NA BRUK I ŚWIADECTWO PRACY
Działając poza wszelką kontrolą, a
może i podżegany do popełnienia przestępstwa, 21. maja 2010 roku
funkcjonariusz publiczny po raz kolejny przekracza swoje uprawnienia:
Nie chce mi się wierzyć, że żyję w
getcie. A jednak.
Otrzymuję świadectwo pracy:
Ten dokument otrzymałam 16 czerwca
2010 roku. Pominę jego niechlujstwo, będące kolejnym wyrazem lekceważenia
mnie (nakładające się okresy zatrudnienia, nie wiem, jak można podpisać taki
bubel. Każdy prawnik powie, że jest to poświadczenie nieprawdy), ale ja
nigdy nie byłam zatrudniona na stanowisku wychowawcy świetlicy. Poza tym
– nie wiem, kiedy mnie zwolniono: 21 czy 24 maja?
Zaczynam walczyć o sprostowanie
świadectwa pracy. Biedny dyrektor nie wie, co ma sprostować. Zwracam się do
Sądu o pomoc. Bez rezultatu.
W tak zwanym międzyczasie otrzymuję
drugie świadectwo pracy:
y
Znowu poświadczenie nieprawdy.
Nigdy nie byłam zatrudniona jako wychowawca świetlicy.
Walka
w Sądzie trwa. Wreszcie 21 października 2011 roku Sędzia nakazuje dokonać
sprostowania świadectwa. Nie mam jeszcze wyroku w ręku, ale coś mi się
wydaje, że Sędzia wydał wyrok trochę obok. Wszystkiego się dowiem, kiedy
przeczytam uzasadnienie. Wkleję je wówczas w „Ciągu dalszym”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz