Kuba jest na onkologii w "Koperniku", na drugim kursie chemii paliatywnej. Rozumieją Państwo zatem, że w tej chwili Z.W., bezprawie mojego miasta i czyjekolwiek zdanie na mój temat mają dla mnie umiarkowane znaczenie.
Chwilowo nie mogę zadziałać, jak bym chciała; ale nie odpuszczę. Dopóki żyję, nie odpuszczę. Jestem chrześcijanką i odpuszczam wszystko chrześcijaninowi; farbowanemu lisowi nie odpuszczę nigdy.
Jakiś czas wstecz, E.J., Matka Kuby popełniła list prywatny do Zbigniewa Włodarczyka. Ja nic o tym nie wiedziałam. W liście tym E.J. prosiła o uregulowanie finansowych spraw między szkołą a mną, ponieważ pomogłoby to zadbać lepiej o Jej Syna, Kubę. Stało się tak dlatego, że ja byłam kompletnie pozbawiona przez przestępcę środków do życia i faktycznie utrzymywała mnie E.J.
Jak Państwo pamiętają, zostałam wyrzucona na bruk przez przestępcę i nie wypłacono mi należnych kwot.
Zbigniew Włodarczyk miał czelność pojawić się w mieszkaniu E.J., przy Belzackiej. Nie spodziewał się, że ja w tym czasie opiekuję się Kubą. Stanął w drzwiach i zapytał, czy tu mieszka E.J, ponieważ dostał od niej list.
Nie spodziewał się mojej obecności. Odpowiedziałam, że E.J. nie ma, ale niech Zbigniew wejdzie i zobaczy umierającego Kubę.
Nie wszedł.
Dzisiaj myślę, że przyuczony do zawodu, wiedział, że kiedy przestąpi próg, mogę mu dać w łeb, wezwać policję i zgłosić to jako najście.
Wtedy tak nie myślałam; miałam nawet przez ułamek sekundy nadzieję, że w progu stoi człowiek.
Czegóż ci mogę życzyć, Włodarczyk?
Życzę ci dokładnie tego samego, czego ty życzysz mnie.
I niech się stanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz