Przypomniał
mi się stary dobry dowcip:
Czym
się różni student od psa? Niczym: obaj, kiedy im zadać pytanie, tak bardzo mądrze
patrzą...
Oczywiście,
że kusi mnie jak jasna cholera, żeby zastąpić wyraz: „student” innym
rzeczownikiem, niekoniecznie pospolitym.
Że
też godne życie ludzkie musi się składać z dwóch, jedynie, działań: pokonywaniu
strachu i nieuleganiu pokusom.
Zakładając, że ludzkość jest podzielona na dwa jedynie rodzaje
osobników, z których każdy wyznaje wyłącznie jedną ze wspomnianych zasad
życiowych, otrzymujemy z jednej strony Conana, z drugiej – Eloja. Po drodze
jakieś miałkie kreatury, które umrą, nie dowiedziawszy się, o co właściwie szła
w ich życiu gra. Jacyś adwokaci diabła; że pozostanę w kręgu dziesiątej Muzy.
Na
szczęście, moje założenie jest błędne. Czy z fałszywych przesłanek może wyniknąć
Prawda? Prawie wszyscy mamy stopień naukowy jakiś; a już wszyscy jakąś maturę
albo chociaż gimnazjum. To znamy podstawy logiki. Co, nie?
I
tak się błąkamy; jedni wydzierając sobie młot Thora, inni szukając Świętego
Graala. Jedni i drudzy - stoimy po tej samej stronie muru, ale chcemy tego muru
więcej.
Kiedyś
dziwiło mnie to, że Stary i Nowy Testament jest wydawany w jednym kawałku, to
znaczy jako jedno zwarte. Trzeba było pół wieku, żebym zrozumiała, że to ma
sens. Niektórzy moi Znajomi nie mogą uwierzyć w to, że ja czytam Biblię na
okrągło. Bo ja się z tym nie kryję; często zabieram tę książkę do łazienki,
kiedy idę tam na dłużej...
No,
dobra – kiedy idę poleżeć w wannie...
Dziękuję
Panu, Panie Waldorff za tytuł pewnego pańskiego felietonu, dawno, dawno temu.
Tak zatytułował Pan swój wpis, wyjaśniając na koniec, mniej więcej tak: „Ponieważ
obecnie nikt niczego nie czyta, co nie ocieka krwią, postanowiłem tak
zatytułować mój felieton; może niechcący przeczyta o wydarzeniach kulturalnych
ktoś, kto...”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz