Miałam dzisiaj sen. W tym
śnie podszedł do mnie człowiek o zniszczonej twarzy i zapytał o drogę do sądu. Rozmawialiśmy
chwilę i na koniec powiedziałam: „Człowieku, jeżeli jesteś pewien swojej racji
i prawdą jest, co mówisz, zgromadź wszystkie swoje pieniądze i idź na stadion.
Tam znajdź słowianina o kwadratowej szczęce i powierz mu swój kłopot”.
Obudziłam się z krzykiem, który następnie łagodnie
przeszedł w śmiech.
Oto na dzień 4. września wyznaczono rozprawę w
sprawie sprostowania świadectwa pracy. Rychtych dwa lata mijają, jak Sąd wielki
macoszy miota się, żeby orzec, jak i kiedy, i w jakim charakterze pracowałam. Wije
się przy tym Sąd, jak, nie przymierzając, zaskroniec, kiedy go podlać okowitą
przedniej miary.
To mało: od tej pory wielki W. wydał mi następne dwa
świadectwa pracy, Z nieprawdopodobnymi kretyństwami i złodziejstwem w treści.
Ciekawam, które z tych świadectw pracy raczy sąd prostować.
Ludzie, Wy naprawdę nie widzicie, że Z. W. niczego
nie potrafi i na niczym się nie zna? No, może za wyjątkiem smutnego plumkania
na kibordzie...
Podobno uczęszcza do solarium i farbuje czuprynę. Panie
W., od solarium dostaje się raka, a bóg raczy wiedzieć, co jest w składnikach
farb do włosów...
Następny wpis będzie miał tytuł: „Lojalka”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz