środa, 26 czerwca 2013

SZALEŃSTWA POLSKIEJ OŚWIATY I DYLEMATY TEJŻE

Czytam sobie nocą i nie mogę sobie odmówić kolejnego Monty Pythona. Cytuję stronę OSKKO na dowód tego,do jakiego stopnia dyrektorzy i nauczyciele są ogłupieni.

Do jakiego stopnia są bezradni. Ciekawe, co się stanie, kiedy zaczną wypełniać dzienniczki?  Co w nich napiszą? 2h 18'57'' - dociekanie, czy rower był zaparkowany prawidłowo. 4h 26'44'' - rozmowa z dzielnicowym... Przecież to też praca, a nie czas wolny...




Forum OSKKO - wątek
TEMAT: Zdarzenie
strony: [ 1 ]
Grażyna S19-06-2013 17:43:36   [#01]
Uczeń pojechal do sklepu cudzym rowerem nie pytając o zgode. Zaparkował na chodniku przed sklepem na wsi. Na rower najechala pani rozwożaca pieczywo. Twierdzi, że ruszając z miejsca nie widziala zaparkowanego roweru. Przejechala rower i odjechala. Rower został zniszczony. Rodzice domagają się zwrotu kosztow roweru. Kto ponosi winę?
KaPi19-06-2013 18:06:52   [#02]
czy zabranie cudzej rzeczy bez zgody właściciela nie jest przypadkiem kradzieżą?
inna sprawa, to kto wypuścił ucznia ze szkoły do sklepu? no chyba, że był po lekcjach...
Grażyna S19-06-2013 18:11:15   [#03]
Niestety wychowawczyni, wyslała chlopców po bułki , poniewaz robili kanapki na zajęciach i stało się.
eny19-06-2013 18:27:00   [#04]
No to wychowawczyni i dyrektor mają problem...:(
Pani rozwożąca pieczywo swoją drogą odpowiada jeżeli rower był prawidłowo zaparkowany.
KaPi19-06-2013 18:27:15   [#05]
w takim razie ona najbardziej zawiniła...
ale co ze zwrotem kosztów? podejrzewam, że nie kazała "pożyczyć sobie" cudzy rower...
a gdyby pani z pieczywem oprócz roweru przejechała tez chłopca - nie widziała roweru, mogłaby nie widzieć tez dziecka...
trochę to trudne, ale wychowawczyni zachowała się bardzo nieodpowiedzialne... może ona zapłaci?
Grażyna S19-06-2013 19:45:48   [#06]
w/g mnie wina jest ewidentnie po stronie pani jadacej samochodem. Łicza się fakty. uczen conajwyzej powinien otrzymac punkty ujemne za korzystanie z roweru bez pozwolenia. Dlaczego pani odjechala bez wyjasnienia?
JarTul19-06-2013 19:54:00   [#07]
Chyba ma to zastosowanie:
art. 288 § 1 kodeksu karnego, mówi że: kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza, lub czyni niezdatną do użytku, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Pełnoletni właściciele roweru powinni "poprosić" panią o zadośćuczynienie.

post został zmieniony: 19-06-2013 19:55:42
UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

Wesołych wakacji.


 







 

ŚMIECI



Wczorajszej nocy, a była to noc nie byle jaka, bo noc świętojańska i przy pełni księżyca, śniło mi się, że wójt włamał się do moich piwnic w poszukiwaniu trzech kurzych jaj.

Ja te jaja miałam gdzieś ukryte i z niepojętych teraz przyczyn (we śnie przyczyny były spójne logicznie) nie chciałam ich oddać. W pewnej chwili wójt wszedł do garażu, który sąsiaduje z piwnicami, a ja go tam zamknęłam i uciekłam do mieszkania. Wówczas wójt zaczął śpiewać przepięknym sopranem.

Następnie usłyszałam uderzenia siekiery w drzwi garażu. W tym czasie Kuba zdążył wezwać policję. Pojawił się policjant w niebieskim, staroświeckim mundurze. Niemal w tej samej chwili do mieszkania wpadł wójt z siekierą w dłoni i wrzaskiem, że zaskarży mnie za zniszczenie mienia. Na to ja odrzekłam, że siekiera i drzwi są moje...

Za pomocą „Sennika” Marie Coupal udało mi się zinterpretować sen. Także sprawa niebiańskiego sopranu wójta wyjaśniła się prędko: otóż ostatnio zasypiam i śpię przy dźwiękach radia – Pierwszego Programu Polskiego Radia.  Dawali nocą jakąś operę, łatwo to sprawdzić.

Mój sen jest misterną siecią wielobarwnych i wielostrunnych niteczek, splecionych w kształtach tak logicznych, że Euklides mógłby mi gratulować. Jest konstrukcją wykwintną i subtelną, konstrukcją wykraczającą poza swój czas, choć osadzoną uwięzienie w przestrzeni, która czasowi temu urąga, albowiem bardziej jest dotykalna.



W porównaniu do ustawy o zagospodarowaniu śmieci.

Opowiem państwu, jak czwarta potęga światowa, Francja, która nas swobodnie zrobiła w bambuko z platformami cyfra+ i n, co dało n+ (pozdrowienia, panie Solorz), robi z własnymi śmieciami i jak się to odbywa.

Nie wiem, czy we wszystkich departamentach tak jest, ale w Var, na pewno. To jest, między innymi, tak zwane Lazurowe Wybrzeże.

Tam wzdłuż ulic, co pięćdziesiąt, sześćdziesiąt metrów, ustawione są, nierzucające się w oczy, dwustupięćdziesięciolitrowe pojemniki w kolorze piasku, czyli wszechobecnym kolorze budowlanym w tamtym regionie. Na klapach tych pojemników jest czarny napis: sac-poubelle obligatoires, co znaczy: obowiązkowe torby na śmieci. Co znaczy, że nie wolno odpadów wrzucać bezpośrednio do pojemnika (za to można zdrowo oberwać), a muszą one być w workach foliowych. Koniec.

Codziennie, a jeżeli temperatura i wilgotność powietrza są bardzo duże, to dwa razy dziennie, przejeżdża śmieciarka i zabiera śmieci z tych ogólnie dostępnych pojemników. Nikogo nie interesuje, co jest wrzucane do pojemników, byle by było zapakowane w foliowy worek.

Odpady te są wywożone na wysypiska, gdzie odbywa się ich sortowanie. Co się dalej dzieje, nie wiem. Wiem za to, że mój Brat – Szaleniec – Elektronik załatwił sobie w merostwie wstęp na wysypisko. Nie jest łatwo o takie pozwolenie, ale jest to, jak widać, do załatwienia przez szaleńca.

 Po co mojemu Bratu takie pozwolenie? Bo on tam buszuje w poszukiwaniu wyrzuconych do śmieci radioodwarzaczy, telewizorów, kamer video, kolumn, dewede i takich tam. Zabiera to do swojego atelier i reanimuje. Po czym, naprawione, rozdaje znajomym. To jego popaprana pasja.


Dlaczego ja to piszę?

Ano dlatego, że gdyby jakikolwiek Francuz dostał do domu (za potwierdzeniem odbioru i podpisem) dokument typu :”Deklaracja...”, to czy to były Petain, de Gaulle, Pompidou, Giscard d’Estaing, Mitterrand, Chirac, Sarcozy, czy Hollande, zostałby zabity śmiechem. Czwarta potęga świata przestałaby istnieć.

Tymczasem...

Ktoś na forum e-piotrków pisze, że on nie widzi problemu, bo ma w swojej szafce cztery pojemniki na śmieci, zakupione w ikei. I segregowanie śmieci dla niego nie jest żadnym problemem.

Ja też nie widzę problemu, proszę pana. Jeżeli o mnie chodzi, może pan mieć sześćset pojemników i armatę na środku salonu; słuchać Arki Noego od świtu do nocy, albo Mozarta, jak pan woli. Pod jednym małym warunkiem: nie będzie mnie pan zmuszał do tego samego.

Śmieci to od dawna w Polszcze skarb najdroższy. Zamykany na klucz w wytwornych kabankach. I prawdopodobnie 80% ludzi zracjonalizowało ten kabaretowy absurd, bo z moich obserwacji wynika, ze ludność osiedlowa istotnie – karnie otwiera murowane budowle z klucza i karnie je nazad zamyka.

Z tym społeczeństwem naprawdę da się zrobić wszystko. Śmieci – to taka próba wytrzymałości i karności.

Gmina jest właścicielem moich śmieci. Ja je produkuję, ale gmina jest ich właścicielem. Znowu muszę wziąć pigułki przeciwpsychotyczne. Bo jak świat światem, od Fenicjan, nie słyszałam, żeby producent płacił odbiorcy za łaskę. Zwłaszcza, jeżeli odbiorcy histerycznie zależy na produkcie. A ja mam uzasadnione odczucie, że toczy się wojna o moje prywatne śmieci. Nawet ustawowe przetargi są, kto będzie mógł ode mnie te moje śmieci zabrać. Jest cholerny popyt na moje prywatne śmieci. A ja muszę zapłacić, żeby klient je wziął.

Na studiach miałam różne przedmioty: ekonomię polityczną kapitalizmu, socjalizmu, socjologię marksistowską, ale w żadnym z tych przedmiotów autor podręcznika nie był aż tak bezczelny.

Mówię i powtarzam: ja w ogóle nie generuję śmieci. Nic, co jest odrzutem w moim gospodarstwie domowym nie jest śmieciem. NIC. Metal odbiera znajomy „złomowiec”. Dzięki niemu dowiedziałam się, jak działa mafia złomowa w mieście. Ze szkłem jest podobnie. Po makulaturę taki jeden pan się stawia o świcie co poniedziałek, jak w zegarku. Ja tylko wystawiam karton albo worek z napisem: „makulatura”. Reszta jest biodegradowalna, więc zasila ziemię w moim ogrodzie. Do jakiego stopnia zasila, łatwo sprawdzić: pokrzywy mają wysokość jednego metra osiemdziesięciu centymetrów, zaś łopiany zawstydzają to coś, co pływa po Jeziorze Wiktorii i jest bardzo duże. Zapomniałam nazwy.

Wyobraźmy sobie, mili Państwo, mieszkanie, gdzie - dla oszczędności tymczasowej albo z potrzeby i konieczności ekonomicznej – mieszka czworo przyjaciół na określonej przestrzeni; każdy ma swój kąt i żyje im się nienajlepiej, ale też bez zbędnego płaczu.

Nastaje dzień, kiedy trzeba ustalić wspólne płatności; dla uproszczenia – niech to będzie jedynie płatność za zużycie wody. Mieszkanie zajmują:

- Ania, długowłosa studentka prawa. Dbająca o swój wizerunek, tu rozumiany: strój,  zadbana powierzchowność. Miła, i niezwykle asertywna. Nie ma chłopaka. Większość czasu spędza poza domem, w bibliotekach lub klubach uczelnianych.

- Łukasz, któremu nadmiar testosteronu kazał wypaść włosom na głowie, ale, który w zamian postanowił się nie golić i ma wyhodowaną imponująca brodę. I wąsy. Studiuje mechanikę i pracuje do nocy u zaprzyjaźnionego fachmana, gdzie wymienia tłumiki, a po pracy bierze prysznic u szefa i wypachniony wraca do domu.

- Katarzyna, która pracuje w domu po szesnaście godzin na swoim laptopie dla znanej firmy. W ogóle nie przyjmuje gości; założyła sobie pięć lat życia w poświęceniu, żeby się odbić od dna. Ma długie, lśniące włosy, które dla zabawy i w celu oderwania jej od laptopa, chłopaki lubią zaplatać w warkoczyki, jakkolwiek Katarzyna tego nie lubi.

- Marcin, chłopak szukający swojej wielkiej miłości. Od lat dręczący się swoimi kompleksami. Kiedy nikogo nie ma w łazience, Marcin ją zajmuje i godzinami przygląda się sobie, nie znajdując odpowiedzi na swoje pytania. Marcin jest homoseksualistą, utrzymują go rodzice, w sobie upatrujący winy za to, że Marcin jest, kim jest.

Czy ja muszę pisać dalej? Dla niektórych pewnie – tak. Ale ja nie piszę dla tych „niektórych”.

Po to jest władza z naszego nadania, żeby sobie poradziła z problemem. Władza, która nie radzi sobie z problemem śmieci, nie może sobie poradzić z problemem obronności kraju, prawda? Czy ja się mylę?

Żabojady, dla których tak zwana unia wprowadziła pojęcie ślimaka, jako „ryby śródziemnej”, czy jakoś tak, zrobią z nami wszystko. A my, od Napoleona, z którego Francuzi kpią, szydzą i mają za pchłę, zapatrzeni jesteśmy w ten naród, kraj?. Polskie znaczki pocztowe są wzorowane na martycach żabojadów. RMFFM – to żywcem przejęta nazwa. Ja tak mogę długo.

Być może, kiedyś opowiem Państwu historię żydówki z szesnastej dzielnicy Paryża.

Nie to, żebym nie lubiła Francuzów. Ale w moim odczuciu – jest to tak durne społeczeństwo, jakich mało.

To społeczeństwo jednak ze spokojem zgadza się na swoją durnotę, bo wie, że obudzi się dokładnie w tym samym miejscu, w którym zasnęło.

Proszę zwrócić uwagę na to, że Francuzi nie uczą się języków obcych. To obcy uczą się francuskiego.

W  necie jest do wydrukowania ściąga, którą należy sobie powiesić w kuchni: co i jak i w jakich kolorach segregować.

To pomoc. Bardzo ładnie.






poniedziałek, 10 czerwca 2013

MIMO, ŻE ŹLE SIĘ CZUJĘ,

znowu nie mogę sobie odmówić.

 http://www.youtube.com/watch?v=jroA18ErbgU

Zastanawiam się, czy "wróżbita Maciej" to bliźniak z innego jaja.