PROKURATURA
Jestem przestępcą. Jestem przestępcą
skazanym przez niezawisły Sąd Rzeczypospolitej Polskiej. Jestem skazana za
to, że podobno użyłam wobec pana Włodarczyka określenia „chuj”. Tak na dobrą
sprawę nikt mi tego nie udowodnił.
§ 2. Kto znieważa inną osobę za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
§ 3. Jeżeli zniewagę wywołało wyzywające zachowanie się pokrzywdzonego albo jeżeli pokrzywdzony odpowiedział naruszeniem nietykalności cielesnej lub zniewagą wzajemną, sąd może odstąpić od wymierzenia kary.
§ 4. W razie skazania za przestępstwo określone w § 2 sąd może orzec nawiązkę na rzecz pokrzywdzonego, Polskiego Czerwonego Krzyża albo na inny cel społeczny wskazany przez pokrzywdzonego.
§ 5. Ściganie odbywa się z oskarżenia prywatnego.
To za Twoje, drogi Czytelniku,
pieniądze, dwóch panów prokuratorów roztoczyło parasol ochronny przed
mentalnie, społecznie, finansowo bezbronnym panem Zbigniewem Włodarczykiem.
Właściwie – dwóch prokuratorów pracowało nade mną za Twoje, podatniku,
pieniądze.
Co się stało? Jak doszło do czegoś
podobnego?
Otóż po bezprawnym zwolnieniu mnie z
pracy, Z. Włodarczyk przysyła mi następujące dokumenty:
Dyrektor nie dopełnia ważnego obowiązku: nie przesyła do ZUS mojego
zwolnienia lekarskiego. W przypadku bowiem choroby pracownika na przełomie
zatrudnienia, pracodawca powinien przekazać oryginał zaświadczenia
lekarskiego wraz z prawidłowo wypełnionym drukiem Z-3 do Zakładu Ubezpieczeń
Społecznych. W firmie zostają potwierdzone za zgodność kopie dokumentów –
art. 6 ust. 1, art. 13. ust. 1, art. 61 ust. 1 pkt 2d i ust. 3 ustawy z
25.06.1999r. o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie
choroby i macierzyństwa (Dz.U. Nr 65, poz 267 ze zm.), § 1 ust. 1 pkt 1 i §
3 rozporządzenia Ministra Pracy i Polityki Socjalnej z 27.07.1999r. w
sprawie określenia dowodów stanowiących podstawę przyznania i wypłaty
zasiłków z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa (Dz. U.
Nr 65, poz. 742 ze zm.).
Zwolnienie lekarskie 10.05.2010r. –
1.06.2010r. dostarczyłam do ZUS po jego otrzymaniu, 16.06.2010r. Wówczas
bowiem dopiero dotarły do mnie dokumenty wymienione w wyżej zeskanowanym
piśmie.
Wcześniej jednak, dnia 2. czerwca
chciałam złożyć w ZUS kolejne zwolnienie lekarskie: 2.06.2010r. –
25.06.2010r. Inspektor powiedziała mi, że nie może przyjąć zwolnienia,
ponieważ nie mam jeszcze świadectwa pracy. Poleciła mi zanieść zwolnienie do
zakładu pracy, jeżeli do poniedziałku, 7. czerwca, nie otrzymam świadectwa
pracy. Tak też zrobiłam. Stąd moja wizyta w szkole.
Jestem w sekretariacie przed ósmą.
Chcę złożyć zwolnienie na dziennik. Sekretarz szkoły, pani Urszula, odmawia.
Próbuję wytłumaczyć sytuację, bezskutecznie. Pani Urszula mówi mi o wydanym
przez dyrektora Włodarczyka zakazie przyjmowania ode mnie jakichkolwiek pism
(!). Idzie po pomoc do księgowej. Księgowa stanowczo stwierdza, że nie mam
prawa składać zwolnienia w sekretariacie, bo nie jestem już pracownikiem
szkoły. Nadal próbuję wyjaśnić sytuację. Księgowa podnosi głos, ja również.
Bezustannie słyszę tylko jedno: „pan dyrektor zakazał, pan dyrektor
zakazał...”
Wtedy powiedziałam: „nawet gdyby w
piśmie było napisane, że dyrektor jest chujem, to musi pani to pismo
przyjąć”. To dokładnie przekazano Włodarczykowi i on sam dokładnie tak
zeznał.
Nie przyjęła zwolnienia. Wysłałam je
pocztą na adres szkoły. Wkrótce do mnie wróciło.
Pierwsze świadczenie z ZUS otrzymałam
8.lipca 2010r...
2. września 2010r. byłam
przesłuchiwana.
5. listopada 2010r. wystosowano akt
oskarżenia:
Sędzia
zmieniła kwalifikację czynu. Zostałam skazana – jak w wyroku.
Przytoczę teraz kilka artykułów z kodeksu karnego:
Art. 19. § 1. W razie
stwierdzenia w postępowaniu karnym poważnego uchybienia w działaniu
instytucji państwowej, samorządowej lub społecznej, zwłaszcza gdy sprzyja
ono popełnieniu przestępstwa, sąd, a w postępowaniu przygotowawczym
prokurator, zawiadamia o tym uchybieniu organ powołany do nadzoru nad daną
jednostką organizacyjną, zaś w razie potrzeby także organ kontroli. Policja
powiadamia prokuratora o ujawnionych przez siebie uchybieniach.
Art. 60. § 1. W sprawach o
przestępstwa ścigane z oskarżenia prywatnego prokurator wszczyna
postępowanie albo wstępuje do postępowania już wszczętego, jeżeli wymaga
tego interes społeczny.
Postępowanie
przygotowawcze
ROZDZIAŁ 33
Przepisy ogólne
Art. 297.
§ 1. Celem postępowania przygotowawczego jest:
1) ustalenie, czy został
popełniony czyn zabroniony i czy stanowi on przestępstwo,
2) wykrycie i w razie
potrzeby ujęcie sprawcy,
3) zebranie danych
stosownie do art. 213 i 214,
4) wszechstronne
wyjaśnienie okoliczności sprawy, w tym ustalenie osób pokrzywdzonych
i rozmiarów szkody,
5) zebranie, zabezpieczenie i
utrwalenie dowodów dla sądu tak, aby rozstrzygnięcie sprawy nastąpiło na
pierwszej rozprawie głównej.
§ 2. W postępowaniu przygotowawczym
należy dążyć także do wyjaśnienia okoliczności, które sprzyjały popełnieniu
czynu.
Wszczęcie
śledztwa
Art. 303. Jeżeli zachodzi
uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa, wydaje się z urzędu lub na
skutek zawiadomienia o przestępstwie postanowienie o wszczęciu śledztwa, w
którym określa się czyn będący przedmiotem postępowania oraz jego
kwalifikację prawną.
Art. 304. § 1. Każdy
dowiedziawszy się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu ma społeczny
obowiązek zawiadomić o tym prokuratora lub Policję. Przepis art. 191 § 3
stosuje się odpowiednio.
§ 2. Instytucje państwowe i
samorządowe, które w związku ze swą działalnością dowiedziały się o
popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, są obowiązane niezwłocznie
zawiadomić o tym prokuratora lub Policję oraz przedsięwziąć niezbędne
czynności do czasu przybycia organu powołanego do ścigania przestępstw lub
do czasu wydania przez ten organ stosownego zarządzenia, aby nie dopuścić do
zatarcia śladów i dowodów przestępstwa.
§ 3. Zawiadomienie o przestępstwie,
co do którego prowadzenie śledztwa przez prokuratora jest obowiązkowe, lub
własne dane świadczące o popełnieniu takiego przestępstwa Policja przekazuje
wraz z zebranymi materiałami niezwłocznie prokuratorowi.
W przypadku przestępstw internetowych, a szczególnie
czynów zniesławienia lub zniewagi (art. 212 i art. 216 kodeksu karnego)
popełnionych z wykorzystaniem serwisów społecznościowych, objęcie przez
prokuratora ściganiem z urzędu takich czynów powinno być czynione
obligatoryjnie. Jest to bowiem uzasadnione oczywistym interesem społecznym,
jakim jest umożliwienie pokrzywdzonemu realizacji konstytucyjnego prawa do
rozpatrzenia sprawy przez sąd, a ponadto trudnościami w dokonaniu w takim
wypadku oceny, czy istnieje interes społeczny wymagający ingerencji
prokuratora.
Skoro bowiem sprawca pozostaje
nieznany, a pokrzywdzony ma ograniczone prawnie możliwości jego ustalenia,
to jest to niewątpliwie sytuacja, w której udział prokuratora w postępowaniu
jest uzasadniony ze względu na interes społeczny.
Kwestia istnienia lub braku „interesu
społecznego” jest tutaj zatem kluczowa. Zgodnie ze stanowiskiem literatury
interes społeczny w ściganiu przestępstw prywatnoskargowych zachodzi
wówczas, gdy czyn przestępny godzi bezpośrednio nie tylko w chronione prawem
interesy pokrzywdzonego, ale także w dobra ogólne. Za takie dobro ogólne
należałoby uznać również prawo do sądu.
Ponadto
zgodnie z art. 60 § 1 kodeksu postępowania karnego, w sprawach
o przestępstwa ścigane z oskarżenia prywatnego prokurator może wszcząć
postępowanie (objąć je ściganiem z urzędu), jeżeli uzna, że wymaga tego
interes społeczny. Interes społeczny w ściganiu przestępstw
prywatnoskargowych zachodzi wówczas, gdy czyn przestępny godzi bezpośrednio
nie tylko w chronione prawem interesy pokrzywdzonego, ale także w dobra
ogólne.
Po co ja przytaczam te wszystkie
artykuły? Aby Państwu pokazać, jak wobec mnie jest stosowane konstytucyjne
prawo do równego traktowania, na przykład.
W postępowaniu karnym stwierdzono
ponad wszelką wątpliwość poważne uchybienia w działaniu instytucji
samorządowej, jaką jest bez wątpienia szkoła publiczna. Dyrektor popełnił
przestępstwo z art. 219 KK:
Art. 219.
Kto narusza przepisy prawa o ubezpieczeniach społecznych, nie zgłaszając,
nawet za zgodą zainteresowanego, wymaganych danych albo zgłaszając
nieprawdziwe dane mające wpływ na prawo do świadczeń albo ich wysokość,
podlega
grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Dyrektor olał ZUS dwukrotnie i właśnie
dlatego pozostałam bez środków do życia i ten fakt właśnie wywołał u mnie
silne wzburzenie. To wszystko jest w aktach i zostało powtórzone w sali
sądowej. Powtarzam:
Art. 19. § 1. W razie
stwierdzenia w postępowaniu karnym poważnego uchybienia w działaniu
instytucji państwowej, samorządowej lub społecznej, zwłaszcza gdy sprzyja
ono popełnieniu przestępstwa, sąd, a w postępowaniu przygotowawczym
prokurator, zawiadamia o tym uchybieniu organ powołany do nadzoru nad daną
jednostką organizacyjną, zaś w razie potrzeby także organ kontroli. Policja
powiadamia prokuratora o ujawnionych przez siebie uchybieniach.
Prokurator był głuchy i ślepy, i zajęty naprawianiem którejś ze swoich
pozostałych protez, czy jak?
Jest jak wół napisane: zawiadamia.
Tu nie ma mowy o żadnym woluntaryzmie.
A zatem Prokurator nie
stwierdził...Achaaaa...
Moje pytanie dziecinne jest takie: co
musi zrobić Z. Włodarczyk, żeby Prokurator stwierdził? Zgwałcić córkę
lub syna tego Prokuratora, czy jak? E, tam, pal licho dzieci.
Może zatem wystarczyłby jakiś mały
pucz wojskowy?
Ten ...ten...vinci2 permanentnie mnie
okradał, a kiedy już nie miał, jak...o tym w rozdziale: Szkoła i moje
finanse. A ja mam zachować spokój. Z. Włodarczyk zachowuje spokój za nas
oboje. Za to wówczas, kiedy czuje się nierozpoznawalny... staje się wielkim
językoznawcą.
Zmieniono kwalifikację czynu, który
mógłby być od tej chwili ścigany jedynie z oskarżenia prywatnego. Ale nie
mógłby być, ponieważ nastąpiło przedawnienie roszczeń. I tu z odsieczą
nadciąga prokurator, obejmując mój czyn ściganiem z urzędu. Wówczas
przedawnienie odsuwa się w czasie.
Sprytne. Ściganie z oskarżenia
publicznego stanowi tu odstępstwo od zasady, że ściganie przestępstw
prywatnych należy do pokrzywdzonego, a idea tego wyjątku zasadza się na
istnieniu interesu społecznego w ściganiu publicznym, przeto prokurator
pozostaje tu dysponentem skargi jako publicznej.
Kwestia istnienia lub braku „interesu
społecznego” jest tutaj zatem kluczowa. Zgodnie ze stanowiskiem literatury,
interes społeczny w ściganiu przestępstw prywatnoskargowych zachodzi
wówczas, gdy czyn przestępny godzi bezpośrednio nie tylko w chronione prawem
interesy pokrzywdzonego, ale także w dobra ogólne. Za takie dobro ogólne
należałoby zatem uznać również prawo do ukrycia powodów mojego zachowania,
prowokacji, działań niezgodnych z prawem?
Pomyślmy zatem, jakiego to czynu
wyjątkowo szkodliwego społecznie się dopuściłam?
Od chwili, kiedy pan Włodarczyk został
dyrektorem Szkoły, usilnie stara się mnie pozbyć. W rozdziale „Potyczki z
lekarzami” przedstawiłam pewne sposoby, które stosował, ale mało skuteczne.
W rozdziale „Dyrektor i pracownik” opisałam czyny, jakich się dopuścił, aby
w świetle jupiterów pozbawić mnie dobrego imienia i źródła utrzymania. W
rozdziale „Pan dyrektor i prawo” umieściłam pozostałe fakty świadczące o
nadzwyczajnym szacunku pana Włodarczyka dla obowiązujących przepisów prawa.
Jak się
może okazać po zaznajomieniu się z dokumentami, które umieszczam na tej
stronie, że, zgodnie z piśmiennictwem, potwierdzi to, że niekiedy
przeprowadzony rachunek „zysków i strat” związanych z postępowaniem sprawia,
że wszczęcie postępowania sądowego może „pokrzywdzonemu” przynieść więcej
szkody niż korzyści. W pewnych sytuacjach związki ze sprawcą przestępstwa
powinny kazać pokrzywdzonemu preferować nieukaranie sprawcy przez
niewniesienie oskarżenia. Poza tym w komentarzach prawnych wyraźnie
stwierdza się, że na gruncie art. 60 k.p.k. (art. 50 d.k.p.k.) interes ów
łączono ze stopniem społecznego niebezpieczeństwa czynu, przytoczeniem
przykładowych okoliczności uzasadniających ingerencję prokuratora. Do tych
okoliczności zaliczono np. chuligański charakter czynu, szczególny złośliwy
charakter działania sprawcy, wielokrotną recydywę, wywołanie poważnych szkód
moralnych i materialnych w następstwie zniesławienia, używanie w obecności
nieletnich słów grubiańskich, zawiłość sprawy, trudności dowodowe,
nagminność danych czynów w danej miejscowości, bezradność i trudną sytuację
życiową pokrzywdzonego (w tym niemożność należytej obrony ze względu na
wiek, brak środków materialnych, znaczną odległość od właściwego miejscowo
sądu, nieściganie z powodu zależności od oskarżonego lub jego bliskich
krewnych czy przełożonych)…
Jak widzimy,
jest bardzo wiele przyczyn, dla których prokurator objął ściganiem mój
„czyn”: jestem chuliganem, ja jestem złośliwa i ja łamię
prawa pracownicze, jestem recydywa. Zaś pan Włodarczyk jest osobą niezaradną
życiowo w podeszłym wieku, ma niezwykle trudną sytuację życiową, żyje w
niedostatku i boi się mnie, bo jest ode mnie zależny.
Chyba, że
czynem wyjątkowo szkodliwym społecznie było wielokrotne zwracanie
uwagi na łamanie praw pracowniczych przez dyrektora Z. Włodarczyka.
Szkodziłam zapyziałemu, zrezygnowanemu, zastraszonemu społeczeństwu w ten
sposób, że mogłam mu przerwać chocholi taniec i społeczeństwo by sobie nie
poradziło z nadmiarem gwałtownie uzyskanej możliwości o samostanowieniu, co
popularnie, choć błędnie, nazywane jest wolnością. Zwłaszcza wyboru.
Wolność nie polega na tym, że się
robi, co się chce, wolność polega na możliwości wyboru. Cytowałam z
pamięci.
To już przecież jest Biblii...
Otóż vinci2 pozbawił mnie rzeczy
niezbywalnej: możliwości wyboru.
Nie mam wielkiej wiary w to, że dotrze
to kiedykolwiek do Z. Włodarczyka, ale, na litość, jeżeli jakiś obywatel nie
chce się, nieważne z jakich powodów, podporządkować Prawu, to się go jakoś
moderuje w tym Państwie Prawa. Czy nie?
Znam taką jedną panią, która dzień w
dzień i dzień po dniu doprowadzała swojego męża do szewskiej pasji.
Wykorzystywała do tego celu także dzieci. Po cichutku i z uśmiechem na
twarzy, godzina po godzinie, dręczyła go, raz ciszej, raz głośniej.
Doprowadziła do tego, że któregoś razu, po powrocie z pracy, mąż trzasnął ją
po twarzy. No i się doigrał. Pani dorobiła sobie własnoręcznie parę sińców,
dokonała obdukcji, była już wszędzie; zgłosiła się do błękitnej linii,
wzywała dziesiątki razy policję (nie szkodzi, ze bezpodstawnie, ślad w
protokole jest). O co chodzi? O to, o co zwykle: pan zarabia bardzo dużo,
pani brzydzi się pracą i ma w planach rozwód z wyłącznej winy męża…
Niestety, ten numer nie przeszedł, bo
są jeszcze świadkowie, a i dzieci mają coś do powiedzenia, zwłaszcza
psychologowi. I najważniejsze: niezawisły Sąd zważył wszystkie
okoliczności i doszedł do prawdy: kobieta swoim zachowaniem prowokowała
męża, więc nie może być mowy o jego winie. I jeszcze otrzymała ostrzeżenie,
że jeżeli się nie uspokoi, może stracić dzieci. Uspokoiła się. Przeliczyła
wspomniane „zyski i straty”.
Ale to jest inna bajka, z innej, niż
piotrkowska, rzeczywistości.
Pan Włodarczyk swoją arogancją,
popartą poczuciem zupełnej bezkarności, przy zupełnym braku jakiejkolwiek
kontroli, naprawdę dużo wcześniej wyprowadziłby samego Świętego Franciszka z
równowagi.
Nie udało się z lekarzem – uda się z
sądem.
Dopiero po
moim piśmie do Sądu Apelacyjnego wyznaczono termin rozprawy apelacyjnej o
przywrócenie mnie do pracy.
W tak
zwanym międzyczasie zostałam oskarżona o …jak wyżej.
Sąd
pierwszej instancji skazał mnie.
Jako
skazana prawomocnym wyrokiem, byłabym pozbawiona prawa wykonywania zawodu.
Proste.
Moje kontakty z prokuraturą sięgają 18
września 2009 roku, kiedy wniosłam o wszczęcie postępowania przygotowawczego
wobec dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8, w związku z popełnieniem
przestępstwa określonego w art.218 §1 Kodeksu Karnego.
W dniu 26 października 2009 roku
zawiadomiłam Prokuraturę o popełnieniu przez wymienionego dyrektora
przestępstwa określonego w artykule 271 §1 Kodeksu Karnego .
W tym samym dniu wniosłam o wszczęcie
postępowania przygotowawczego wobec dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8 w
związku z popełnieniem przestępstwa określonego w art. 207 §1 Kodeksu
Karnego.
Zostałam przesłuchana przez pracownika
Policji, mam nadzieję, i zbadano również załączone dokumenty, a następnie
otrzymałam postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia wobec braku znamion
czynu zabronionego.
Składam zażalenie .
Prokurator Rejonowy nie przychylił
się do złożonego przeze mnie zażalenia.
Prokuratura Okręgowa podobnie.
Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim
II Wydział Karny w dniu 4 marca 2010r. – podobnie.
Koniec.
Ale jest w tym wszystkim rzecz ważna:
w postanowieniu z dnia 10.11.2009r. nadkomisarz stwierdza, że „wydane
przez Sąd Pracy orzeczenie będzie jednoznacznie stanowić, czy działania dyr.
Zb. Włodarczyk były niezgodne z obowiązującymi przepisami prawa pracy…”
Otóż wyrok Sądu nie pozostawia w tym
względzie żadnych wątpliwości: były niezgodne z prawem:
Następne też były niezgodne z prawem:
Poprzednie odszkodowanie przyjęłam, bo
dlaczego mam nie przyjąć, skoro tak naprawdę (teraz mogę to spokojnie
wyznać), podczas całego tego czasu, kiedy toczyła się moja sprawa, zadawałam
sobie pytania:
- Czy ja naprawdę chcę wrócić do
pokoju nauczycielskiego i przebywać choćby pięć minut wśród tchórzy,
popleczników Z. Włodarczyka lub przekupionej ponadwymiarowymi godzinami
reszty?
- Czy ja chcę być bezustannie
poddawana jakimś coraz bardziej chorym eksperymentom kolejnych ministrów?
Jakieś teczki, oznaczenia literkami zgodności tematu z podstawą programową i
tym podobnym bzdurom, które potrzebne są jedynie chorym biurokratom, bo za
stertą papierów czują się bezpiecznie, a ostatnią w życiu książkę
beletrystyczną widzieli przed maturą i tworzenie coraz nowych papierów jest
jedyną uprawianą przez nich rozrywką?
- Czy ja muszę drżeć każdej minuty
podczas lekcji, że wpadnie mi dyrektor, zajrzy do dziennika, sprawdzi, że w
tym dniu miałam omawiać Kamieńską, bo tak stoi w moim planie wynikowym, czy
jak zwać ten płód obłąkanego umysłu, ja zaś omawiam dalej Jasnorzewską, bo
dzieciaki tego pragną? A ja mam się z tego tłumaczyć? Komu? Vinciemu?
Przecież on prędzej uwierzy w to, że trójkąt to jest kwadrat, tylko trochę
inaczej wygląda, niż w to, że ktoś nieprzymuszony robi coś dobrego dla
innego człowieka.
- Czy ja muszę się narażać na to, że
moi uczniowie będą w gimnazjum pytani pogardliwie: Kto cię uczył?, bo
teraz już się niczego nie uczy, nie ma na to czasu, tylko się ćwiczy do
sprawdzianów?
- Czy ja się muszę dochodzić o
niezgodne z prawem zapisy w Statucie odnośnie do oceniania?
Zadawałam sobie te i inne pytania po
wielokroć i zawsze wynik był ten sam. W pewnej chwili praca w świetlicy
szkolnej wydała mi się oazą, Makkat ul-Mukarramahem, do którego powinnam
zdążać. Jest tylko jedno ale...
Wyobraźmy sobie następującą sytuację:
Żyje sobie na świecie jakaś kobieta,
której przejadło się spełnianie obowiązków małżeńskich w tradycyjny,
zrutynizowany sposób. Coraz częściej myśli o czymś innym; niechby nawet
bolało, byleby wniosło coś nowego w związek. Ale – jest, jak jest, może
kiedyś...
Jej mąż myśli identycznie, ale jest
tchórzem. Boi się reakcji żony, woli więc milczeć. Obsesja jednak narasta.
Poza tym, rozmawiał o tym z kolegami, a oni pochwali pomysł, zaś wątpliwości
skwitowali: Co ty, własnej baby się boisz? Ma robić, co każesz i tyle...
Mąż po cichu zaczyna gromadzić w domu
gadżety, ukrywa w szafce nocnej linę. Żona niby widzi jakieś niecodzienne
zachowania męża, ale nie przypuszcza, co ją czeka...
Pewnej nocy, bez jednego słowa, bez
najmniejszego uprzedzenia...
Nie, dalszego ciągu nie będzie, ja tu
nie piszę powieści dla niegrzecznych pensjonarek.
Otóż każdy sąd w tej części świata bez
żadnego gadania wsadza męża do pierdla za gwałt, jeżeli żona to zgłosi i
udowodni. A jeżeli przerażona krzyczała: To nie tak, to nie tak...,
szarpała się przy tym, w związku z czym doznała obrażeń – to za gwałt ze
szczególnym okrucieństwem. Tłumaczenie męża, że w gruncie rzeczy tego
chciała, tylko pogorszy jego sytuację. Nawet, jeśli żona przeżyła w
trakcie gwałtu niebywałą satysfakcję, nie jest to okolicznością łagodzącą.
Otóż mnie zasądzono odszkodowanie.
Odszkodowanie zasądza się, jak sama nazwa wskazuje, vinci2,
poszkodowanemu. To nie był ochłap rzucony psu, vinci2, lecz
odszkodowanie, czy ci się to podoba, czy nie.
Wyrok był zresztą do kasacji,
uzasadnienie by się w żadnym razie nie obroniło, ale wzięłabym pieniądze
(odszkodowanie za gwałt, vinci2; co nie oznacza, że po odsiadce męża
małżeństwo nie wróci już nigdy do normalnego życia) i może jakoś by to
było. Pracowałabym w świetlicy najlepiej, jak potrafię, bo kiedy pracuję,
nie puszczam bubli.
Niestety, Z. Włodarczyk na każdym
miejscu, przy każdej okazji tłumaczył zdezorientowanym ludziom, że ja jestem
zła, że on mi zrobił łaskę, że mnie dotychczas nie zwolnił. Tak, nawet w
sali sądowej, na pytanie Sądu, po kolejnych rzuconych na mnie kalumniach:
To dlaczego pan w takim razie nie zwolnił pani Gładysz? – odpowiedział:
Bo chciałem być człowiekiem. Mam to na papierze.
Mam ochotę teraz, jak edek – do
kredek, krzyczeć wersalikami (patrz: Wiielki Językoznawca). Bo
jedyna, one and only prawdziwa odpowiedź powinna brzmieć: Bo nie mam
takich uprawnień.
To było, jak sen za karę.
Proszę Państwa, śniło mi się kiedyś,
że biorę udział w Wielkiej Grze. Jestem w finale. Mam odpowiedzieć na jedno
jedyne pytanie, i to szybko. Jestem siebie pewna, nieźle się czuję w
telewizji, pani Ryster jest miła. Z boku siedzą eksperci, wyglądają na
życzliwych. Pada pytanie: Proszę powiedzieć, jaki jest tytuł
najsłynniejszego wiersza Marii Konopnickiej?
Znam odpowiedź na to pytanie, wiem,
który z wierszy Marii Konopnickiej jest najsłynniejszy, wiem. Wiem,
że to Rota, bo inaczej być po prostu nie może. Można sobie przy piwie
podyskutować nawet i o tym, że Rota nie ma największej urody,
pozarzucać jej tamto, czy owo... Ale pytanie brzmiało: najsłynniejszy,
a ja jestem w finale Wielkiej Gry. Ludzie czekają na moją odpowiedź, czas
się kończy.
I nagle mówię...: Co słonko
widziało...
To był sen, więc w tym śnie zapadła
cisza i usłyszałam: Niestety, nie możemy uznać tej odpowiedzi.
Może – gdyby się to działo w realu...
Może uznano by mój infantylizm za przejaw dobroci nieskalanej wiedzą
duszyczki i wówczas kasa byłaby moja...Niestety – to był twardy sen.
Wymachiwał Z. Włodarczyk
nieprawomocnym wyrokiem i żądał ode mnie jego realizacji. Gdyby sam był
wykonał swoją część – może wszystko potoczyłoby się inaczej. Już za samo
rozpowszechnianie danych wrażliwych powinien odpowiadać karnie.
Mnie chyba odbija. On? Odpowiadać?
Karnie?
Gdyby
wtedy Prokuratura zajęła była stanowisko, jakie powinna, nie doszłoby do
rozzuchwalenia się Z. Włodarczyka, do utrwalenia się u niego chorego
poczucia wszechmocy, bezkarności, pogardy dla pracownika. Dowodem na
postępującą arogancję jest tak zwane „zwolnienie mnie z pracy”. O tym w
rozdziale „Historia zwolnienia mnie z pracy: kalendarz wydarzeń”.
Jakich
dowodów trzeba jeszcze Prokuraturze na podjęcie działań zmierzających do
udaremnienia dalszych przestępstw z art. 218 KK?
Art. 218. § 1.
Kto, wykonując czynności w sprawach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń
społecznych, złośliwie lub uporczywie narusza prawa pracownika wynikające ze
stosunku pracy lub ubezpieczenia społecznego, podlega grzywnie, karze
ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
I to ściganie nie odbywa się z
oskarżenia prywatnego.
Jak
długo musi trwać naruszanie, żeby Prokuratura uznała je za uporczywe?
To
Zbigniew Włodarczyk, działając czynem ciągłym narusza moje prawa
pracownicze, o czym Prokuratura jest powiadomiona bardzo dobrze. A jak nie
jest, to niech ją powiadomi pan Kacperek, bo za to bierze pieniądze i jest
to jego obowiązkiem.
Art. 239 Kodeksu Karnego § 1. Kto utrudnia lub
udaremnia postępowanie karne, pomagając sprawcy przestępstwa, w tym i
przestępstwa skarbowego uniknąć odpowiedzialności karnej, w szczególności
kto sprawcę ukrywa, zaciera ślady przestępstwa, w tym i przestępstwa
skarbowego albo odbywa za skazanego karę, podlega karze pozbawienia wolności
od 3 miesięcy do lat 5. § 2. Nie podlega karze sprawca, który ukrywa osobę
najbliższą. § 3. Sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet
odstąpić od jej wymierzenia, jeżeli sprawca udzielił pomocy osobie
najbliższej albo działał z obawy przed odpowiedzialnością karną grożącą jemu
samemu lub jego najbliższym. Przestępstwo poplecznictwa sprowadza się do
pomocy uniknięcia odpowiedzialności sprawcy określonego przestępstwa.
A teraz o wspomnianym konstytucyjnym
równym traktowaniu.
Podczas gier i zabaw politycznych w
2005 roku, w wyniku których władza, jaka jest – każdy widzi, imano się
różnych środków, aby tę władzę wziąć do kieszeni. Wiadomo - i nie ma w tym
nic nowego. Jak było – tego nie wie nikt, za to każdy może zobaczyć, jak
było.
A było tak, że przecież ten, kto ma
pieniądze – ma władzę. To jest zrozumiałe i nawet czterolatek się z tym
godzi, spełniając polecenia swojego taty w zamian za nowego resoraka, dajmy.
Nie jest to zrozumiałe jednak dla
kogoś, kto ma niewielkie pole, duże ambicje i liczy na wsparcie sobie
podobnych.
Internet jest potężną siłą. Taaa...
Pewna grupa osób zaczęła lżyć
publicznie znanego przedsiębiorcę, ale posunęli się za daleko.
Przedsiębiorca zgłosił sprawę do Prokuratury, ta wszczęła dochodzenie i
ustaliła IP poszczególnych osób. Poniżej – podziękowania obrażonego, między
innymi przez vinci2:
Stanowisko Stowarzyszenia:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz