Poprzednie odszkodowanie przyjęłam, bo
dlaczego mam nie przyjąć, skoro tak naprawdę (teraz mogę to spokojnie
wyznać), podczas całego tego czasu, kiedy toczyła się moja sprawa, zadawałam
sobie pytania:
- Czy ja naprawdę chcę wrócić do
pokoju nauczycielskiego i przebywać choćby pięć minut wśród tchórzy,
popleczników Z. Włodarczyka lub przekupionej ponadwymiarowymi godzinami
reszty?
- Czy ja chcę być bezustannie
poddawana jakimś coraz bardziej chorym eksperymentom kolejnych ministrów?
Jakieś teczki, oznaczenia literkami zgodności tematu z podstawą programową i
tym podobnym bzdurom, które potrzebne są jedynie chorym biurokratom, bo za
stertą papierów czują się bezpiecznie, a ostatnią w życiu książkę
beletrystyczną widzieli przed maturą i tworzenie coraz nowych papierów jest
jedyną uprawianą przez nich rozrywką?
- Czy ja muszę drżeć każdej minuty
podczas lekcji, że wpadnie mi dyrektor, zajrzy do dziennika, sprawdzi, że w
tym dniu miałam omawiać Kamieńską, bo tak stoi w moim planie wynikowym, czy
jak zwać ten płód obłąkanego umysłu, ja zaś omawiam dalej Jasnorzewską, bo
dzieciaki tego pragną? A ja mam się z tego tłumaczyć? Komu? Vinciemu?
Przecież on prędzej uwierzy w to, że trójkąt to jest kwadrat, tylko trochę
inaczej wygląda, niż w to, że ktoś nieprzymuszony robi coś dobrego dla
innego człowieka.
- Czy ja muszę się narażać na to, że
moi uczniowie będą w gimnazjum pytani pogardliwie: Kto cię uczył?, bo
teraz już się niczego nie uczy, nie ma na to czasu, tylko się ćwiczy do
sprawdzianów?
- Czy ja się muszę dochodzić o
niezgodne z prawem zapisy w Statucie odnośnie do oceniania?
Zadawałam sobie te i inne pytania po
wielokroć i zawsze wynik był ten sam. W pewnej chwili praca w świetlicy
szkolnej wydała mi się oazą, Makkat ul-Mukarramahem, do którego powinnam
zdążać. Jest tylko jedno ale...
Wyobraźmy sobie następującą sytuację:
Żyje sobie na świecie jakaś kobieta,
której przejadło się spełnianie obowiązków małżeńskich w tradycyjny,
zrutynizowany sposób. Coraz częściej myśli o czymś innym; niechby nawet
bolało, byleby wniosło coś nowego w związek. Ale – jest, jak jest, może
kiedyś...
Jej mąż myśli identycznie, ale jest
tchórzem. Boi się reakcji żony, woli więc milczeć. Obsesja jednak narasta.
Poza tym, rozmawiał o tym z kolegami, a oni pochwali pomysł, zaś wątpliwości
skwitowali: Co ty, własnej baby się boisz? Ma robić, co każesz i tyle...
Mąż po cichu zaczyna gromadzić w domu
gadżety, ukrywa w szafce nocnej linę. Żona niby widzi jakieś niecodzienne
zachowania męża, ale nie przypuszcza, co ją czeka...
Pewnej nocy, bez jednego słowa, bez
najmniejszego uprzedzenia...
Nie, dalszego ciągu nie będzie, ja tu
nie piszę powieści dla niegrzecznych pensjonarek.
Otóż każdy sąd w tej części świata bez
żadnego gadania wsadza męża do pierdla za gwałt, jeżeli żona to zgłosi i
udowodni. A jeżeli przerażona krzyczała: To nie tak, to nie tak...,
szarpała się przy tym, w związku z czym doznała obrażeń – to za gwałt ze
szczególnym okrucieństwem. Tłumaczenie męża, że w gruncie rzeczy tego
chciała, tylko pogorszy jego sytuację. Nawet, jeśli żona przeżyła w
trakcie gwałtu niebywałą satysfakcję, nie jest to okolicznością łagodzącą.
Otóż mnie zasądzono odszkodowanie.
Odszkodowanie zasądza się, jak sama nazwa wskazuje, vinci2,
poszkodowanemu. To nie był ochłap rzucony psu, vinci2, lecz
odszkodowanie, czy ci się to podoba, czy nie.
Wyrok był zresztą do kasacji,
uzasadnienie by się w żadnym razie nie obroniło, ale wzięłabym pieniądze
(odszkodowanie za gwałt, vinci2; co nie oznacza, że po odsiadce męża
małżeństwo nie wróci już nigdy do normalnego życia) i może jakoś by to
było. Pracowałabym w świetlicy najlepiej, jak potrafię, bo kiedy pracuję,
nie puszczam bubli.
Niestety, Z. Włodarczyk na każdym
miejscu, przy każdej okazji tłumaczył zdezorientowanym ludziom, że ja jestem
zła, że on mi zrobił łaskę, że mnie dotychczas nie zwolnił. Tak, nawet w
sali sądowej, na pytanie Sądu, po kolejnych rzuconych na mnie kalumniach:
To dlaczego pan w takim razie nie zwolnił pani Gładysz? – odpowiedział:
Bo chciałem być człowiekiem. Mam to na papierze.
Mam ochotę teraz, jak edek – do
kredek, krzyczeć wersalikami (patrz: Wiielki Językoznawca). Bo
jedyna, one and only prawdziwa odpowiedź powinna brzmieć: Bo nie mam
takich uprawnień.
To było, jak sen za karę.
Proszę Państwa, śniło mi się kiedyś,
że biorę udział w Wielkiej Grze. Jestem w finale. Mam odpowiedzieć na jedno
jedyne pytanie, i to szybko. Jestem siebie pewna, nieźle się czuję w
telewizji, pani Ryster jest miła. Z boku siedzą eksperci, wyglądają na
życzliwych. Pada pytanie: Proszę powiedzieć, jaki jest tytuł
najsłynniejszego wiersza Marii Konopnickiej?
Znam odpowiedź na to pytanie, wiem,
który z wierszy Marii Konopnickiej jest najsłynniejszy, wiem. Wiem,
że to Rota, bo inaczej być po prostu nie może. Można sobie przy piwie
podyskutować nawet i o tym, że Rota nie ma największej urody,
pozarzucać jej tamto, czy owo... Ale pytanie brzmiało: najsłynniejszy,
a ja jestem w finale Wielkiej Gry. Ludzie czekają na moją odpowiedź, czas
się kończy.
I nagle mówię...: Co słonko
widziało...
To był sen, więc w tym śnie zapadła
cisza i usłyszałam: Niestety, nie możemy uznać tej odpowiedzi.
Może – gdyby się to działo w realu...
Może uznano by mój infantylizm za przejaw dobroci nieskalanej wiedzą
duszyczki i wówczas kasa byłaby moja...Niestety – to był twardy sen.
Wymachiwał Z. Włodarczyk
nieprawomocnym wyrokiem i żądał ode mnie jego realizacji. Gdyby sam był
wykonał swoją część – może wszystko potoczyłoby się inaczej. Już za samo
rozpowszechnianie danych wrażliwych powinien odpowiadać karnie.
Mnie chyba odbija. On? Odpowiadać?
Karnie?
Gdyby
wtedy Prokuratura zajęła była stanowisko, jakie powinna, nie doszłoby do
rozzuchwalenia się Z. Włodarczyka, do utrwalenia się u niego chorego
poczucia wszechmocy, bezkarności, pogardy dla pracownika. Dowodem na
postępującą arogancję jest tak zwane „zwolnienie mnie z pracy”. O tym w
rozdziale „Historia zwolnienia mnie z pracy: kalendarz wydarzeń”.
Jakich
dowodów trzeba jeszcze Prokuraturze na podjęcie działań zmierzających do
udaremnienia dalszych przestępstw z art. 218 KK?
Art. 218. § 1.
Kto, wykonując czynności w sprawach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń
społecznych, złośliwie lub uporczywie narusza prawa pracownika wynikające ze
stosunku pracy lub ubezpieczenia społecznego, podlega grzywnie, karze
ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
I to ściganie nie odbywa się z
oskarżenia prywatnego.
Jak
długo musi trwać naruszanie, żeby Prokuratura uznała je za uporczywe?
To
Zbigniew Włodarczyk, działając czynem ciągłym narusza moje prawa
pracownicze, o czym Prokuratura jest powiadomiona bardzo dobrze. A jak nie
jest, to niech ją powiadomi pan Kacperek, bo za to bierze pieniądze i jest
to jego obowiązkiem.
Art. 239 Kodeksu Karnego § 1. Kto utrudnia lub
udaremnia postępowanie karne, pomagając sprawcy przestępstwa, w tym i
przestępstwa skarbowego uniknąć odpowiedzialności karnej, w szczególności
kto sprawcę ukrywa, zaciera ślady przestępstwa, w tym i przestępstwa
skarbowego albo odbywa za skazanego karę, podlega karze pozbawienia wolności
od 3 miesięcy do lat 5. § 2. Nie podlega karze sprawca, który ukrywa osobę
najbliższą. § 3. Sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet
odstąpić od jej wymierzenia, jeżeli sprawca udzielił pomocy osobie
najbliższej albo działał z obawy przed odpowiedzialnością karną grożącą jemu
samemu lub jego najbliższym. Przestępstwo poplecznictwa sprowadza się do
pomocy uniknięcia odpowiedzialności sprawcy określonego przestępstwa.
A teraz o wspomnianym konstytucyjnym
równym traktowaniu.
Podczas gier i zabaw politycznych w
2005 roku, w wyniku których władza, jaka jest – każdy widzi, imano się
różnych środków, aby tę władzę wziąć do kieszeni. Wiadomo - i nie ma w tym
nic nowego. Jak było – tego nie wie nikt, za to każdy może zobaczyć, jak
było.
A było tak, że przecież ten, kto ma
pieniądze – ma władzę. To jest zrozumiałe i nawet czterolatek się z tym
godzi, spełniając polecenia swojego taty w zamian za nowego resoraka, dajmy.
Nie jest to zrozumiałe jednak dla
kogoś, kto ma niewielkie pole, duże ambicje i liczy na wsparcie sobie
podobnych.
Internet jest potężną siłą. Taaa...
Pewna grupa osób zaczęła lżyć
publicznie znanego przedsiębiorcę, ale posunęli się za daleko.
Przedsiębiorca zgłosił sprawę do Prokuratury, ta wszczęła dochodzenie i
ustaliła IP poszczególnych osób. Poniżej – podziękowania obrażonego, między
innymi przez vinci2:
Stanowisko Stowarzyszenia:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz