czwartek, 2 sierpnia 2012

GWAŁT W OPERZE


Przypomniał mi się stary dobry dowcip:

Czym się różni student od psa? Niczym: obaj, kiedy im zadać pytanie, tak bardzo mądrze patrzą...

Oczywiście, że kusi mnie jak jasna cholera, żeby zastąpić wyraz: „student” innym rzeczownikiem, niekoniecznie pospolitym.

Że też godne życie ludzkie musi się składać z dwóch, jedynie, działań: pokonywaniu strachu i nieuleganiu pokusom.

Zakładając, że ludzkość jest podzielona na dwa jedynie rodzaje osobników, z których każdy wyznaje wyłącznie jedną ze wspomnianych zasad życiowych, otrzymujemy z jednej strony Conana, z drugiej – Eloja. Po drodze jakieś miałkie kreatury, które umrą, nie dowiedziawszy się, o co właściwie szła w ich życiu gra. Jacyś adwokaci diabła; że pozostanę w kręgu dziesiątej Muzy.

Na szczęście, moje założenie jest błędne. Czy z fałszywych przesłanek może wyniknąć Prawda? Prawie wszyscy mamy stopień naukowy jakiś; a już wszyscy jakąś maturę albo chociaż gimnazjum. To znamy podstawy logiki. Co, nie?

I tak się błąkamy; jedni wydzierając sobie młot Thora, inni szukając Świętego Graala. Jedni i drudzy - stoimy po tej samej stronie muru, ale chcemy tego muru więcej.

Kiedyś dziwiło mnie to, że Stary i Nowy Testament jest wydawany w jednym kawałku, to znaczy jako jedno zwarte. Trzeba było pół wieku, żebym zrozumiała, że to ma sens. Niektórzy moi Znajomi nie mogą uwierzyć w to, że ja czytam Biblię na okrągło. Bo ja się z tym nie kryję; często zabieram tę książkę do łazienki, kiedy idę tam na dłużej...

No, dobra – kiedy idę poleżeć w wannie...

Dziękuję Panu, Panie Waldorff za tytuł pewnego pańskiego felietonu, dawno, dawno temu. Tak zatytułował Pan swój wpis, wyjaśniając na koniec, mniej więcej tak: „Ponieważ obecnie nikt niczego nie czyta, co nie ocieka krwią, postanowiłem tak zatytułować mój felieton; może niechcący przeczyta o wydarzeniach kulturalnych ktoś, kto...”







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz