sobota, 24 listopada 2012

Państwo są zainteresowani, więc przeklejam. WKRÓTCE UDOSTĘPNIĘ ODPOWIEDŹ PPROKURATURY, SĄDU, POLICJI, CZY JAKKOLWIEK TO NAZWAĆ.



            Piotrków Tryb., dn. 20.02.2012r.

Maria Gładysz
ul. Mickiewicza 30
97-300 Piotrków Tryb.





Prokuratura Rejonowa
w Piotrkowie Tryb.
Al. 3-go Maja
97-300 Piotrków Tryb.








DONIESIENIE O POPEŁNIENIU PRZESTĘPSTW


Wnoszę o wszczęcie postępowania przygotowawczego wobec dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8 w Piotrkowie Tryb., ul. Sienkiewicza 8 – Zbigniewa Włodarczyka w związku z popełnieniem przestępstw określonych w artykułach: 218 par. 1 Kodeksu Karnego, 219 Kodeksu Karnego, 225 Kodeksu Karnego, 231 Kodeksu Karnego, 271 par. 1 Kodeksu Karnego, art. 27 Ustawy o Ochronie Danych Osobowych oraz 207 Kodeksu Karnego.

Dn. 18.09.2009r. pismem do Prokuratury Rejonowej w Piotrkowie Tryb., wniosłam o wszczęcie postępowania przygotowawczego wobec dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8 w Piotrkowie Tryb., ul. Sienkiewicza 8 w związku z popełnieniem przestępstwa określonego w art. 218 par. 1 KK. Następnie pismem z dn. 26.10.2009r. wniosłam o wszczęcie postępowania przygotowawczego wobec Zbigniewa Włodarczyka, dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8 w Piotrkowie Tryb. w związku z popełnieniem przestępstwa określonego w art. 207 par. 1 KK. Pismem z tego samego dnia wnosiłam o wszczęcie postępowania przygotowawczego wobec dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8 w Piotrkowie Tryb., Zbigniewa Włodarczyka w związku z popełnieniem przestępstwa określonego w art. 271 par. 1 KK.

Postanowieniem z dn. 18.11.2009r. nadkomisarz Janusz Kawnik postanowił odmówić wszczęcia dochodzenia w sprawie naruszania praw pracowniczych, znęcania się oraz poświadczenia nieprawdy na szkodę Marii Gładysz przez dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8 – Zbigniewa Włodarczyka (DM-1-3525/09  IDs-1864/09). Żadne z kolejnych moich zażaleń nie zostało uwzględnione.

Odmowa wszczęcia dochodzenia w sprawie naruszania praw pracowniczych, znęcania się oraz poświadczenia nieprawdy na moją szkodę przez dyrektora szkoły, Zbigniewa Włodarczyka, zaskutkowały utwierdzeniem się pana Włodarczyka w bezkarności swoich poczynań i dalszym, coraz bardziej śmiałym łamaniem prawa.

Stwierdzić należy, że w uzasadnieniu odmowy wszczęcia postępowania podniesiono fakt rozpatrywania mojej sprawy przez Sąd Pracy i podkreślono, iż „wydane przez Sąd Pracy orzeczenie będzie jednoznacznie stanowić, czy działania dyr. Z. Włodarczyka były niezgodne z przepisami prawa”.

Otóż prawomocnym wyrokiem z dnia 23.12.2009r. Sąd Rejonowy stwierdził jednoznacznie, iż zmiana mojego stanowiska pracy była niezgodna z prawem. Sąd stwierdził, iż wbrew twierdzeniom dyr. Z. Włodarczyka, przeniesienie mnie ze stanowiska nauczyciela języka polskiego na stanowisko wychowawcy świetlicy nie jest zmianą warunków pracy w ramach tego samego stanowiska pracy – tj. stanowiska pracy nauczyciela mianowanego. Zgodnie bowiem z utrwalonym orzecznictwem Sądu Najwyższego, zatrudnienie nauczyciela mianowanego w charakterze wychowawcy świetlicy jest wykonywaniem pracy na innym stanowisku niż stanowisko nauczyciela przedmiotów, np. nauczyciela języka polskiego. Powyższe znajduje uzasadnienie w interpretacji przepisów – art. 18 ust. 1 KN i art. 42 ust. 3 KN. Stosownie do przepisu art. 18 ust. 1 KN, nauczyciel mianowany może być przeniesiony na własną prośbę lub z urzędu za jego zgodą na inne stanowisko w tej samej lub innej szkole, w tej samej lub innej miejscowości, na takie same lub inne stanowisko.

Sąd kilkakrotnie wyraźnie stwierdził, że zmiana moich warunków pracy i płacy była złamaniem art. 18 Ustawy Karta Nauczyciela.

Sąd podkreślił również, iż niepowiadomienie  Związków Zawodowych o zamiarze zmiany mi warunków pracy i płacy było działaniem celowym, zamierzonym i niezgodnym z prawem.
Pracodawca ma obowiązek zapewnić nauczycielowi powracającemu do pracy po urlopie zdrowotnym to samo stanowisko pracy, na którym nauczyciel wykonywał obowiązki służbowe przed pójściem na ww. urlop (art. 22 par. 1 Kodeksu pracy oraz art. 73 Karty Nauczyciela).
Nauczyciel po urlopie dla poratowania zdrowia wraca na to samo miejsce pracy.
Obowiązek zapewnienia nauczycielowi, który wraca z urlopu zdrowotnego, tego samego miejsca pracy wynika z istoty stosunku pracy, jaki łączy nauczyciela z zatrudniającą go placówką. Istota ta sprowadza się do tego, że nauczyciel zobowiązuje się w okresie zatrudnienia go w ramach stosunku pracy do wykonywania pod kierunkiem pracodawcy ściśle określonej pracy (a więc pracy na określonym stanowisku pracy, w określonym miejscu i czasie) za wynagrodzeniem (art. 22 par. 1 Kodeksu pracy).
Pracodawca nie może dowolnie - na drodze polecenia służbowego - kształtować warunków zatrudnienia nauczyciela i określać jego miejsce pracy.
Możliwość objęcia innego stanowiska możliwa jest tylko za zgodą nauczyciela.
Jeśli powracający do pracy nauczyciel zgodzi się objąć inne stanowisko pracy zamiast tego, które zajmował przed urlopem, taka zmiana jest w pełni dopuszczalna, albowiem odbywa się ona na drodze porozumienia zmieniającego dotychczasową treść stosunku pracy łączącego strony.
Podstawa prawna:
  • art. 22 par. 1 ustawy z 26 czerwca 1974 r. - Kodeks pracy (Dz.U. z 1998 r. Nr 21, poz. 94 ze zm.),
  • art. 73 ustawy z 26 stycznia 1982 r. - Karta Nauczyciela (Dz.U. z 2006 r. Nr 97, poz. 674 ze zm.).
Reasumując,  Z. Włodarczyk swoim czynem już wówczas wypełnił dyspozycję art. 231 KK, tj. przekroczył uprawnienia funkcjonariusza publicznego. Funkcjonariusz publiczny ma bowiem pierwotny prawny obowiązek znajomości aktów określających jego uprawnienia i obowiązki. W związku z tym urzędnik, który działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, popełnia przestępstwo i ponosi odpowiedzialność karną.

Na podstawie swojej bezprawnej urzędniczej decyzji uszczupla moje wynagrodzenie, co wypełnia dyspozycję art. 218 par. 1 Kodeksu Karnego. Bezprawne obniżanie moich zarobków, a następnie spowodowanie ich utraty jest wynikiem chęci dokuczenia mi, wyrządzenia przykrości, bowiem Z. Włodarczyk dobrze wie, iż wynagrodzenie za pracę stanowi jedyne źródło utrzymania. Celowo i z premedytacją stawia mnie w sytuacji, kiedy nie mogę wykonywać pracy zgodnie z prawem i posiadaną umową o pracę (art. 100 Kodeksu Pracy), a następnie, powołując się bezprawnie na art. 80 Kodeksu Pracy, potrąca mi zarobki, lekceważąc zupełnie to, iż zwracam dyrektorowi uwagę na fakt istnienia art. 81 Kodeksu Pracy, na który ja się powołuję.

Pewien swej bezkarności, dyr. Włodarczyk dopuszcza się kolejnego, celowego przestępstwa: Uporczywie i złośliwie łamie moje kolejne prawa pracownicze: dokonuje rozwiązania ze mną bez zachowania okresu wypowiedzenia umowy o pracę zawartą w dn. 1.09.1993r. na czas nieokreślony, na podstawie art. 52 par. 1 pkt 1 Kodeksu Pracy w związku z art. 91c ust. 1 Ustawy Karta Nauczyciela. Po raz kolejny nie powiadamia o swoim zamiarze Związków Zawodowych.

W wyniku postępowania sądowego (sygn. akt IVP 173/10) Sąd Rejonowy wydał następujący wyrok: „W ocenie Sądu, wbrew zdaniu pozwanej Szkoły, zastosowanie art. 52 KP było nieuprawnione. Wbrew zdaniu pozwanego aktualne orzecznictwo sądów nie dopuszcza stosowania art. 52 KP w stosunku do nauczycieli – vide wyrok Sądu Najwyższego z dn. 8.01.2009r. w sprawie I PK 137/08 – OSNAPiUS 2010/13-14/161.”

I dalej: „Kodeks Pracy nie znajduje zastosowania przy rozwiązywaniu nauczycielskich stosunków pracy (art. 20 ust. 1, art. 23 i art. 27) mają charakter regulacji zupełnych, które wyczerpująco określają przyczyny i sposoby rozwiązania nauczycielskich stosunków pracy (w drodze wypowiedzenia, porozumienia stron lub z końcem miesiąca, w którym dyrektor szkoły otrzymał informację o nieusprawiedliwionym niezgłoszeniu się nauczyciela na badania okresowe lub kontrolne), co wyklucza możliwość rozwiązania nauczycielskiego stosunku pracy bez wypowiedzenia z winy nauczyciela na podstawie innych regulacji prawnych, a w szczególności art. 52 par. 1 pkt 1 KP. W konsekwencji stosowanie wobec nauczyciela tego przepisu KP, w przypadku wystąpienia przyczyn uzasadniających rozwiązanie z pracownikiem ciężko naruszającym obowiązki, nie jest objęte odesłaniem do art. 91c Karty Nauczyciela. Przepis ten dopuszcza bowiem stosowanie przepisów KP tylko w sprawach nieuregulowanych w Karcie Nauczyciela.

Tymczasem za uchybienia godności zawodu nauczyciela lub naruszenie podstawowych obowiązków, nauczyciele podlegają wyłącznie odpowiedzialności dyscyplinarnej (art. 75 ust. 1 KN). Wśród sankcji dyscyplinarnych orzekanych po przeprowadzeniu postępowania dyscyplinarnego, Karta Nauczyciela przewiduje m.in. kary dyscyplinarne: zwolnienie z pracy, zwolnienie z pracy z zakazem przyjmowania do pracy w zawodzie nauczycielskim w okresie trzech lat od ukarania bądź wydaleniem z zawodu nauczycielskiego (art. 76 ust. 1 pkt 3, 3a i 4 KN).

Wymierzenie tego rodzaju sankcji dyscyplinarnych prowadzi z mocy art. 26 ust. 1 pkt 1 KN do wygaśnięcia stosunku pracy nauczyciela, które stwierdza dyrektor szkoły, a w stosunku do dyrektora szkoły – organ prowadzący szkołę.

Powyższe wskazuje na to, że rozwiązanie stosunku pracy dokonane przez pozwaną Szkołę nie może być uznane za zgodne z normami prawa pracy.”

Prawomocnym wyrokiem z dn. 1.12.2011r. (sygn. akt VPa 15/11) Sąd Okręgowy – Sąd Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w Piotrkowie Tryb., Wydział V na rozprawie sprawy z mojego powództwa przeciwko Szkole Podstawowej nr 8 w Piotrkowie Tryb. o przywrócenie do pracy, na skutek mojej apelacji od wyroku Sądu Rejonowego w Piotrkowie Tryb., IV Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych z dn. 7.12.2010r. (sygn. akt IVP 173/10) zmienił zaskarżony wyrok w ten sposób, iż przywrócił mnie do pracy w pozwanej Szkole Podstawowej nr 8 w Piotrkowie Tryb. na dotychczasowych warunkach pracy i płacy. W uzasadnieniu Sąd podkreślił świadome naruszenie przepisów prawa przez dyrektora szkoły; jest to dowód na kolejne naruszenie moich praw pracowniczych. Ponownie podkreślam, że do pogwałcenia moich praw nie doszłoby, gdyby w roku 2009 Prokuratura w Piotrkowie Tryb. zajęła się należycie działaniami Z. Włodarczyka.

Tym samym Z. Włodarczyk po raz kolejny dokonał przestępstwa z art. 218 Kodeksu Karnego. Działanie Z. Włodarczyka nacechowane jest wyjątkową uporczywością i złośliwością. Uporczywość przejawia się w szeregu podobnych i analogicznych powtarzających się działań mających na celu niedopuszczenie do wykorzystania przeze mnie przysługujących mi uprawnień ze stosunku pracy oraz z przepisów o ubezpieczeniu społecznym. Wielokrotnie odmawia on moim żądaniom, chociaż są one uzasadnione i oparte na prawie. Sąd Apelacyjny w Krakowie stwierdził, że pojęcie uporczywości zawiera zarówno wielokrotność uchylania się od wykonania powinności, jak i świadomość niweczenia tym możliwości osiągnięcia stanu założonego przez prawo (postanowienie SA z 13.12.200r., II AK z 289/00, KZS 2000/12/28).

Złośliwość działania Z. Włodarczyka przejawia się szczególnym nasileniem złej woli dyrektora skierowanej przeciwko mnie, przy czym to nasilenie złej woli jest pozbawione podstaw i pozostaje w jaskrawej dysproporcji do rzeczywiście istniejącej przyczyny. Jego działanie ma na celu nie tylko spowodowanie przykrości i konkretnej dolegliwości ale również zademonstrowanie swojego negatywnego stosunku do mnie.

Z całą mocą podkreślam, iż działanie Z. Włodarczyka ma charakter umyślny. Umyślność ta nie podlega żadnej wątpliwości, ponieważ dyr. Włodarczyk jako dyrektor szkoły jeszcze przed podjęciem obowiązków ukończył studia podyplomowe z zakresu zarządzania oświatą i jako taki doskonale zna prawo oświatowe.

Z. Włodarczyk jako dyrektor zakładu pracy dopuścił się również przestępstwa z art. 219 Kodeksu Karnego. Poprzez celowe zaniechanie przez miesiąc pozbawił mnie środków do życia, ponieważ nie przekazał do ZUS-u mojego zwolnienia lekarskiego. Zwolnienie to opiewało od dn. 10.05. do 1.06.2010r.

W przypadku choroby pracownika na przełomie zatrudnienia pracodawca jest zobowiązany przekazać oryginał zaświadczenia lekarskiego do ZUS-u zaś w firmie zostaje potwierdzona za zgodność kopia dokumentu (art. 6 ust. 1, art. 13 ust. 1, art. 61 ust. 1 pkt 2d i ust. 3 Ustawy z dn. 25.06.1990r o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa – Dz. U. z 2005r. nr 31, poz. 267 ze zmianami oraz par. 1 ust. 1 pkt 1 i par. 3 rozporządzenia Ministra Pracy i Polityki Socjalnej z dn. 27.07.1999r. w sprawie określania dowodów stanowiących podstawę przyznania i wypłaty zasiłków z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa – Dz. U. nr 65 poz. 742 ze zmianami.). Pracodawca zwolnił mnie 21.05.2010r., zaś oryginał zwolnienia lekarskiego otrzymałam pocztą wraz z nieprawidłowo wystawionym świadectwem pracy dn. 15.06.2010r.

Bardzo proszę właściwe organa o poważne potraktowanie doniesienia o popełnieniu przestępstw, które ścigane są z oskarżenia publicznego.

Dyr. Włodarczyk dopuścił się także przestępstwa z art. 225 Kodeksu Karnego: W dn. 6-9.07.2010r. Inspektor Pracy przeprowadził kontrolę w Szkole Podstawowej nr 8 i w piśmie z dn. 9.07.2010r. stwierdza: „Brak oryginałów akt osobowych, w szczególności umów o pracę (…) uniemożliwia w trakcie kontroli pełną ocenę prawidłowości treści świadectwa pracy”. W moim przekonaniu było to celowe zakłócanie wykonywania czynności służbowych przez osoby uprawnione do kontroli w zakresie inspekcji pracy. Nie do pomyślenia bowiem jest dla mnie fakt, iż w zakładzie pracy nie ma akt osobowych pracownika albo poświadczonych ich kopii, podczas gdy z akt sądowych toczących się spraw jasno wynika, iż sekretarz szkoły czynił poświadczone kopie moich akt osobowych wypożyczając je z Sądu na określony czas. Dowód na to znajduje się w aktach sprawy IVP 212/09 (VPa 131/10. Znajduje się tam upoważnienie sekretarz Szkoły, p. Urszuli Księzki do dokonania kserokopii teczki moich akt osobowych. Pismo to datowane jest na dzień 24 maja. Tak więc twierdzenie, że w Szkole nie było w lipcu moich akt osobowych było zamierzonym matactwem.

Jak z powyższych wynika, dyr. Włodarczyk popełnił przestępstwa umyślnie z art. 231, gdyż jako funkcjonariusz publiczny wielokrotnie przekraczał swoje uprawnienia i nie dopełniał swoich obowiązków działając na szkodę interesu zarówno publicznego jak i prywatnego. Interes publiczny w moim mniemaniu ucierpiał w ten sposób, iż pracownicy Szkoły utracili wiarę w sprawiedliwe i zgodne z normami sprawowanie władzy przez dyrektora pedagoga, co jest tym bardziej szkodliwe społecznie, że przeczy misji szkoły Rzeczpospolitej Polskiej.

Dyr. Włodarczyk, będąc funkcjonariuszem publicznym, dopuścił się przestępstwa z art. 271 par. 1. Celowo i świadomie poświadczył nieprawdę w dokumencie z dn. 21.05.2010r. „Rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia”, gdzie stwierdza, iż rozwiązuje ze mną bez zachowania okresu wypowiedzenia umowę o pracę zawartą w dn. 1.09.1993r. na czas nieokreślony (…). Tymczasem ja jestem zatrudniona od dn. 25.09.2000r. na podstawie mianowania. Umowa z 1.09.1993r., na którą powołuje się dyrektor przekształciła się z mocy prawa na stosunek pracy na podstawie mianowania – Ustawa Karta Nauczyciela art. 10.5a.

Tego typu działanie ma na celu zaciemnienie sytuacji, utrudnienie mi dochodzenia moich praw przed Sądem Pracy.

Ponadto dyrektor uporczywie od dn. 21.05.2010r. odmawia mi wydania prawidłowego świadectwa pracy.

Dyrektor jako funkcjonariusz publiczny wielokrotnie łamie art. 27 Ustawy o Ochronie Danych Osobowych upubliczniając dane wrażliwe. Artykuł ten głosi wyraźnie: „Zabrania się przetwarzania danych ujawniających pochodzenie rasowe lub etniczne, poglądy polityczne, przekonania religijne lub filozoficzne, przynależność wyznaniową, partyjną lub związkową, jak również danych o stanie zdrowia, kodzie genetycznym, nałogach lub życiu seksualnym”.

Osobną kwestią jest prowadzenie finansów Szkoły. Istnieje szereg niejasności i nieścisłości finansowych odnośnie do mojego uposażenia i należnych mi kwot pieniężnych.
Spawy te poruszę w odrębnym piśmie do Prokuratury.

Wszystkie te przestępstwa wyczerpują również dyspozycję art. 207 par. 1 Kodeksu Karnego. Szczególnie wyraźnym jest znęcanie się nade mną przejawiające się w konsekwentnie złośliwym pozbawianiu mnie środków do życia.

Po rozwiązaniu ze mną stosunku pracy z rażącym naruszeniem prawa oraz po przywróceniu mnie do pracy prawomocnym wyrokiem Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim z dnia 1.12.2011 roku (sygn. akt: V Pa 15/11), toczę z dyrektorem Z. Włodarczykiem bezowocną korespondencję, domagając się wypłacenia mi należnego wynagrodzenia.
Zwodzi mnie, domagając się coraz nowych wyjaśnień. Ja tymczasem pozostaję ze źródłem utrzymania w postaci zasiłku okresowego z MOPR w wysokości 238,50 miesięcznie (dwieście trzydzieści osiem 50/100).

Zbigniew Włodarczyk doskonale wie, że musi wypłacić mi zaległe wynagrodzenie, ponieważ to wyłącznie on był przyczyną niewykonywania przeze mnie pracy. Zna również wysokość należnej mi kwoty, ponieważ nalicza przecież wynagrodzenia. Stale korzysta z usług prawników Urzędu Miasta Piotrkowa Trybunalskiego. Nie sposób zatem przyjąć, iż nie wie o tym, że w wyniku przywrócenia mnie do pracy, przysługuje mi wynagrodzenie za cały okres pozostawania bez pracy, ponieważ jestem pracownikiem, w przypadku którego rozwiązanie umowy o pracę podlega ograniczeniu na mocy przepisu szczególnego, „lex specialis derogat legi generali”.

Ponadto Z. Włodarczyk nie sporządził za mnie dokumentów do ZUS oraz nie naliczył składek i zaliczki od wynagrodzenia za czas pozostawania bez pracy. Nie zgłosił mnie do ubezpieczeń społecznych i ubezpieczenia zdrowotnego, co powinien był uczynić natychmiast i z datą, od kiedy zostałam z ubezpieczeń wyrejestrowana, co ponownie jest przestępstwem z art. 218, par. 1.KK.


W związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.


RESYMULCJA

 Jakiś czas wstecz napisałam:
 
 
 
 
 "Psychopata – to istota ludzka, która świat traktuje, jak cytrynę do wyciśnięcia; istota ta jest całkowicie pozbawiona uczuć wyższych, funkcjonuje na poziomie zaspakajania potrzeb elementarnych; wykorzysta wszystko i każdego do osiągnięcia swoich celów. Kiedy je już osiągnie – bez żalu porzuca wczorajszych przyjaciół i wdziękiem zdobywa sobie nowych. Tych nowych traktuje podobnie. Zawsze znajdzie się ktoś, nazwijmy go, skrajnie naiwny, kto się da ponieść uczuciom, jakie psychopata celowo, z wyrachowaniem i niezwykłą cierpliwością wzbudza. Raz będzie to litość, raz prawdziwe uczucie współodczuwania; innym razem namiętność lub silna potrzeba zaopiekowania się takim miłym, nieporadnym chłopcem.
 
  Przy tym doskonale wie psychopata, czuje to swoim psim nosem – kto się da podejść, a kogo lepiej omijać. Tych, którzy się nie dają omamić, a nie daj Boże przeciwstawią w czymkolwiek, będzie psychopata niszczył konsekwentnie, pomału i po cichu. Zaczai się, jak hiena i będzie czyhał tak długo, aż ofiara popełni jakikolwiek błąd.
 Rzecz, naturalnie, dotyczy również kobiet. Czasami zdarza się, że taka para się spotka w jakiejś sytuacji życiowej i stworzy udatny tandemik..."
 
A, że świat się nie zmienia tak prędko, jakbyśmy chcieli, słowa napisane rok temu, nadal mówią prawdę. 
 
 
Włodarczyk, czy ty kombinujesz, ile w swoim życiu zrobiłeś zła? Ile ludzi to pamięta? Ile ludzi płacze? 
 
 
Czytałeś ty kiedy książki? Jakieś?
 
 Chociaż z pięć?
 
 Polecam, niestety, "Hrabiego Monte Christo".
 
 
 
 





WYCIECZKA DO KOPERNIKA. POLECAM.

 

Spróbujcie Państwo zrobić sobie wycieczkę. Wycieczka będzie trwała od pięciu do siedmiu godzin, w zależności od stanu „węzła rzgowskiego”. Zakładam, że byłaby to wycieczka hardcoreowa, czyli za pomocą środków masowej komunikacji. Czyli środków, na które znakomita większość społeczeństwa jest skazana w tym kraju.

Kupują Państwo bilet, wsiadają do autobusu (polecam Piotrków, Opoczno i Radomsko) i czekają Państwo, aż pojawi się Centrum Zdrowia Matki – Polki.

Wówczas zaczynają się Państwo zbierać pomału do wyjścia. Kiedy autobus skręci, a państwa rzuci w lewo, to znak.

Wysiadają Państwo i stają przed problemem: „Przecież ja nie mam biletu łódzkiej komunikacji miejskiej”.

Spieszę z pomocą: kiosk jest po przeciwnej stronie, to znaczy – kiedy Państwo ustawią się twarzą 45 stopni w lewo w stosunku do przystanku, na którym Państwo jesteście, oczom Waszym ukaże się kiosk. Nie oznacza to, rzecz jasna, że jest on akurat czynny. Trzeba przejść przez jezdnię. Przeważnie na dwa razy, bo światła się kończą w połowie. Ale jest tam miłościwa wysepka, można odziapnąć.

Spoglądają Państwo w prawo, przez ramię, obserwując, czy tramwaj z Kurczaków nie nadjeżdża. A numer jego jest: 15 lub 16.

Chyba, że wolą Państwo autobus. Trzeba wówczas przejść przez inną jezdnię, trochę się cofnąć i już. Autobus ma na imię 69 lub 61. Jeździ często. Tuż obok są takie miejsca, gdzie można kupić bilet.

Jeżeli środek transportu jest sfinansowany z funduszy Unii Europejskiej, mają Państwo szansę słyszeć co kawałek: „Pabianicka – Tuszyńska. Przypominamy o obowiązku skasowania biletu. Pabianicka – Karpacka. Przypominamy o obowiązku skasowania biletu. Pabianicka – Ciołkowskiego... szpital onkologiczny”

Wysiadają Państwo; tu nie potrzeba szczególnej mądrości – ci, którzy wysiadają razem z Państwem, idą w tym samym kierunku. Tu już droga i wiatr same prowadzą.

I oto jesteście Państwo w przedsionku piekła.

Proszę iść dalej. Próbować się przedrzeć przez tłum ludzi. Ludzi. Ludzi czekających do rejestracji. Kiedy się Państwu zrobi słabo – lekko po lewej jest toaleta.

Proszę iść prosto tak długo, jak droga wiedzie. Na jej końcu zobaczą Państwo schody w dół. I napis; „Do bufetu”. Do bufetu – to taki gryps. Punkt orientacyjny. Od bufetu się wszystko zaczyna i na bufecie kończy.



Należy wówczas minąć bufet, skręcając lekko w prawo i dać szybko jeszcze raz w prawo. Oto są Państwo przed windami. Można, naturalnie, doginać pieszo trzy piętra, ale po co? Skoro jeszcze kilka lub kilkanaście razy będę latać w tę i nazad...

Windziarz (bo jest windziarz) wygrałby konkurs na windziarza w „ritzu”. Serio. Z ogromną kulturą i cierpliwością otwiera i zamyka kratę od windy. Wiezie na drugie piętro, co, zważywszy, że się jedzie z podziemi, czyli tak zwanego poziomu: -1, daje w sumie trzy.

Wysiadają Państwo i oto są Państwo u wrót piekieł.

Drzwi do oddziału nawet nie są oznakowane. Po co. Kto tutaj dotarł, wie dokąd dotarł.

Po przekroczeniu tych drzwi, dotarli Państwo do piekła.



Na nadchodzące święta, życzę Państwu zdrowia. Musiałam ponad pół wieku błąkać się po świecie, żeby zrozumieć sens tych życzeń.



Tobie, panie Włodarczyk zaś, na nadchodzące święta, życzę odcisków na kolanach od fałszywego klęczenia w Świątyni i wszystkiego szamba, jakieś uczynił. Nie tylko  mnie.


No, i żebyś przeszedł przez te drzwi zanim zrobisz jeszcze komuś następną krzywdę.

Niech się stanie.







Proszę sobie zrobić proponowaną wycieczkę. Koszt na cztery osoby obliczam: sto złotych, góra.






piątek, 16 listopada 2012

You're never gonna keep me down

Porzucam Was na dłużej.

http://www.youtube.com/watch?v=GAM9diIDHqs&feature=related

FRAGMENT SZKIELETU POWIEŚCI, ŁAMANE PRZEZ FRAGMENT SCENOPISU




...Jedźmy dalej i bardziej wyraziście.

Oto mój pracodawca, uprzejmie, z poważaniem i szacunkiem, zmienia mi stanowisko z „Marysia” na stanowisko: „Prostytutka”.

Stanowczo się temu sprzeciwiam.

Mój pracodawca jednak traktuje mnie jak prostytutkę, na co ja konsekwentnie nie wyrażam zgody. Mój pracodawca – za niedawanie dupy jedzie mi po pensji. Próbuję się zwrócić o pomoc do jego mocodawców, ale tam uzyskuję jedynie śmiech.


Jestem wielokrotnie gwałcona, zmaltretowana. Nie mam siły już się bronić. Po pewnym czasie odzyskuję te siły na tyle, żeby po raz kolejny powiedzieć” „Nie”.

Zwracam się o pomoc do niezależnego eksperta pod tytułem: Sąd.

Ten, czerwony z wysiłku, oświadcza, że, co prawda alfons nie ma prawa, ale już się stało. Należy mi zapłacić za krzywdę i nadal traktować, jak kurwę. Nie mam siły pisać do Wielkiego Dona; tracę zresztą wiarę w to, że Wielki Don mi pomoże, jakkolwiek fama niesie, że Wielki Don jest mniej więcej sprawiedliwy, ponieważ ma nad sobą innego Dona.





Czuję, że coś nie jest w porządku. Że nie wolno tak. Nie w tej części globu. Nigdzie. Buntuję się, wywołując zniecierpliwienie u alfonsów.


Zostaję pobita, przykładnie na oczach reszty pojmanych zgwałcona i wyrzucona na bruk. Reszta pojmanych nie będzie już w stanie ze strachu nawet miauknąć.


I tu z odsieczą przybywa współczesny Duch Święty: Internet (...)

czwartek, 15 listopada 2012

OPOWIEŚCI DZIWNEJ TREŚCI


...Słuchacze programu Magiel Strefy FM w większości opowiadali się za wyremontowaniem (za mniejszą kwotę) istniejących już budynków. Wskazywali przy tym konkretne lokalizacje.
- Można zaadaptować willę przy ul. Dąbrowskiego na filię biblioteki. Przy ul. Batorego jest wolny plac, gdzie można wybudować tańszą placówkę - pojawiały się głosy mieszkańców.

Miasto do tej pory wydało ponad milion złotych na dokumentację projektową nowego budynku. Szanse na pozyskanie pieniędzy z Ministerstwa Kultury maleją z roku na rok. Drugi milion przeznaczono na remont elewacji byłej synagogi - głównej siedziby biblioteki."


Jak wiadomo: pierwszy milion trzeba ukraść.

GRESZKO

Ponieważ portal e-piotrków nie ujawnia od dawna wpisów z mojego ajpi, pozwolę sobie tutaj napisać o Szymonie Greszko.

Szymon Greszko jest Synem przedwcześnie  machnącego ręką na ziemski padół fotografika. I Synem mojej Koleżanki z ławki.

Pana Greszko w realizacji twórczej zobaczyłam po raz pierwszy w "areszcie", kiedy jeszcze areszt był aresztem i pomieszczono kiedyś tam wystawę bezdomną. Co prawda, areszt był już pozbawiony więziennych inskrypcji w wykonaniu grypsujących; jednak zwiedzanie kibli robiło wrażenie. Także - cela z napisem: "Pokój wychowawców" albo coś tędy.

Fenomenalne fotografie Pana Greszki. "No, no", mówili ludzie.

"Odważny".


Pan Greszko nie chce, aby odmieniano jego nazwisko i ma do tego prawo. Na forum (przepraszam za wyrażenie) podjęto sprawę: "Przecież odmienia się: ' Kościuszko'".

"Kościuszko" odmienia się z rozpędu i zgodnie z prawem językoznawstwa. Każdy wie, jak brzmi mianownik. Wierzę i wiem, że po pewnym czasie nazwisko: "Greszko" również podlegnie odmianie. 

/Zostanie bowiem oswojone i wejdzie na zawsze do kanonu polskiej kultury - to tłumaczenie dla niektórych/

W naszej schizofrenicznej rzeczywistości zdarza się, że następują rzeczy niebywałe. Oto: Maria ze Skłodowskich Curie otrzymuje liczne ulice o nazwie: "Curie- Skłodowska". 

Konia z rzędem temu, kto po następnych stu latach docieknie, jak to było. Kto, jak, z kim i dlaczego, i w jakich okolicznościach. I - kto będzie wiedział, co znaczyło: konia z rzędem.














Ja tam wiem: tak się łatwiej wymawia. Tak powstał język amerykański, stosowany w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. A zaraz później - bazy wojskowe. Które, jak wiadomo, są nam absolutnie niezbędne, ponieważ, jak ogólnie wiadomo, graniczymy bezpośrednio z Ameryką Północną. I jesteśmy jej ostoją. Zupełnie, jak: "Szparka-sekretarka", o ile kto wie, o co idzie.

Będąc w Unii Europejskiej, która, jak ogólnie wiadomo, darzy niepohamowaną miłością, czcią i podziwem Stany Zjednoczone Ameryki Północnej.

Zdanie niedokończone, o ile ktokolwiek wie, o czym mówię.

Schizofrenia rulez.





PYTAJĄ MNIE

znajomi. 

Odpowiadam: Szkoła jest mi winna pieniądze na podstawie artykułu 48 ust.1 Kp. "W przypadku rozwiązania umowy o pracę z pracownikiem, w przypadku którego rozwiązanie umowy o pracę podlega ograniczeniu z mocy przepisu szczegółowego, przysługuje wynagrodzenie za cały okres pozostawania bez pracy".

Złodziejstwo piotrkowskiego magistratu i jego bezczelność nie mają granic - ponieważ nikt tego nie kontroluje. Nikt.

Rzecz jasna - do czasu.

Pan Chojniak, rzecz jasna, nic nie wie. Pan Chojniak, rzecz jasna, nie ma czasu zajmować się przestrzeganiem prawa przez swoich pupilków, bo jest, rzecz jasna, zajęty czym innym. Na dowód praworządności przestępcy, rzecz jasna, nagradza przestępcę swoją nagrodą, która, rzecz jasna, idzie z naszych podatków, panie dzieju. Po raz kolejny, rzecz jasna.

Włodarczyk, ty i twoja śliczna księgowa ukradliście mi kawał kasy. Nie mnie jednej; ale - niech każdy się troszczy o swoje.


NIEDŁUGO NAPISZĘ

Nie piszę i nie wklejam, bo jestem w potwornym dole.

Kuba jest na onkologii w "Koperniku", na drugim kursie chemii paliatywnej. Rozumieją Państwo zatem, że w tej chwili Z.W., bezprawie mojego miasta i czyjekolwiek zdanie na mój temat mają dla mnie umiarkowane znaczenie.

Chwilowo nie mogę zadziałać, jak bym chciała; ale nie odpuszczę. Dopóki żyję, nie odpuszczę. Jestem chrześcijanką i odpuszczam wszystko chrześcijaninowi; farbowanemu lisowi nie odpuszczę nigdy.




Jakiś czas wstecz, E.J., Matka Kuby popełniła list prywatny do Zbigniewa Włodarczyka. Ja nic o tym nie wiedziałam. W liście tym E.J. prosiła o uregulowanie finansowych spraw między szkołą a mną, ponieważ pomogłoby to zadbać lepiej o Jej Syna, Kubę. Stało się tak dlatego, że ja byłam kompletnie pozbawiona przez przestępcę środków do życia i faktycznie utrzymywała mnie E.J.

Jak Państwo pamiętają, zostałam wyrzucona na bruk przez przestępcę i nie wypłacono mi należnych kwot.

Zbigniew Włodarczyk miał czelność pojawić się w mieszkaniu E.J., przy Belzackiej. Nie spodziewał się, że ja w tym czasie opiekuję się Kubą. Stanął w drzwiach i zapytał, czy tu mieszka E.J, ponieważ dostał od niej list.

Nie spodziewał się mojej obecności. Odpowiedziałam, że E.J. nie ma, ale niech Zbigniew wejdzie i zobaczy umierającego Kubę. 

Nie wszedł. 

Dzisiaj myślę, że przyuczony do zawodu, wiedział, że kiedy przestąpi próg, mogę mu dać w  łeb, wezwać policję i zgłosić to jako najście. 

Wtedy tak nie myślałam; miałam nawet przez ułamek sekundy nadzieję, że w progu stoi człowiek.

Czegóż ci mogę życzyć, Włodarczyk? 


Życzę ci dokładnie tego samego, czego ty życzysz mnie.
I niech się stanie.




poniedziałek, 5 listopada 2012

MATER STUDIORUM




Dlaczego strona się nie rozwija, czemuż to nie ewoluuje?

Ponieważ strona powstała jako, z przeproszeniem literatów, jako dzieło literackie z dziedziny literatury faktu. Jako taka, strona jest dziełem zamkniętym, co, oczywiście, nie oznacza niemożności dopisywania ciągu dalszego. Ale – z punktu widzenia teorii literatury – jest to możliwe jedynie w innej formacji ukształtowania utworu. Jednym słowem – co było w poprzedniej części dzieła praesens historicum, w następnej, śledzącej obecną rzeczywistość, może jedynie zaistnieć jako present simple. Strona ukazała się  w internecie rok wstecz w identycznym kształcie, w jakim jest teraz.

Ładnie piszę? Mogę tak długo, tylko się brzydzę. Przeleciałam z łaciny gładko do łaciny współczesnej, nieprawdaż?

Nikt mi nie zarzuci, że nie uprzedzałam, żeby mnie nie czytać, bo to może być  szkodliwe.

Otóż: jakiś czas temu zostałam zawezwana na Policję, ponieważ Zbigniew Włodarczyk o cóś znowu mnie oskarżał w związku z moim dziełem literackim. Pisałam o tym na blogu we wpisie na temat niezamierzonej reklamy. Bo Z.W. zadał komuś trud rzucenia całej mojej strony (podobno 173 strony) i zadania Policji trudu udowodnienia mi, że jestem przestępcą. Recydywistą, chyba. Rzecz nie wypaliła, jak sądzę, bo obecnie siedzę sobie i piszę swobodnie. Ale – co Policja i Prokuratura miała uciechy, to ich.

Teraz po ludzku:
Zostałam wezwana na Policję, ponieważ Zbigniew Włodarczyk złożył doniesienie o popełnieniu przeze mnie przestępstwa w postaci opublikowania mojej strony internetowej, która, podparta dokumentami nawet debilowi uświadomiłaby, że Z. W. ma coś na sumieniu.

Sprawa nie nabrała biegu, bowiem w Piotrkowie też się zdarzają przytomni ludzie. Znam ich nazwiska, ale ich nie ujawnię, dopóki Piotrków trwa w oparach.

Prawie w tym samym czasie byłam przesłuchiwana w sprawie doniesienia o przestępstwach Z. W. Słuchała mnie miła pani. Jest już sierżantem sztabowym. Niebawem udostępnię wynik tej rozmowy.


Wszystkich Państwa przepraszam za chaos, jaki jest na moim blogu. Wynika on stąd, że od 3. czerwca 2009 roku jestem systematycznie zajebywana przez Z. W. (z niewielką pomocą jego przyjaciół).

Wróciłam 3 czerwca 2009roku do mojej Szkoły po leczeniu; pełna pomysłów i energii. Z. W. mnie zajebał dla kasy, koneksji i dobrego samopoczucia.
Z uporem twierdzę, że jest to przestępca. Dotychczas nie postawiono mi zarzutów o to, że go nazywam przestępcą. Myślę sobie czasami, że młyny sprawiedliwości istotnie mielą powoli, za to – dokładnie. I – że to jest ten powód.

 Zostałam skazana za to, że podobno nazwałam Włodarczyka chujem. Ja pierdolę, co za syf.

Pan Król wie, co robi. Panią Dąbrowską polubiłam; nie wiem, dlaczego?

Z całym szacunkiem: czy Zbigniew Włodarczyk płaci za usługi prawnika, jak każdy śmiertelny, czy już jest nieśmiertelny?
Oj, zagotują się maszyny od drukowania faktur wstecz, oj, zagotują...

LISTOPAD - MIESIĄCEM PAMIĘCI

niedziela, 4 listopada 2012

ZMIENIAM WIZERUNEK...

Czytelników przyzwyczajonych, czy tylko przywykłych, do efemerycznych odlatujących ptaków, serdecznie przepraszam. Czas na nowe. 

Ostatecznie przejadło mi się czarno na białym; może białe na czarnym dotrze do kogoś u żłoba.

PECUNIA NON OLET



 


jo (gość) 2012-10-15 20:44 Prezydent docenił nauczycieli

Prawie setka pedagogów i pracowników obsługi piotrkowskich szkół i przedszkoli odebrała wczoraj (15 października) nagrody prezydenta.
 
 Dzień Edukacji Narodowej to coroczne święto całej oświaty. Z tej okazji dziś (15.10) w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych Nr 4 odbyła się uroczystość, podczas której Prezydent Miasta Krzysztof Chojniak wręczył coroczne nagrody nauczycielom oraz pracownikom administracyjno-obsługowym zatrudnionym w placówkach oświatowych.
Wśród nagrodzonych znalazło się 56 nauczycieli (3 tys. zł) ze wszystkich typów placówek oświatowych, a także 43 osoby zatrudnione na takich stanowiskach jak: główny księgowy, intendentka, specjalista ds. kadr, woźna, sprzątaczka czy kucharka (2 tys. zł).
- Drodzy Państwo pragnę na Wasze ręce złożyć najserdeczniejsze życzenia – mówił w czasie spotkania prezydent Krzysztof Chojniak. - Przede wszystkim życzę realizacji wszystkich waszych planów, zarówno tych osobistych, jak i zawodowych. Podkreślam to przy każdej możliwej okazji i zaznaczę również dzisiaj. Nauczyciel to nie tylko zwykła praca, to powołanie, które realizuje się z pasją. Gdyby tak nie było, to nie wkładalibyście Państwo w swoją pracę aż tyle serca i oddania. Wówczas nie przynosiłaby ona tak pozytywnego skutku, jak ma to miejsce teraz. Właśnie za tę pasję i zaangażowanie chcielibyśmy Państwa dzisiaj wyróżnić, życząc jednocześnie jak najwięcej sukcesów w przyszłości, i jak największej satysfakcji z wykonywanej pracy – dodał (...).
KOMENTARZE:
No przecież jest na zdjęciu nr 4 tylko troszkę fryzurkę zmienił
nauczycielka (gość) 2012-10-15 16:37
Wygrałam zakład, że Włodarczyka też nie może w tym roku pominąć.

http://www.kowalczyk.info.pl/images/mackowiak.pdf
nk (gość) 2012-10-16 16:44
wlodarczyk na to zaslugiwal
smieszbi jestes i tyle
Kasikk (gość) 2012-10-16 12:09
może by zakupili sprzęt do szkoły, wyposażenie, projektory, tablice, wyremontowali jakiś budynek, a nie tyle kasy przeznaczali na nauczycieli!!!
Marek Marecki Polska (gość) 2012-10-16 10:30
WŁODARCZYK Figura. a za co nagroda ?
KOŃ W STAJNI SIĘ ŚMIEJE !!!
agnieszka (gość) 2012-10-16 08:10
włodarczyk, hahahahahahahhahahahahahah
nestle (gość) 2012-10-15 23:44
"Prezydent docenił nauczycieli"

Powinniście dokończyć tą wspaniałą myśl: "A nauczyciele docenią teraz prezydenta. Przy urnie wyborczej. Pan płaci, pan wymaga".
Piotr (gość) 2012-10-15 21:41
włodarczyk, pytam za co nagroda...
brasil (gość) 2012-10-15 21:19
Tak, ostrzygł się, żeby go nie kojarzyli z vinci2. Ale internet jest niewzruszony i cóż, nie pomoże fryzjer, puder, róż.
w odpowiedzi do: jo (pokaż komentarz)
inna (gość) 2012-10-15 21:14
Ogromny błąd w druku, bo jak wynika z treści linka, to jeszcze dodane być powinno: vinci2.
Nauczyciel, dyrektor, pedagog, wychowawca dzieci. Przykład i wzór, autorytet moralny.
gość (gość) 2012-10-15 21:03
Błąd w druku- powinno być "i kolega Włodarczyk"- przecież nie można zapominać o kumplach.



wlodarczyk na to zaslugiwal
smieszbi jestes i tyle

Nie odmówię sobie komentarza do tego powtórzonego postu. No, nie odmówię sobie i tyle.
Bo co to znaczy: „włodarczyk na to zasługiwał śmieszny jesteś i tyle” (pomijam literówki)?

Kilkadziesiąt godzin lekcyjnych w ciągu roku szkolnego poświęcałam na to, aby uczniom uzmysłowić, do jakiego stopnia interpunkcja lub jej brak, jest ważna...

Popatrzmy: „Włodarczyk?! Na to zasługiwał?! Śmieszny jesteś i tyle...”

Skoro nie wiemy, co Autor chciał powiedzieć, bo jest dość mało dbały o wyrazistość wypowiedzi, którą w piśmie uzyskuje się dzięki interpunkcji właśnie, to mogę sobie ja, odbiorca tekstu, zinterpretować ten tekst, jak wyżej.

Z kolei Kuba twierdzi, że na pewno intencja była taka: „Włodarczyk na to zasługiwał!!! Śmieszny jesteś i tyle!”

Dlaczego Kuba tak twierdzi? Bo Kuba wie, że ktoś, kto popierałby Z.W. jest zdolny do kosmicznych błędów, w zamian – ktoś, komu Z. W. wisi kalafiorem nie dba o to nawet, żeby jego nazwisko popełnić z wielkiej litery.

Jeden z Nich był moim uczniem, drugi nie. Zgadnij, ach, zgadnij, który jest który?

Dla jasności: nie mam nic wspólnego z żadnym z cytowanych postów.



GŁOS pana ADAMA WOLSKIEGO


GŁOS pana ADAMA WOLSKIEGO
  
Istnieje pewien rodzaj mężczyzn, którzy mają specyficzne wyobrażenie o sobie, o kobietach i o sposobach wyrażania zainteresowania upatrzonymi kobietami. Niektórzy nazywają to „końskimi zalotami”, inni bardziej dosadnie. Ten typ mężczyzn uznaje za właściwe zachowania i gesty, które nie wszystkim kobietom odpowiadają.
 
Swojego czasu w niewybredny sposób starał się zainteresować mnie swoją wybitną męskością i powabem samczym pewien pan. Rzecz miała miejsce podczas Wielkiego Remontu, na nieremontowanym korytarzu szkolnym w oficynie, tam, gdzie mieścił się pokój sekretarki, pani Danki. Stałam wówczas przy oknie, ponieważ w sekretariacie było tyle osób, że nie sposób było tam wejść. Czekałam na możność załatwienia swojej sprawy, kiedy poczułam na pośladku czyjąś dłoń. Odwróciłam się gwałtownie; pomyślałam przerażona, iż to jakiś durny uczniowski żart. Wtedy zobaczyłam na wpół nieogoloną, dla mnie obrzydliwą, obleśną męską twarz. Nie wiedziałam wówczas, że jest to pan Adam Wolski. O tym dowiedziałam się 3 czerwca 2009 roku, kiedy dyrektor wprowadził go na lekcję, a ten po zakończeniu zajęć powiedział: „Przyszliśmy zobaczyć, jak pani sobie radzi”.
 
Swoim charakterystycznym głosem pan Adam Wolski zaczął artykułować jakieś lepkie propozycje. Nie pamiętam, jakich słów użyłam w swojej obronie, niewykluczone, że były to słowa nieparlamentarne. Oczywiście zlekceważyłam całą tę sytuację – w końcu takich Adamów Wolskich pałęta się po świecie kilka ładnych armii; to jest ten typ samca, który przypisuje sobie męskość wówczas, kiedy kobietę uszczypnie w pośladek.
I to był mój błąd.
 
Pan Adam Wolski to przewodniczący Rady Rodziców. Zemsta zranionej samczej dumy nastąpiła przy pierwszej okazji: na sali sądowej. Myślałam, że to mu wystarczy. Nie. Popis dał pan Adam Wolski podczas posiedzenia Komisji Rewizyjnej Rady Miasta w dniu 17.01.2011r. Głośno i wyraźnie kierował pod moim adresem bardzo poważne oskarżenia. Uczuliłam wówczas Członków Komisji, aby zapamiętali, co pan Wolski mówi, bowiem sprawa będzie miała swój finał w Sądzie, a Członkowie Komisji zostaną zapewnie powołani przez Sąd jako świadkowie.
 
Ja się nie pieniaczę. Jedyne sprawy sądowe, jakie mam, czy miałam w ostatnich dziesiątkach lat są związane z panem Z.W. i jemu do pomocy przybranymi. Nie pozwolę się obrażać przez takie...pana Wolskiego. Wart Pac Pałaca.
 
Posiedzenie Komisji było protokołowane. Mam nadzieję, że protokół nie zaginął.
Zresztą, żeby pojąć, kto to jest pan Wolski... /autocenzura/

 

J.W. MÓWI


Z MOJEGO PUNKTU WIDZENIA… – J. WOJNARSKI
Spisane będą czyny i rozmowy…
Są też Ci, którzy stoją poza prawem; Im wolno wszystko w stosunku do wszystkich…
Zastanawiam się, jak to możliwe, iż po 26 latach rzetelnej i uczciwej pracy, wskutek jawnie bezprawnych działań dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8 – Zbigniewa Włodarczyka, z dnia na dzień Marysia zostaje pozbawiona środków do życia.
Ten karalny czyn dyrektora (co zostanie dowiedzione w poszczególnych podrozdziałach niniejszej strony) skutkuje między innymi:
- niemożnością regularnego uiszczania podstawowych opłat, co owocuje chociażby odcięciem energii elektrycznej i zaciąganiem wysokooprocentowanych pożyczek w różnych instytucjach finansowych (których nie można nijak spłacić);
- niejednokrotnym brakiem możliwości wyżywienia siebie i najbliższych – jak można kogokolwiek wyżywić, skoro brakuje nawet na przysłowiową paczkę makaronu…;
 - ogromnym nasileniem objawów depresji – próba samobójcza, brak kontaktu z otoczeniem, niejednokrotnie przeradzający się w nieuzasadnioną agresję wobec tegoż.
Marysia żyje w poczuciu ciągłego lęku i bezsilności, a przede wszystkim czuje się notorycznie lekceważona, wręcz poniżana i wyśmiewana przez instytucje, które w każdym tzw. „państwie prawa” obowiązane są w takich sytuacjach sprawę badać i odpowiednio na wyniki tychże badań reagować. A instytucje te, drogi Czytelniku, to na przykład prokuratura, która chyba zjadła Jej doniesienie o popełnieniu przestępstwa, bowiem nijak się doń nie odniosła, Sądy Piotrkowskie, które mają słodki zwyczaj „zapominania” o ustawowych terminach, a nawet – w jednej ze spraw – zapomnienia o owej. Nie wspomnę już o „maluczkich” – Państwowej Inspekcji Pracy, która widząc w Jej byłym zakładzie pracy brak akt osobowych potrafiła jedynie bezradnie rozłożyć rączki (w białych rękawiczkach, a jakże), Kuratorium Oświaty, Referacie Edukacji, czy też wiceprezydencie miasta Kacperku. Najwyższa Izba Kontroli niestety nie ma kompetencji do skontrolowania działalności „sprytnego Zbysia”, zaś Regionalna Izba Obrachunkowa co prawda wyraziła niejakie zainteresowanie, lecz na wyrażeniu się skończyło. Związek Nauczycielstwa Polskiego pogada sobie, kawką poczęstuje, zaś jego organ prasowy – „Głos Nauczycielski” – nie raczył nawet odpisać po zapoznaniu się ze sprawą, czy jest nią zainteresowany, czy też może nie.
Nasz Zbyś jest wyjątkowo sprytny – o tak; ustawić się w naszym cudnym mieście potrafił jak mało kto, żeby nie rzec – jak nikt. Prezydent miasta – Krzysztof Chojniak daje Zbysiowi po koleżeńsku drugą kadencję z osobistego poruczenia, tak sobie bez konkursu; do sądu Zbyś wchodzi z uśmiechem na twarzy będąc „na cześć” z tego sądu pracownikami; starszy wizytator Marian Albin straszy Marysię słowami: „On panią zwolni” (ot – i dziwnym trafem casus wkrótce ma miejsce), zaś lekarz medycyny pracy – kol. Bogdan Kurzela nagle nie dopuszcza Jej do pracy (szczęśliwie istnieje na przykład WOMP), bo przecież gdyby dopuścił, to koledzy Zbysia (którzy podczas Jej urlopu dla poratowania zdrowia pełnili za Nią zastępstwa) straciliby posadki.
To wszystko oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej; Zbyś jest w naszym mieście wręcz wszechobecny – gdzież to go nie ma! Naucza pilnie w trzech bodajże innych placówkach (oprócz tej, którą miłościwie włada), zasiada w radach nadzorczych bardzo ważnych miejskich spółek, już dwa razy kandydował na radnego (lecz jakoś nie wyszło…), a nawet, czy ja śnię, o zgrozo! – na wójta gminy Grabica. Marzył też o stanowisku dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury lecz, jak na razie, stanowisko to – z bliżej nieokreślonych przyczyn – uciekło mu w bliżej nieokreśloną dal… Z kulturalnej działalności, tymczasem, musi mu wystarczyć granie na weselach (boć to i muzak, a jakże).
Marysi (mnie również) ta jakże barwna postać jawi się jako swoisty kozioł ofiarny swoich „koleżków”, „przyjaciół”, czy kimkolwiek są dlań osoby naprawdę pociągające za sznurki w Piotrkowie. Gdy kiedyś bowiem wyjdą na jaw różne machlojki, przekręty, łapówki i matactwa, ktoś będzie musiał położyć głowę. A czemuż nie miałby być to ktoś, kogo wszędzie pełno, kto w każdej w zasadzie, ważnej dla miasta branży ma jakiś swój udział (a którego niskie czoło świadczy o tym, że w ogóle nie wie, w co się wplątał)?
Cóż, Marysia dawno już to przewidywała i z coraz bardziej gorzkim (i gromkim) śmiechem miała w zwyczaju o tym mówić. Stała się persona non grata w prywatnym folwarku pana W.; podważała wszak jego kompetencje wykazując podczas rad pedagogicznych ewidentne błędy w jego rozumowaniu podczas tworzenia ważnych dokumentów. Dochodziło do tego tylko dlatego, iż jeśli próbowała mu o owych błędach powiedzieć po cichu, on Ją po prostu zbywał; a Marysia czuła się częścią tej szkoły i nie chciała pozwolić na to, aby cała Tradycja zamieniła się w gówno tylko dlatego, że czasy się zmieniły. Także dlatego zwracała uwagę między innymi Kuratorium Oświaty w Piotrkowie Tryb. na bezprzykładnie długo trwającą hańbę w postaci zawieszonej tablicy pod tytułem „Platter”. Płakała, że Kuratorium nie zajęło się tą sprawą. Hańbiąca tablica wisiała dobry kwartał zanim ją zdjęto. A i tak potem jeszcze raz zdejmowano nową tablicę z powodu kolejnego błędu. Drogi Czytelniku, to Ty zapłaciłeś za te wszystkie tablice: za blachę, na której wydrukowano tekst, za farbę, za rzemieślnika, który ją wykonywał, za innego pracownika, który ją zawieszał i zdejmował, za hańbę, jaką przyniosła wszystkim tym, którzy ją czytali przechadzając się na skwerek i ze skwerku. Wszyscy dostali swoje pensje i bilans jest na zero. Mawiała, iż brak mu umiejętności i inteligencji do tak poważnych spraw… Nie dziwota więc, że ugrodził on wedle własnej woli okoliczności, które pozwoliły mu się Jej pozbyć.
Od kilku lat, czyli odkąd mają miejsce wszelkie opisane na tej stronie sytuacje, Piotrków jawi mi się jako jakieś surrealistyczne miejsce, gdzie wszystkie najważniejsze punkty połączone są jakąś gigantyczną, choć niewidzialną siecią. Kto nieco zboczy z drogi, zamiast twardo trzymać się jej nici, zostanie zgnieciony. Taaak, ale kim jest pająk, który te sieci zaciąga? Jak napiszę, iż jego nazwisko zaczyna się na „Ch”, to zostanę wnet pociągnięty do odpowiedzialności – stanę przed sądem za to, iż nazwałem go nieparlamentarnym słowem. Tu oczywiście wyrok zapadnie natychmiast. Koleżanka Marysi nazwała ten system „intercity”. No bo jak inaczej rozumieć: Moja Marysia od ponad roku domaga się sprostowania świadectwa pracy; w tym czasie została już osądzona i skazana (pisze o tym w rozdziale „Prokuratura”). Cholera jasna, w tym mieście można człowieka cztery razy skazać i powiesić zanim sprostuje mu się niewinne z pozoru świadectwo pracy.
„Świtem bladym białym ranem po niebie, po niebie
Czarne chmury rozczochrane czesał górski grzebień
A ja wtedy jeszcze cię nie znałam o tej porze
Nie wiedziałam jeszcze czyś ty wróbel jest, czy orzeł”
Wróble dokarmiam zimami, orła widziałem tylko w zoo i na sztandarze…
Jeżeli na moich oczach ktoś dobywa noża i zabija drugą osobę, naprawdę nie potrzebuję orzeczenia sądu, by stwierdzić, że doszło do morderstwa. Oczy mogą mnie mylić, lecz jeśli to wszystko mam zarejestrowane… to już zupełnie inna sprawa.
Marysia twierdzi, iż Włodarczyk jest przestępcą, ponieważ – między innymi – i tu, Czytelniku poczytaj pozostałe podrozdziały – fakty mówią same za siebie; nie tylko w postaci gorzkich słów mojej Kobiety lecz także (może nawet przede wszystkim) w postaci skanów urzędowych pism.
Do stwierdzenia pewnych rzeczy niepotrzebny jest sąd; wówczas bowiem świat przekroczyłby o całe lata świetlne granice absurdu – na przykład potrzebowałbym stwierdzenia sądu, że to, co kupuję jest serem i nic nie znaczy, iż zgodnie z moim doświadczeniem życiowym właśnie tak jest.
Przecież – na ten przykład – Marysia nigdy nie mówiła głośno o aferze łapówkarskiej związanej z okablowaniem szkoły (dot. nowej pracowni komputerowej i ogólnego systemu informatycznego po tzw. „Wielkim Remoncie”). Przecież nigdy na forum publicznym nie wypowiadała się o kradzieży materiałów przeznaczonych na remont łazienek. W ogóle nie wspominała o lewych, ustawianych przetargach, bo się na tym kompletnie nie zna.
Ale nieee… „on siedzi o pięćset mil na swej stolicy”… Z tych nieszczęsnych łazienek chyba ta stolica zbudowana… w końcu „sedes” jako żywo odpowiada słowu „siedzieć”… A że porcelana jest ze swej natury materią delikatną, to i łacno pęknąć może, a nawet w pył się rozbić zostawiając czasem dotkliwie kaleczące odłamki.
Dość jednak tej fekalno-porcelanowej retoryki; w końcu żaden ze mnie minister gospodarki ani inna izba kontroli… na szczęście (tak jest, dla mnie przede wszystkim, wszak do wariatkowa mi nie spieszno). Skupmy się przez chwilę na jednym małym „niusie”. Otóż kilka tygodni temu miała miejsce kolejna sprawa w Sądzie Pracy o sprostowanie świadectwa pracy. Czemuż to została ona przełożona o prawie miesiąc? Bo sprytny Zbyś zlekceważył sobie nakaz sądu dotyczący dostarczenia akt osobowych Marysi. Czy sąd jednak ukarał jakoś Zbysia za tę jawną obrazę i jawne obśmiewanie tegoż sądu powagi? Skądże! Pogroził jeno paluszkiem słowami: „o tym jeszcze porozmawiamy” (cytat dosłowny – byłem, słyszałem). O ile mi wiadomo, obraza sądu jest karana karami porządkowymi (grzywnami), naganami, w końcu aresztem. Jednak tak kolegę, do pudła zaraz… no tak jakoś coś, panie dziejku, nie teges, prawda? Lepiej w zacisznej knajpce, na ten przykład, powiedzieć: „Słuchaj, Zbychu, z tymi aktami to już przegiąłeś. Weź tam wywal, co ci nie na rękę i przynieś je do następnej sprawy, bo już dłużej to nie wyda”. To oczywiście tylko moje osobiste domysły; nie mogę jednak tu nawet dodać sakramentalnego „obym się mylił”, bowiem nic, przez te lata, na tę omyłkę nie wskazuje. Nieustanne odwlekanie i oczekiwanie… na co? Aż Marysia się podda i przyzna rację oddając cześć? Popełni samobójstwo? Pójdzie w Tybet? Zapewniam, iż żadna z powyższych sytuacji miejsca mieć nie będzie. A czas jest waszym, nie Jej, wrogiem. Czas mija, odsetki narastają, panie prezydencie… Nie chcę nawet myśleć, jak ciężki będzie to cios dla budżetu Piotrkowa, gdy wszystkie sprawy ujrzą wreszcie „grand finale”…
NA CZYM WISI SĄD?
Instytucja pt. „Sąd” jest z założenia „niezawisła”, o czym pewnie większość z Was wie. Od kilku lat jednak zastanawia mnie i frapuje (snu z powiek może jeszcze nie spędza ale to tylko kwestia czasu) sprawa: Na czym wisi nasz (piotrkowski) sąd? Niezawisłym nazwać go nijak nie można, czego dowodów na tej stronie znajdziesz bez liku, na czymś więc (albo na kimś…) musi zawisać, wszak nie dryfuje on sobie przecież gdzieś poza prawami (sic!) grawitacji. A może się mylę? Przecież termin kolejnej rozprawy o przywrócenie do pracy krąży w jakiejś dziwnej przestrzeni już od kilkunastu miesięcy. Kto za to przestępstwo osądzi sąd? Powiedzenia w rodzaju: „lekarzu, lecz się sam” same się cisną na usta, czyż nie? Konkluzja: Nasz (piotrkowski) sąd uczepił się krawędzi jakiejś czarnej dziury i z sobie tylko znanych przyczyn, twardo się jej trzyma – nie daje się jej wciągnąć (bo przecież, w teorii przynajmniej – jest), ale i nie chce zstąpić na Ziemię, gdzie zgodnie z wszelkimi prawidłami musiałby stać się niezawisły. Sądy Piotrkowskie wiszą na czarnej dziurze.
Niechaj mnie wszelkiej maści Bogowie bronią przed dworowaniem sobie z powagi Sądu! Uważny Czytelnik z pewnością jednak zauważy, iż powyższe słowa dotyczyły sądu… Trudno piotrkowską instytucję pod tą nazwą pisać przez wielkie „S”, nie mówiąc już o myśleniu o niej w ten sposób…
* * *
Była retoryka fekalna, była kosmiczna… Rozstrzał, rzekłbym, dość szeroki i głęboki, co akurat można bardzo łatwo wytłumaczyć bezmiarem spraw opisanych na tej stronie i ich nieskrywanym obrzydlistwem. Zapewne jakiś, na przykład „dziennikarz śledczy”, gdyby zechciał się tym wszystkim zainteresować, opisałby to obiektywnie, bez emocji… Cóż, my nie możemy, bowiem całe to szambo pod postacią ludzi i niektórych instytucji bluznęło prosto w nas (w szczególności rzecz jasna, w Marysię). Jednak poza tymi emocjami, znajdziecie tu czyste, nagie fakty, przede wszystkim w postaci skanów. A różnorakie pieczęcie i daty wpływu „na dziennik” to już nie emocje…
* * *

NA DNO NIE PÓJDĘ SAM.