czwartek, 15 listopada 2012

NIEDŁUGO NAPISZĘ

Nie piszę i nie wklejam, bo jestem w potwornym dole.

Kuba jest na onkologii w "Koperniku", na drugim kursie chemii paliatywnej. Rozumieją Państwo zatem, że w tej chwili Z.W., bezprawie mojego miasta i czyjekolwiek zdanie na mój temat mają dla mnie umiarkowane znaczenie.

Chwilowo nie mogę zadziałać, jak bym chciała; ale nie odpuszczę. Dopóki żyję, nie odpuszczę. Jestem chrześcijanką i odpuszczam wszystko chrześcijaninowi; farbowanemu lisowi nie odpuszczę nigdy.




Jakiś czas wstecz, E.J., Matka Kuby popełniła list prywatny do Zbigniewa Włodarczyka. Ja nic o tym nie wiedziałam. W liście tym E.J. prosiła o uregulowanie finansowych spraw między szkołą a mną, ponieważ pomogłoby to zadbać lepiej o Jej Syna, Kubę. Stało się tak dlatego, że ja byłam kompletnie pozbawiona przez przestępcę środków do życia i faktycznie utrzymywała mnie E.J.

Jak Państwo pamiętają, zostałam wyrzucona na bruk przez przestępcę i nie wypłacono mi należnych kwot.

Zbigniew Włodarczyk miał czelność pojawić się w mieszkaniu E.J., przy Belzackiej. Nie spodziewał się, że ja w tym czasie opiekuję się Kubą. Stanął w drzwiach i zapytał, czy tu mieszka E.J, ponieważ dostał od niej list.

Nie spodziewał się mojej obecności. Odpowiedziałam, że E.J. nie ma, ale niech Zbigniew wejdzie i zobaczy umierającego Kubę. 

Nie wszedł. 

Dzisiaj myślę, że przyuczony do zawodu, wiedział, że kiedy przestąpi próg, mogę mu dać w  łeb, wezwać policję i zgłosić to jako najście. 

Wtedy tak nie myślałam; miałam nawet przez ułamek sekundy nadzieję, że w progu stoi człowiek.

Czegóż ci mogę życzyć, Włodarczyk? 


Życzę ci dokładnie tego samego, czego ty życzysz mnie.
I niech się stanie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz