W piśmie mówię jedynie o nadużywaniu uprawnień,
bo przekraczanie uprawnień to sprawa prokuratorska, nie leży w gestii
Komisji.
W marcu telefonuję do Łodzi i dowiaduję się
rzeczy strasznych: pani Hanna Miszewska–Pawlak, po konsultacji z prawnikiem,
udziela mi następujących informacji: moje pismo do Komisji Dyscyplinarnej
otrzymało numer wpływu: 9856; numer sprawy to: KO.RDN/1333/22/10/BN/MK;
sprawa została umorzona w Piotrkowie Trybunalskim.
Dotychczas byłam przekonana, że jeśli
obywatel tego państwa skierował pismo do jakiegoś Urzędu, to nawet, jeśli
źle je skierował, Urząd prześle obywatelowi informację typu: „Pismo zostało
skierowane zgodnie z właściwościami tam i tam…” albo cokolwiek. Niestety,
źle mi się wydawało.
Po cichu moja skarga została przesłana do
Piotrkowa Trybunalskiego i umorzona przez pracownicę Delegatury w Piotrkowie
Trybunalskim, panią Mirosławę Kozłowską, podległą p. M. Albinowi, zresztą.
Proste?
Stronami w sprawie jest OP i dyrektor
Włodarczyk. OP prawidłowo i w terminie powiadomiony o niezgodnych z prawem
działaniach Z. Włodarczyka, jako dyrektora podległej mu placówki nie robi
nic, sprawa zostaje w rodzinie. Czy ja jestem stroną w sprawie? Chyba nie,
chociaż to mnie się okrada. W każdym razie – nie zasłużyłam na jakąkolwiek
informację.
Może ktoś z Was zechce przeczytać
Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 22 stycznia 1998 roku w
sprawie komisji dyscyplinarnych dla nauczycieli i trybu postępowania
dyscyplinarnego… Ciekawe są zwłaszcza passusy o wyłączeniu rzecznika
dyscyplinarnego…
Właściwie to fajnie: mój pies pogryzł
sąsiada. Sąsiad składa skargę. Skarga zostaje przesłana do mnie celem
rozpatrzenia. Podoba mi się. Też bym chciała być sędzią we własnej sprawie…
43 załączniki. Wszystkie z urzędowymi
pieczęciami. 43 dowody na to, że Z. Włodarczyk jest przestępcą.
Wszystko zamiecione pod dywan.
Prawica razem.
Prawo i sprawiedliwość.
Orwell jest nieśmiertelny.
SZUCHA
Ale cofnijmy się w czasie. Dnia 19 listopada
2009r., na wniosek dyrektora Włodarczyka zostaje wszczęte postępowanie
wyjaśniające przez Rzecznika Dyscyplinarnego dla Nauczycieli przy Wojewodzie
Łódzkim:
Nie wiem, co
napisać...
W uzasadnieniu stwierdza się fakt oczywisty,
że z ostatniej umowy o pracę z dn. 1 września jestem zatrudniona na
stanowisku nauczyciela w wymiarze 18 godzin zajęć dydaktyczno-wychowawczych
tygodniowo.
Potem, że od 1 września dyrektor „powierzył”
mi prowadzenie zajęć nauczyciela wychowawcy w świetlicy szkolnej z pensum w
wymiarze 26 godzin tygodniowo i że nawet mnie o tym poinformował!
Chwała!
Z całym szacunkiem dla rzecznika
Dyscyplinarnego dla Nauczycieli przy Wojewodzie Łódzkim – powierzyć to sobie
pan dyrektor może samochód swojemu mechanikowi do naprawy i poinformować go
o tym. A jak pan dyrektor zrobi to w niewłaściwej formie, to mu mechanik
każe iść precz. I tyle.
Oczywiście, że złożyłam podpis pod planem
pracy świetlicy, nawet go sama opracowałam i pracowałam przepisowe dwa
tygodnie, czekając na reakcję władz, które były bardzo dobrze przeze mnie
poinformowane o przekroczeniu uprawnień przez dyrektora Włodarczyka, co jest
przestępstwem. Jasne, że pracowałam. Robiłam, co do mnie należy i jeszcze
więcej. Może miałam się narazić na zarzut uchylania się od pracy? Na to
czekał, ale się nie doczekał.
Po dwóch tygodniach powiedziałam: wystarczy.
Dyrektor „podał”, ile wynosi pensum
nauczyciela świetlicy. Fajnie, tylko ja nie byłam nauczycielem świetlicy.
Rzecznik pisze, że wie, iż dyrektor
przedstawił mi porozumienie zmieniające 21. września i zdaniem Rzecznika
wszystko jest w porządku, bo nie komentuje tego faktu.
Co to znaczy, że ja samowolnie opuszczałam
miejsce pracy po wykonaniu swojej roboty, do ciężkiej cholery? Miałam
nocować w szkole? Pisać podanie do naczelnika Włodarczyka codziennie o
pozwolenie pójścia do domu?
Czterodniowy tydzień pracy zrobił się sam,
bo pracowałam po kolei, jak leci. Gdybym poucinała sobie z każdego dnia
trochę, żeby zostało na piątek, zrozumiałabym, że można by było mnie wtedy
zabić. Bo wiem, co to jest układanie planu w takiej szkole, jak moja. Ale
wówczas uniknęłabym przynajmniej idiotycznego zarzutu, że sobie ustaliłam
czterodniowy tydzień pracy.
Na stronie 3. Od słów: „W związku z
powyższym” nie rozumiem nic.
Z jakim powyższym, przecież to się kupy nie
trzyma.
Z następnym powyższym Rzecznik w końcu
uprzejmie zauważa istnienie art. 18 Ustawy.
Dalej Rzecznik troszkę się pogubił, bo
wyraźnie stwierdza, że dyrektor postąpił wbrew prawu, ale zaraz potem, ze
zrobił dobrze. No to ja bardzo przepraszam.
Gdzie Pani mieszka, Pani Rzecznik? Ma Pani
domek z ogródkiem? To ja sobie w nocy zastosuję taką małą samowolę
budowlaną: postawię sobie altankę w Pani ogródku i sobie tam zamieszkam.
Będzie zgodne z zasadami współżycia społecznego, bo ja nie mam gdzie
mieszkać, a Pani ma taaaki duży ogród. A poza tym nikt mnie już nie ruszy,
bo, co prawda, naruszyłam prawo, no, ale przecież już się stało...
Za rok wystąpię o pozwolenie na budowę w
Pani ogródku, przyjdzie komisja, stwierdzi samowolę budowlaną, ale trudno,
już się stało. I ma mnie pani na swojej mądrej główce do końca życia.
Podoba się? Hę?
Na stronie 4. Pani Rzecznik pisze coś o
Kodeksie Pracy. No to ja mówię po raz kolejny:
Art. 100. § 1. Pracownik
jest obowiązany wykonywać pracę sumiennie i starannie oraz stosować się do
poleceń przełożonych, które dotyczą pracy, jeżeli nie są one sprzeczne z
przepisami prawa lub umową o pracę.
O tej sprawie nikt
nie mówi w Ustawie Karta Nauczyciela, bo to się rozumie samo przez się; do
głowy nikomu nie przyszło, że w jakimś Piotrkowie Trybunalskim stanowisko
dyrektora obejmie taki ktoś i że będzie takie cuda czynił. Po prostu
ustawodawcy nie przyszło to głowy. Gdyby przyszło, ostatnie zdanie Ustawy
brzmiałoby: „Wszystkie przytoczone wyżej przepisy odnoszą się również
do Zbigniewa Włodarczyka z Piotrkowa Trybunalskiego”.
W czasach, które
podobno minęły, wszystkie francuskie książki naukowe miały wydrukowane
ostrzeżenie: Prawa przedruku zastrzeżone dla wszystkich krajów, tu
rozumiany również Związek Sowiecki.
Jeżeli Ustawodawca
nakaże: „Po ulicy nie wolno chodzić na golasa”, to przecież w następnym
artykule nie stanowi: „Po ulicy trzeba chodzić przynajmniej w majtkach”?
Rany Boskie.
Ależ się Wysoka
Komisja naustalała. Przecież ja to wszystko mówiłam i niczemu nie
zaprzeczałam. Tak, pracowałam 18+1, bo tak stanowiła moja umowa o pracę, zaś
pracodawca odmówił wypłacania wynagrodzenia za godziny ponadwymiarowe, a w
Polsce praca bez wynagrodzenia jest zabroniona, chyba, że ktoś podpisał
umowę o wolontariat.
Rany Boskie.
Nie obraziłam
dyrektora. Jest bezczelny. I nie jest niezrównoważony psychicznie, jest
bardzo zrównoważony. Nie denerwuje się nigdy. Podczas posiedzenia Rady
Pedagogicznej podałam te dwie rzeczy alternatywnie.
Gdyby nie moja
listopadowa grypa, gdyby „kadencja się nie kończyła”, sprawy mogły się
potoczyć inaczej…
Na ósmego listopada 2010 roku wyznaczone
jest posiedzenie Odwoławczej Komisji Dyscyplinarnej przy Ministrze Edukacji
Narodowej w mojej sprawie. 7 listopada kończy mi się zwolnienie lekarskie,
ale kiedy kończy się zwolnienie, niekoniecznie oznacza to koniec choroby…
W nocy z 7 na 8 nagle dostaję gorączki; w
pewnej chwili skala na termometrze zaczyna się kończyć. Mam być w Warszawie
do południa, chcę jechać, bo to przecież moja sprawa i ja sama ją najlepiej
przedstawię. Tym bardziej, że na rozprawie w Łodzi nie było mojego
pełnomocnika, bo go celowo nie powiadomiono o prawie, tymczasem ja na
wezwaniu miałam napisane, że dostał on odpisy wszystkich papierów…
Powstrzymują mnie od listopadowej podróży w chorobie: przyjaciółka i J.W.
Biorę więc telefon i dzwonię raniutko do
Warszawy, tłumacząc, że nie przyjadę, że zaraz idę do lekarza, żeby to
uwzględniono, że jeszcze dzisiaj zeskanuję zaświadczenie i wyślę albo
przefaksuję…
Miła pani mi odpowiada, że przełożenie
terminu jest niemożliwe, bo Komisji kończy się kadencja (sic!) i że moja
nieobecność i tak będzie nieusprawiedliwiona, że mam pokładać wiarę w mojego
pełnomocnika (którego nie widziałam na oczy). Pytam więc, czy jeżeli znajdę
się w szpitalu, to również będzie bez znaczenia? Otrzymuję szczerą i
rozbrajającą odpowiedź, że tak, bo ona przecież tłumaczy, że kadencja im się
kończy, że przecież idą wybory i na pewno będzie inna Komisja…
Wobec takiego dictum stwierdzam w duchu, że
Komisja na Szucha jest najmniejszym moim problemem w tej chwili.
Mój Boże, gdyby inna była wówczas reakcja
tej pani, może nie doszłoby do rozzuchwalenia się pana Włodarczyka, może na
przykład pani Komolibus nie zrezygnowałaby ze stanowiska, bo już dłużej nie
wytrzymała tego, czego była świadkiem… Któż to może wiedzieć? A i mojej winy
jest sporo, bo machnęłam ręką – tu się działy i dzieją rzeczy innej miary,
rzeczy, przy których Szucha jest przejściem na czerwonym świetle w
Piotrkowie o trzeciej w nocy w Wigilię…
W każdym razie wyrok brzmi: winna.
Komisja powołuje się na nieprawomocny wyrok
Sądu. Jak to jest: ja mam podlegać nieprawomocnemu wyrokowi, a druga strona
nie? Wytłumaczę to w sposób, który dociera do każdego - za pomocą
pieniędzy: dlaczego ja jeszcze nie mam na swoim koncie brakujących pięciu
tysięcy z okładem, a strona przeciwna powołuje się na ten sam wyrok? Dla ZW
wyrok jest prawomocny, dla mnie nie?!
O odsetkach od wyroku jeszcze będzie mowa w
rozdziale: Szkoła i moje finanse.
Fajnie, swoją drogą, być dyrektorem
państwowej szkoły i mieć popleczników: przeżyna się sprawy w Sądzie,
podatnicy płacą dziesiątki tysięcy złotych odszkodowań z powodu widzimisię
dyrektora, on sam nie jest za nic odpowiedzialny i pies z kulawą nogą nie
zapyta o dyscyplinę finansów publicznych… A te remonty, a te komputery,
wieści o przetargach rodem z „Rancza”… A efezy, a projekty, mniam,
mniam… Ludzie to jednak z zawiści potrafią
głupoty gadać, zwłaszcza, kiedy mają dobrze schowaną czerwoną teczkę, latami
mieli dostęp do skanera i kserokopiarki i zostali zwolnieni za trzy
piątki…Tacy to potrafią całymi latami czekać… Tacy zawistni, podli i mściwi
bywają… Oni wiedzą, że wiatr się kiedyś zmieni i jak te podłe wilki węszą i
wyczekują…
Zastanowię się jeszcze nad rewizją
nadzwyczajną.
1.
Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego
traktowania przez władze publiczne.
2.
Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub
gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz