No, teraz to doradcy
prezydenta Chojniaka odlecieli już zupełnie. Albo gorzej – odstawili lekarstwa!
Oto pan Krzysztof wystosował był właśnie do swego kolegi po fachu – prezydenta
Komorowskiego, apel o... podjęcie inicjatywy ustawodawczej w sprawie ustanowienia
definicji i standardów ciszy nocnej.
Źródło:
Ja
tam jestem zdania, że pan prezydent Piotrkowa Trybunalskiego jest uroborosem.
Ale nie takim, jakim widzieli go Staroegipcjanie i Grecy, ale takim, jakim widział
go Jung, kontynuator nauki Freuda: „urobor
to metafora wczesnodziecięcej fazy rozwoju, w której jeszcze nie zaszedł proces
różnicowania na świat zewnętrzny i wewnętrzny, a zatem fazy, w której nie
uformowała się jeszcze tożsamość seksualna. Dopiero powstająca świadomość ja”
pozwoli przełamać fazę uroboralną, różnicując świat na matrialchalny i
patriarchalny.” – wiki.
Nie
tylko ja czuję i wiem po działaniach pana Krzysztofa, że chłopak od dawna
stracił kontakt z rzeczywistością...
Nie
wiem, co bym zrobiła, gdybym mieszkała na przeciw kościoła, pracowała na nocną
zmianę, wróciła do domu po szóstej z uzasadnionym zamiarem przespania się po
ciężkiej harówce, a dzwon kościoła zacząłby nawoływać o pół do siódmej wiernych
na modły.
To
znaczy – wiem, co bym musiała zrobić: zainwestować w zatyczki do uszu. Bo co by
mi pozostało?
Wszystko
ustawą, jak kałachem załatwiać potrzeba? To już w takich życiowych sytuacjach
nie wystarczy prawo miejscowe i dobry obyczaj?
NIE WYSTARCZY, BO SIĘ NIE MA TEGO, CO ZWĄ AUTORYTETEM.
A
jeżeli się jakiś obywatel obnaży na środku któregoś fragmentu „Traktu”, zrobi
tam kupę, to ustawę będzie trzeba przez obie izby przepychać, że sranie na
chodniku jest niedozwolone? A ten obywatel powie, że pochodzi z Umbrazgerdaju,
gdzie najwyższym wyrazem szacunku i podziwu jest publiczna defekacja na trakcie
wielu kultur. Wielu – więc także i jego kultury.
I
co?
Się
powoła speckomisję; czterech niezależnych biegłych psychiatrów, dwudziestu
geografów, trzech etnologów, siedmiu antropologów, dwóch niezależnych
specjalistów od protokołu dyplomatycznego... Może się nawet referendum zrobi.
Zapewni
się obstawę siedmiu zgłoszonych w terminie i prawnie dozwolonych demonstracji w
obronie...
Załóżmy
jednak, że prace nad ta „ustawą” zostały podjęte. Będzie się rozpatrywać:
- Jakie jest dopuszczalne dźwiękowe skażenie człowieka w ogóle i w określonych przedziałach wiekowych. Czterystu biegłych plus Macierewicz. Dwie niezależne komisje.
- Które tony są szczególnie groźne dla człowieka w ogóle i w określonych przedziałach wiekowych. Ośmiuset biegłych plus Macierewicz, który podważa opinię poprzednich czterystu biegłych i wnioskuje o powołanie komisji śledczej w sprawie nierzetelnych badań, na co ma dowody, ale na razie ich nie przedstawi.
- Czy gwizd pociągu wjeżdżającego w nocy na stację mieści się w pojęciu zakłócenia ciszy nocnej. PKP twierdzi, że nie; Macierewicz powołuje sześć niezależnych komisji. Mając tak dużo roboty, przybiera sobie do pomocy Włodarczyka. Poprzednie komisje kłócą się o skład komisji. Zarzucają sobie wzajemnie łapówkarstwo.
- Czy i jak należy karać gwałconą kobietę, która swoim rozpaczliwym krzykiem obudziła w czasie ciszy nocnej pół dzielnicy? Do dyskusji wchodzi episkopat. Rozpatruje się kwestię, czy na pewno był to gwałt, jak była ubrana winna zakłócenia ciszy nocnej kobieta i czy nie zaszła przy tym w ciążę. Na wyniki trzeba poczekać. Do protestów dołączają się farmaceuci, którzy nie sprzedadzą za nic w świecie pigułki „po”. Kobieta zostaje aresztowana w celu ustalenia, czy jest w ciąży. Macierewicz milczy w tej sprawie; zajmuje się bowiem sprawą: do jakiego stopnia lasek brzozowy tłumi dźwięki; kiedy brzoza opuszcza liście. W tym czasie zgwałcona kobieta przechodzi na islam, bowiem, jej zdaniem, tam są prawa kobiet przestrzegane bardziej i nie wadzi jej, że będzie szła pięć kroków za facetem, bo w razie czego, to on będzie pierwszy do zgwałcenia.
- W czasie jakiegoś posiedzenia ktoś zadaje pytanie: „w jakich godzinach obowiązuje cisza nocna i co to w ogóle znaczy?” Dziennikarze zostają wyproszeni z sali. Macierewicz milczy.
Jakiś
czas temu mieliśmy w domu awarię i od jedenastej wieczorem do trzeciej w nocy
był wiercony widiem metal. A jest to bardzo cicha dzielnica. Nikt, nikt nie
zaprotestował, Żadne światło się nawet w sąsiednich domach nie zapaliło.
Ponieważ zdarzyło się to po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat i ludzie
wiedzieli, że musiała być poważna przyczyna hałasu.
Latem
prawie wszyscy grillują. Zwłaszcza w piątki i soboty. I nie piją przy tym wody
Zuber dla zdrowotności. Ale – w okolicach dziesiątej - jedenastej przenoszą się
do domów. Po prostu.
Kiedy
są popularne imieniny latem i okna są otwarte, a słyszy się: „Sto lat”, to się
zaciska zęby, zamyka własne okna i tyle. Bo tak się toczy życie.
A
co mamy zrobić, jeżeli za ścianą mieszka chore niemowlę, które godzinami
krzyczy i płacze? Że łatwiej jest to znieść, niż wrzaski dziczy młodocianej?
Pewnie, że tak. Ale hałas jest hałas.
Nasza
Starówka, jak każda porządna Starówka, powinna tętnić życiem. Latem, kiedy jest
ciepło przez całą dobę, przez całą dobę powinni móc w ogródkach na zewnątrz
siedzieć ludzie, pić wino i sobie gaworzyć ze sobą.
Niestety,
po tym, co uczyniono z tej dzielnicy, nie będzie łatwo nadać jej, czy też
przywrócić jej właściwą rangę. Zwłaszcza, jeżeli włodarze mają to serdecznie w
dupie, a znaczenia słów: „patriota” i „honor” muszą szukać w internecie.
Wyrozumiale zakładam, że umieją czytać. O bibliotece litościwie nie wspominam.
Pocieszne
jest to, że po postawieniu osławionego „murka” za milion ( GDZIE JEST RIO?!), niedaleko pojawił się jakiś posterunek policji,
czy tam jego jakaś filia. Chyba w celu pilnowania tegoż pomnika, który sobie
postawił pan Ch.
I
nic się nie zmieniło.
Nie
wiem, czy ta tabliczka jeszcze tam jest: do szaleństwa i śmiechu pomieszanego z
gorzkimi łzami doprowadziła mnie mosiężna tabliczka, wmurowana w murek, a
powiadająca, ze dzieciom bez opieki dorosłych nie wolno wchodzić na murek.
Zwykły ceglany murek.
Czytelnicy
spoza miasta łatwo mogą odnaleźć wiadomości o tym, jak pan Chojniak za MILION
złotych postawił na rynku w Piotrkowie ceglany obrys fundamentów dawnego
ratusza. OBRYS.
Starówka
jest cudowna i taka... w sam raz. To nie klienci ogródków i knajpek robią złą
renomę. Trzeba ustawy przeciw hałasowi. Ale – tak właściwie, przeciw komu?
Przecież ci, którzy drą pyski, nie zaopatrują się w tych miłych knajpkach.
Chyba by byli głupi. A ci, drący się, nie są głupi: oni kupują alkohol
nieopodal, za jedną czwartą ceny. I to oni akurat ze zrozumieniem pochylą się
nad „ustawą”.
A problem polega na tym, że
kiedy widzą tych miłych ludzi w miłych knajpkach, to trafia ich szlag najjaśniejszy
i muszą wyładować złość.
„A co ja mam zrobić?” – zapyta
Krzysio. „A gówno mnie to obchodzi,
Krzysieńku, kasę bierzesz za to, żebyś wiedział”.
Popłakałam się z samego rana.
OdpowiedzUsuń1/ Cudnie Pani pisze, choć temat wcale nieśmieszny
2/ U nas podobnie, o ile nie gorzej. Najładniejszy rynek w kraju/ ciekawe jak wygląda najbrzydszy/, martwy, ale za to oświetlony , jak lądowisko dla ufo. A obok kościół, wygrywający elektroniczne kuranty kilka razy na dobę. Pomnik- szubienica za 350 tysiaków, modlitwy pod nim i kwiatów składanie, a obok - budka z piwem.
3/ A co do Waszego Krzysia,kolejny raz się potwierdza, że niektórzy tylko rosną. Ja mam tu własnego Krzysia, na którego od wczoraj czekam, zgłosiwszy demolkę owego rynku, obowiązek obywatelski wypełniwszy.
No utopia po prostu !!! Nie wiadomo czy smiac sie czy plakac ??? Chyba tylko plakac , bo nawet dobry humor ma swoje granice . Lubie Twoja ironie Mario ;-) Poza tym masz lekkie pioro i potrafisz trafic w sedno sprawy. A dla ciekawostki , to kiedys bardzo, bardzo czesto bywalam w Piotrkowie - Tryb. Bo pochodze z Tomaszowa - Maz :-) Pozdrowienia dla Sasiadki :-))) Ewa.
OdpowiedzUsuń