wtorek, 14 kwietnia 2015

ORWELL PO PIOTRKOWSKU, CZYLI RÓWNIEJSI



9. kwietnia tego roku na portalu piotrkowskim ukazała się notatka, czy też artykuł:

Kto nie lubi piotrkowskich Romów?


Ci Romowie mają obywatelstwo polskie. Zdawałoby się zatem, że jak każdy obywatel polski, podlegają tym samym prawom, zapisanym w Konstytucji i ustawach. Obywatel posiadający obywatelstwo polskie, zamieszkujący terytorium Polski, ma ustawowy „obowiązek szkolny” do pewnego wieku.

Nie w SP8.

W SP8 zapisywane są martwe dusze. Dusze nie uczęszczają do szkoły, bo dusze trudno pojmać i zmusić do czegokolwiek, jak to dusze. Tym systemem klasa sobie liczy 15 osób plus kilka dusz. Inni nauczyciele w niełaskawych szkołach uczą trzydziestkę naraz. A tu – enklawa, wyspa jakaś z klimatem Kanarów... Dzienniki i arkusze jeszcze chyba nie spłonęły?

Oto, jak krygownie i zaiste godnie podchodzi pan Włodarczyk, dyrektor państwowej szkoły, do obowiązującego prawa:




„Romowie w szkole
Wiele romskich dzieci realizuje obowiązek szkolny. Szkoła Podstawowa nr 8 oraz jej dyrektor Zbigniew Włodarczyk w niezwykle tolerancyjny sposób traktują "swoich romskich braci". Jako długoletni przyjaciel piotrkowskich rodzin romskich doskonale zna ich obyczaje i jest wobec ich inności niezwykle tolerancyjny. Jeżeli z namową do chodzenia do szkoły romskich dzieci większego problemu nie ma, pojawia się on, gdy chodzi o systematyczność.
- To jest złożony problem. W naszym rozumieniu szkoła to obowiązek narzucony. W kulturze romskiej i w ich rozumieniu to oni decydują o tym, kto może chodzić do szkoły, a kto nie powinien. Nasze usilne starania, namowy do tego obowiązku z punktu widzenia naszego prawa są logiczne. I oczywiste jest posłanie dziecka do I klasy. U nich jest inaczej. Nie możemy wkradać się do ich tradycji i oceniać, co jest dobre, a co nie. Nie znając ich kultury, sposobu, życia, priorytetów i mentalności nie oceniajmy ich. W naszej szkole dzieci romskie czują się swobodnie, nie są prześladowane ani dyskryminowane. Polscy uczniowie bardzo chętnie oglądają umiejętności taneczne i wokalne swoich kolegów. Dobrze pracuje się z dziećmi romskimi, bo uczą się niezwykle szybko i są chętne do nauki, pod warunkiem, że przychodzą na zajęcia. Szkoła nie jest ich priorytetem i ja to szanuję, akceptuję ich inność. Odkryłem bardzo wiele pięknych cech Romów. Szanuję ich i mamy do siebie zaufanie - mówi Włodarczyk.”
źródło:

Co na to Referat Edukacji? Co na to prokurator? Przecież to jawne przyznanie się do łamania prawa przez funkcjonariusza publicznego. A... tam. Po tej wypowiedzi dostał kolejną nagrodę prezydenta Miasta.

Z. Włodarczyk podchodzi do prawa w sposób kreatywny i nie waha się tej kreatywności użyć. Nie pierwszy raz.

Z niewielką pomocą przyjaciół z UM.

Zapisuje sobie do państwowej szkoły, kogo chce. Egzekwuje prawo wobec tego, wobec którego chce. Kradnie pensje pracownikowi, kiedy chce. W dupie ma umowy o pracę, bo mu wolno.

Z niewielką pomocą przyjaciół z UM.

Zwalnia se, kiedy chce. Wystawia czwarte, wadliwe świadectwo pracy po pół roku – bo taki miał kaprys. Nie zgłasza do ubezpieczenia społecznego, bo w ogóle chyba nie wie, jak to się robi – i nic.

Z niewielką pomocą przyjaciół z UM.

Ja poczekam jeszcze. Ten dzban musi w końcu stać się  tak ciężki, że mu się urwie ucho.

wtorek, 7 kwietnia 2015

MINĄŁ ROK





Po roku skurcz gdzieś w gardle jest taki sam, ma taką samą siłę. Ale przyczyny tego skurczu się zmieniają. Nie jest to już tylko czysty, wypreparowany ból. Coś się wmieszało. Lekka, jakby ją tu nazwać... słodycz. Wszystko łagodnieje.

Oczywiście, nigdy nie złagodnieje pamięć widoku przedśmiertnych skurczów kończyn, duszenia się...

Ale -

Pamięć jest optymistyczna.

Pichcenie wspomnień robi się samo, nie mamy na to prawie żadnego wpływu. Czas jest dziwnym, ale dobrym kucharzem.

„Tu się śmiał; tu się krzywił, jak przy cytrynie”.

„Tam się zdenerwował tak, że aż się jąkał”.

Przestaję się bać iść naszymi ulicami; uśmiecham się na widok znajomych miejsc: oto tu się sprzeczaliśmy, tu spotkaliśmy Twojego przyjaciela, tu zastanawialiśmy się nad kupnem wykładziny...

Wszystkie te wspomnienia dzisiaj zaczynają pomału rodzić spokój; nie gniew i sprzeciw. I, co ważne – przy wspomnieniach łagodnieje poczucie winy. „Czy mogłam zrobić coś więcej?” Tak, mogłam w intencji polecieć na Marsa. Ale, ponieważ to niemożliwe i bezsensowne, trzy i pół roku temu przestałam obcinać włosy. Najpierw – w intencji; później z powodu żałoby... Równie bezsensowne, ale kojące. Przyjdzie czas, pójdę do fryzjera.


Rzeczywistym powoli staje się to, co mówili specjaliści: „Proszę pani, nie ma żadnych szans”.



Minął rok, a mnie się wydaje, że wyszedłeś na chwilę. I to jest dobre. Skoro wyszedłeś w ważnej sprawie, ja robię swoje. Jak wrócisz – wszystko będzie gotowe.