PIERWSZE PODEJŚCIE
W
tym rozdziale nie wklejam niczego. Zapewniam jednak, że posiadam dowody
na każdą sytuację, w której podaję konkretne zdarzenia, czy nazwiska.
Wszystkim wiadomo, że obecnie
praca w sferze budżetowej to łakomy kąsek. Stałe zatrudnienie, stałe
wynagrodzenie, poczucie względnego bezpieczeństwa. oprócz tego – dla
wielu świetny sposób na to, żeby ZUS był opłacony, bo jak się jest
zatrudnionym, na przykład u własnego męża w hurtowni napojów, to trzeba
odprowadzać te cholerne składki, a tak?
Można znaleźć na przykład miłego
pana dyrektora, który nas polubi i zupełnie, ale to zupełnie
bezinteresownie akurat nas zatrudni na pół etatu do nauczania
indywidualnego.
Mamy swoje pół etatu, ZUS się sam
płaci. My nauczamy przez 9 godzin tygodniowo jednego ucznia (to znaczy –
w sumie jest ich trzech). Za nic, praktycznie, nie odpowiadamy, no bo to
są uczniowie o wymaganiach dostosowanych, więc je sobie dostosujemy...W
dodatku, żeby się dziecko socjalizowało, przychodzi na nasze nauki do
szkoły, więc nie musimy łazić, Bóg wie, gdzie. A pierwszego na nasze
konto sobie po cichutku spływają pieniążki i już mamy na fryzjera.
Patrzymy z pogardą na plebs, który
za te same pieniądze zapierdala z dwudziestką piątką, tracąc wiarę i
siły. Jak sprawdza te dwadzieścia pięć zeszytów, dwadzieścia pięć
dyktand, dwadzieścia pięć zeszytów ćwiczeń, dwadzieścia pięć
sprawdzianów, dwadzieścia pięć kartkówek, dwadzieścia pięć razy
wysłuchuje tego samego wiersza, tracąc rozum...
Czy ja powiedziałam dwadzieścia
pięć?
Ale – żeby zatrudnić, zupełnie
bezinteresownie, oczywiście, kogoś, bo nie ma ten ktoś po prostu co do
garnka włożyć, to trzeba mieć gdzie. Najbardziej nawet rozciągliwa
szkoła ma swoje granice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz