół minuty, bo, na szczęście, szybko myśli. Ja też myślę szybko, ale i szybko piszę. Mnie napisanie podobnej zajmuje minutę. Na stu pracach oszczędzam czas na fryzjera; przecież Jolka się wścieknie”. „Będziesz musiała chodzić do fryzjera w konspiracji...” – rzekłam.
Sportowców rozliczać trzeba. Jak przebiegł sto metrów szybciej, niż kolega z Litwy, obciąć mu kasę, bo krócej pracował. ale – o tym to już było.
Nie było o Monice, a obiecałam...
Z Moniką było tak:
Pracowała w świetlicy środowiskowej, czynnej po południu w jednej ze szkół podstawowych. Dyrektorem tej szkoły był jurny, chwacki chłopak, mający niezachwiane przekonanie o własnej atrakcyjności. Przekonanie to nadszarpnęła Monika: bezczelnie nie zwracała uwagi na wdzięki i awanse dyrektora; kochała bowiem swojego męża, a dyrektor nie był dla niego żadną konkurencją.
Nasz zraniony w męskiej dumie dyrektor co i rusz wzywał Monikę do swojego gabinetu poprzez interkom. Monika co i rusz biegała do gabinetu dyrektora, żeby wysłuchiwać kolejnych propozycji... W końcu poskarżyła się mężowi. Ten udał się do szkoły, aby rozmówić się z natrętem.
Usłyszał w odpowiedzi od rzeczonego dyrektora, że to Monika go nachodzi i nagabuje seksualnie, co potwierdzić mogą woźne; przecież widziały wyraźnie, jak Monika biega do gabinetu bez przerwy...
Mąż Moniki nie strzymał...
Sprawy w sądzie o naruszenie nietykalności cielesnej nie było. Monika zmieniła pracę.
Ci, którzy wiedzą, o kogo chodzi, to wiedzą. Inni niech się zaopatrzą w dyktafony, regularnie je ładują i mają rozeznanie, do kogo nie przychodzi się bez dyktafonu w kieszeni. Brak dyktafonu może wiele kosztować. I pamiętajcie o kopiach zapasowych. Zapamiętajcie, gdzie rośnie drzewo, w dziupli którego ukryliście nagrania.
Polecam szklane słoiki typu „twist-off”, wiewiórka nie ruszy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz