Decyzja
o oddaniu szpiku kostnego to mocno szlachetna decyzja. To próba podzielenia się
własnym życiem z kimś nieznanym. Coś tak fantastycznego, czego nie przewidzieli
nawet autorzy Biblii.
Ale
– nie róbmy z tego zabawy w stylu halloween. Żadnych zachęcająco zabawnych plakatów.
Żadnych pierdół.
Z
ochotą porwanych przez fajną muzykę, być może na dragach, zgłoszą się tysiące ‘potencjalnych
dawców”. Zabawa przednia.
Ale
może się zdarzyć, że w ostatniej chwili, kiedy już został zniszczony szpik
biorcy, dawca wytrzeźwieje i się zlęknie. Wycofa się. Wolno mu, bo pozwolenie
na pobranie szpiku to nie tylko darowizna z własnego ciała; to równocześnie
wiara w precyzję i kompetencje lekarza, który wykonuje ten zabieg. Wkłucie się w
biodro to nie usunięcie nerwu z bolącego zęba.
„Wy
się tu bawicie, nam chodzi o życie”...
Bardzo,
bardzo skomplikowany zabieg, ratujący, być może, życie biorcy. Ale także – być może
– mający ciężki wpływ na życie dawcy.
Mijając
mimo polityków, mijając mimo klaunów, mijając mimo złodziei i kurwy,
zastanawiam się, czy nie namówić mojego
Syna, żeby się zgłosił do Banku?
Bo
ja jestem już stara.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń