środa, 25 stycznia 2012

ACTA i UM W PIOTRKOWIE TRYBUNALSKIM


Mam nadzieję i głęboko wierzę, że protest przeciw ACTA zalezie za skórę politycznym sprzedawczykom. Z całego serca życzę Anonymous dwóch rzeczy: konsekwencji i delikatności.

Delikatność rozumiem tu jako swoiste „gentleness”, czyli powstrzymanie się od nadmiernie gwałtownych działań, jakkolwiek by były one uzasadnione. Mam tu na myśli na przykład ataki na elektronikę odpowiedzialną za bezpieczeństwo życia ludzkiego...

Mądrzy ludzie wiedzą i widzą więcej, dalej. Mają dar jasnowidzenia? Nie, mają narzędzia: umysł, dane zapisane w komórkach mózgowych i umiejętność kojarzenia faktów. Daje to możliwość antycypacji.

Reszta jest jak ten baca, który siedział na gałęzi i ciął ją tyłkiem w stronę pnia. Przechodził turysta i uprzedził: „Baco, spadniecie”. „Nie spadnę”. „Spadniecie”. „Nie spadnę”. Baca spadł. Rozejrzał się po świecie i zapytał siebie: „Prorok, czy co?”

Świetne są wypowiedzi mądrych ludzi w internecie:



Polecam lekturę komentarzy; przytoczę jeden z nich:

To bardzo przykre, ale Basia na stronie Premiera stanowi cyfrowy odpowiednik kamienia rzuconego przez demonstrantów w policje. Teoretycznie, taki kamień szkodzi demonstrantom. Pokazuje jacy są nieodpowiedzialni i powoduje kilka wystąpień o „nieuginaniu się przed brutalnym szantażem”. Niestety powoduje również zainteresowanie mediów oraz, jak pokazuje doświadczenie, podnosi skuteczność protestu. „Nieugięte” rządy zawsze jakoś ustępowały przed mutrami górników i widłami rolników, ignorując zazwyczaj spokojne debaty uczonych i ludzi kultury.
Panie redaktorze, proszę wykonać eksperyment myślowy i na chwile założyć, że zainteresowane środowiska polityczne mają jednak złą wolę i tylko strach przed nadlatującą mutrą jest w stanie skłonić je do refleksji.

Co ma ACTA do Urzędu Miasta Piotrkowa Trybunalskiego?
A to, że nic dociera. Internauci na e-piotrków plują na niektórych radnych i co? I nic. Deszcz pada, psy szczekają, karawana idzie dalej. Tak jest, dopóki mutra nie poleci w stronę któregoś z nich, będą udawali, że wszystko jest OK i będą z nami grali w trzy małpy.
W tym kontekście zastanawiam się, co będzie skuteczniejsze - powiadomić lokalne: prasę, telewizję, radio i ogólnopolską prasę i telewizję o zamiarze – i określonego dnia o określonej godzinie rzucić cegłą w okna Urzędu Miasta, czy rzucić cegłą w samochód pana Chojniaka? Który jest głuchy, ślepy, ale za to pobożny?
Nie, Pan Chojniak nie. On jest tak daleki od rzeczywistości, jak tylko jest to możliwe. Jest otoczony szczelnym kordonem i odrealniony. Pełni rolę prezydenta, czyli faceta od prezencji; na miarę Piotrkowa, rzecz jasna. Od videoklipów jakiejś kapeli na Starówce, od pani Gesler, wstążek przecinania, kupowania ze strachu balonów. Przecież cała korespondencja jest przechwytywana przez sekretarza (co za piękna nazwa stanowiska, jak pięknie się kojarzy, co jest, zresztą, słuszne) M. Pan Chojniak jest (podobno, panowie prawnicy) trzymany w totalnej niewiedzy; co trzeba trafia na biurko, reszta pod dywan.
Zdecyduję się na cegłę w okna UM.




wtorek, 24 stycznia 2012

APEL DO ZŁODZIEJA


Włodarczyk, oddaj mi moje zagrabione pieniądze.

Oprócz tego, co już mi zrobiłeś, generujesz następną moja krzywdę, już pisałam o tym: nie mam pieniędzy na rehabilitację. Miałabym, gdybyś mnie nie okradł.

Zaczyna mi sztywnieć ramię.

Ja uprzedzam po raz kolejny: żyjemy w Europie i twoje draństwo, Włodarczyk, nie ujdzie ci płazem.

ZASŁYSZANE cz. III

To był rok dyskotek, to był karnawał:
13.01.2006. - 250zł;
20.01.2006. - 270zł;
27.01.2006. - 320zł;
10.02.2006. - 220zł;
17.02.2006. - 170zł;
24.02.2006. - 320zł... itd............

Słyszałam, że te utargi z dyskotek zaginęły w akcji - nie przeszły przez żadne konto (zupełnie jak mój "depozyt"). 

...podobno matce jakiegoś Adama z ZS nr 4 zależało na wynajęciu sali w "Ósemce", bo dzieciak miał nauczanie indywidualne i nie miał się gdzie podziać.

D. twierdzi, że prowizje za zdjęcia w szkole za lata 2005-2008 (ok. 6000zł) nigdy nie zobaczyły konta szkoły.

Ktoś podobno zarobił 15000zł na instalacjach elektrycznych, które po pięciu miesiącach przestały istnieć w wyniku remontu generalnego. Ten ktoś był bardzo "wdzięczny" za to, że mógł zarobić te 15 tysięcy.

Oj przyjdzie czas, przyjdzie... Nie takie rzeczy ludziom się wywleka...



czwartek, 19 stycznia 2012

WIERSZYK


Jacie...

Wędruję sobie ja po internecie i napotykam na fajny materiał. Wyobrażam sobie, że Włodarczykowi śni się, iż jest Kimirem.


I zaraz znajduję coś innego: o człowieku, który ma gdzieś i co z tego wynika:


Fajne, nie? Możesz mnie, gnojku, zatłuc, ale się nie poddam. Mało tego: wyobrażam sobie, ilu ludzi kombinuje jak by mnie tu anihilować, a ja jestem z rozmysłem sama. Bo wiem i wierzę, że broni mnie Prawo, i jakkolwiek by hochsztaplerzy nie kombinowali, Prawda zwycięży, w co, jako obywatel i chrześcijanin wierzę.

A teraz wierszyk:



What’s going on with Ms. Smith?
Do you like to going with?

She’s like a lovin’ peach
Thus don’t you think she’s a bitch?

A man who has a double V
Is masturbating over „she”

The „double V” is thieves’ master
So I am sure – he’s just a bastard

And mr. „Ch”, who loves the boys
Now it’s a time – he has no choice

Within our „slave state”
He has to wait for ‘nother date

A nasze pytanie brzmi:
Dlaczego pan Włodarczyk ma
Wiecznie spoconą twarz?
Dlaczego on się wiecznie świeci?

Nurtuje to Nas od bardzo dawna
I nie znajdujemy odpowiedzi
Wiemy, że to się nie rymuje
Ale mamy to w dupie.

Nie to, żebym sugerowała używanie pudru do twarzy.



Zapomnij, Włodarczyk, nikt cię na salony nie wpuści. Jeszcze nie są samobójcami. Udławisz się swoją żądzą władzy. Nikt, kto nie potrafi nawet złożyć noworocznych życzeń, na salony nie wejdzie. I szlus.

Wczoraj z Kubą zabawialiśmy się w „niezapominanie języków obcych”. Napisaliśmy wierszyk. Potem Kuba żądał, żebym ja po francusku napisała, ale zrejterowałam, za co przepraszam. Same nieprzystojne rymy wynajdywałam. Dupa.





środa, 18 stycznia 2012

KANALIA

Włodarczyk, oddaj mi moją kasę. Każdy dzień twojej zwłoki świadczy o twoim sadyzmie i znęcaniu się nade mną.

Włodarczyk, jesteś przestępcą i złodziejem.

Jak się nazywa ta gra w karty, kiedy gracz oświadcza: „Czekam”?




PS: Nie wylogowałam się wczoraj i moje Kochanie dorwało się do laptoka.

J.W. mówi cz. II czyli: „Każdego zaś co by mnie zaprawić chciał…”


J.W. mówi cz. II czyli: „Każdego zaś co by mnie zaprawić chciał…”

Pierwszą część swego sobie a muzom pisanego monologu zamieściłem na z pewnością znanej Ci, wierny Czytelniku stronie – www.mariagladysz.tk. Skąd część druga? Ano, świat się kręci, dzieją się co raz to nowe rzeczy… Trzeba iść z duchem czasu, a nawet ekranu. Niejaki pan W. rozśmiesza mnie swoją językową impotencją i robi to skutecznie już któryś rok z rzędu. Jednocześnie jednak ów pan mnie rzeczoną impotencją przeraża. Konia z rzędem temu, kto powie mi, jak ktoś, czyje co drugie słowo brzmi „yyyyyy” może być dyrektorem szkoły (pedagogiem!!!)? Bardzom ciekaw. Niby nie powinno się sądzić ludzi po wyglądzie, po tym, jak się potrafią (lub nie potrafią) wysłowić, niby… A jednak pewne stanowiska zobowiązują do pewnych zachowań.

A tu – jak widać. Czyli mizeria, zero, zero, krew zamarza, ołów zamarza. A jednak on kogoś grzeje, jakieś niedo....pieszczone lelije. Żona jakoś nie dała się nagrzać, chociaż niejeden Jej pożądał. Aż łańcuch musiałem założyć, bo absztyfikanty się tu drzwiami i oknami pchają. Nakazałem sprzątać i gotować. Wzięła więc i złamała rękę. Nie dość, że muszę teraz ja sprzątać i gotować, to jeszcze domu strzec, jak fortecy, bo ze złamaną ręką Ona jest jeszcze bardziej atrakcyjna, niż przedtem i wszystkie męskie osobniki nagle chcą się Nią opiekować… A ja zmywam i cierpię.

Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że będę dobrowolnie siedział w sali sądowej, a muszę, żeby Jej pilnować; przecież bóg jeden wie, co facetom przyjdzie na myśl na Jej widok, a zwłaszcza na Jej słynne „mmmm”, co może znaczyć wszystko. JA wiem, że Jej „mmmm” jest czyste i niewinne, ale kiedy pomyślę o sprzężeniu Jej nadprzyrodzonego wdzięku w połączeniu z niebywałym intelektem podpartym gruntownym wykształceniem, szlag mnie trafia i zazdrość zabiera. Jednocześnie WIEM, że to JA jestem Jej wybranym, bo od ośmiu lat nie spojrzała na innego mężczyznę, jak tylko ze znakiem zapytania w oczach.

Coś mi się widzi, że się dwa osobniki takie same spotkały, z tym że a rebours: On – uwodziciel, a Ona – niedająca się uwieść. Albowiem Ją uwieść można jedynie za pomocą intelektu (a teraz się czuję jak paw, bowiem Ją uwiodłem, jakkolwiek mój intelekt nie jest jedyną rzeczą, która Jej się we mnie podoba…). Gorzej – widzi mi się jeszcze, iż Ona jest raczej niereformowalna. Także na piękne słówka i takież obietnice Jej nie zahaczysz… Lekko może i nie jest ale zadawszy sobie pytanie: „Czy mogłoby być lepiej?” odpowiadam natychmiast: „W żadnym wypadku!”.

Jednak wróćmy do tematu poruszonego w tytule. Nie bez kozery zacytowałem Staszka Staszewskiego – ów poeta i muzyk poruszył bowiem tematy tyczące pośrednio pana W.! Łacno sobie wyobrazić naszego sprytnego Zbysia, gdy wraca po „arbeicie” do domu i „do lodówki zagląda ciekawie – oto Johnny Walker, zaraz się zaprawię”; w końcu przecież – wieść gminna niesie – „picie wpisane jest w jego zawód”. Trudno byłoby mu zaprzeć się tego zdania. Albowiem podobno było ono powodem kryzysu małżeńskiego w 2005 roku, do którego to kryzysu przyczyniły się sprawy z Panem W.M. Kamocin to mała mieścina, a w pewnych okolicznościach Mieszkańcy bywają skorzy do rozmowy…

U wybitnego reżysera – M. Koterskiego jest taka świetna scena: „Ciągnie ci się!”.

Z poważaniem i szacunkiem
J.W.

wtorek, 17 stycznia 2012

ŻYCZENIA W IP

           Mam nowego konika, a co!

Właśnie sobie słucham i oglądam w necie, więc później, niż TY, drogi Czytelniku (bo z powodu kradzieży dokonanej przez recydywistę nie mam telewizji) wydanie IP, czyli ...

„Spotkanie opłatkowe to dobra okazja, żeby złożyć sobie życzenia w świątecznej atmosferze.
Z ust pedagogów płynęły szczere i pełne ciepła słowa skierowane do kolegów, koleżanek, jak i uczniów...


6’27’’:”My zawsze sobie życzymy... yyyyy... składamy najlepsze życzenia...yym...w tym przypadku (tu skitrał gumę do żucia w kąt otworu gębowego) to życzenia noworoczne to tym bardziej te życzenia są jak najbardziej obfite, serdeczne, przyjemne, miłe, to jest najważniejsze.”

Oto słowo DERECHTORA, opublikowane. Bezpośredni adres:



- To naprawdę jest twój dyrektor?!
- Nie, tymczasowo nie, on mnie wygasił.
- I co teraz będzie?
- Nie wiem, Sąd będzie orzekał; już tak orzeka często i długo, że to grozi nałogiem.
- I tak za każdym razem, jak on coś napisze, na przykład, że ty nie żyjesz, to ty musisz z tym lecieć do Sądu, żeby sąd stwierdził, ze ty żyjesz jednak, wbrew temu wariatowi?
- Tak, za każdym razem.
- Czy to nie jest chore?
- Nie wiem, to może stwierdzić tylko Sąd.
- On nie ma żadnych przełożonych?
- Nie ma. Pisałam do wicekacperka i innych tam, mam całą teczkę odpowiedzi. Za każdym razem uzyskuję odpowiedź, że to Sąd jest jedynym władnym rozstrzygać spór: pracodawca – pracownik.
- To jest chore. Kto za to płaci?
- Ty, jako podatnik. Ja podatków nie płacę, bo recydywista nie płaci mnie.
- Kurwa mać.
- Bardzo dobrze powiedziane.


Jakie to powieści były napisane w formie dialogów, zgadnij, rybko, zgadnij...

Ja też ci składam obfite życzenia noworoczne.

PS. Najfajniejszym momentem w wiadomościach był ten z biskupem (?-nie znam się), kiedy nie wiadomo było, kto kogo chce w rękę całować. To było takie sympatyczne i ciepłe.

Dzieciaki tez świetnie śpiewały...


TAKI MAŁY ŻARCIK


Gdyby nie przynależne ludziom z marginesu społecznego[1] zachowania, gdyby nie przyjaźń, szeroko pojęta[2], osobników zasiadających w piotrkowskiej Radzie Miasta i gdyby nie spolegliwość[3] Sądów piotrkowskich, Prawo działałoby w Piotrkowie Trybunalskim tak, jak mniej więcej działa w cywilizowanych miejscach w Europie.

Zbigniew Włodarczyk, pan rozmijający się z literą Prawa[4], co kilkakrotnie udowodniły po latach walki wyroki sądowe, doprowadził mnie do nędzy materialnej. Kpi z Prawa i jego nakazów. Jako człowiek, który w wyniku awansu społecznego[5], dorwał się do zarządzania[6], w dupie ma innych, a w szczególnej dupie tych, którzy mu nie czapkują. Z tym, że w tym drugim wypadku, czyli „w szczególnej dupie” oznacza strach, bezsilność i niewyrażalną złość.

Panie Włodarczyk, oddasz mi pan moje kilkadziesiąt tysięcy zaległych poborów. Z odsetkami. Oddasz mi pan inne pieniądze, o których zapomniałeś pan do spóły ze śliczną księgową. Główną, zresztą. Czy ona nie jest przypadkiem po zawodówce, a maturę robiła w szkołach Gabor w Piotrkowie? A pan czasem nie jesteś związany więzami krwi i życia z Gaborem? Co do innych więzów, to się jeszcze zorientuję, bom się wściekła dzisiaj, akurat.

Nie mogę kupić prywatnej rehabilitacji, bo mnie nie stać, a termin mam na 27 marca (NFZ). A nie stać mnie, boś mnie okradł, panie Włodarczyk i okradasz nadal. Doznaję krzywdy; już prawnicy wycenią zadośćuczynienie.

Nie mogę leczyć zębów.
 Nie mogę zapłacić rachunków w terminie, panie Włodarczyk; moi prawnicy dobrze wycenią moją krzywdę i zadośćuczynienie.

Cha, cha, cha, panie Włodarczyk, aleś się pan dał nabrać! Ja żartuję, przecież.

Ciekawe, co wymyślę na pierwszego kwietnia?


Cha, cha, cha!





[1] bandyckie
[2] poplecznictwo, co w Polsce jest karalne
[3] zależność od miejscowych polityków
[4] przestępca
[5] cham
[6] koryta

SĄD I ZASŁYSZANE CZ II

No, cóż, pani księgowa zapomniała o wypłaceniu mi odsetek w terminie... Sama jest na stanowisku jednoosobowym i pewne rzeczy jej umykają...

Przedtem nie miała pieniędzy, no bo jak niby miała zaplanować terminową wypłatę należności sprzed roku w roku następnym? Pełnomocnik pana W. ma wrażenie, że ja żądam kapitalizacji odsetek, co nie ma zastosowania... Nie, ja się domagam wypłaty niedopłaconych odsetek, a nie wypłaty odsetek od odsetek. Chociaż i do tego mam prawo, od chwili złożenia pozwu, czyli od 13 lipca zeszłego roku. Pan to przekaże pani pełnomocnik w moim imieniu, panie W., dobrze? Trza będzie trochę pogrzebać w kc, nie mylić z Komitetem Centralnym. Wiem, że zobowiązania to wyjątkowo upierdliwy dział, ale nie dla kogoś, kto studiował prawo na UŁ, prawda?

Nie chce mi się pisać o tym, bo to zbyt dla nas wszystkich smutne i wstydliwe. Wyrok za dwa, tak, dwa tygodnie. Tyle trzeba, żeby pozbyć się złudzeń: cyferki są równie smutne i - nieubłagane, jak wspomniałam.

Ale za to:

Wychodzimy z sądu i spotykamy znajomą, matkę dziecka, które uczyłam. I ta znajoma opowiada nam historię, jak z komedii romantycznej z umiarkowanie szczęśliwym zakończeniem:

Podobno  zatrudniona na zastępstwo za mnie podczas mojego pobytu na urlopie dla poratowania zdrowia i pozostawiona bezprawnie w mojej Szkole na wieki wieków amen pani, szczupła blondynka o popularnym nazwisku, wdała się w romans ze swoim chlebodawcą. Tego nie zniósł jej mąż, wyśledził niewierną i rozwiódł się z nią.

Więcej nie wiem, ale chętnie przy kawie posłucham; umówiłyśmy się z matką dziecka, które uczyłam, na kawę. Aż mi się wierzyć nie chce: żeby bogobojny człowiek, pobożny, sprawiedliwy, mający piękną żonę i udane dzieci... Arbiter moralności... Ulubieniec Macierewicza...

To muszą być pomówienia.



niedziela, 15 stycznia 2012

CO JEST Z TYMI... KSIĘGOWYMI?!

Nie do wiary...


I uwierzyć, że tak same, że nie było bitej spóły?










itd...

JUTRZEJSZE CYFERKI


Jutro kolejny wielki dzień. Gruntownie wykształcona i nad wyraz uczciwa pani księgowa Szkoły Podstawowej nr 8, naliczyła sobie (czyli mnie) moje należności wedle swojej najlepszej wiedzy i umiejętności.

Chciałam powiedzieć: główna księgowa, bo innej w szkole nie ma, a ta, co jest, jest z mocy prawa – główna.

Została przez Z. W. wezwana na świadka na okoliczność, że dobrze wyliczyła. Monty Python? Anglia? Nie, Zbigniew Włodarczyk. Piotrków Trybunalski.

Już się cieszę, już ubranie szykuję na jutrzejszy występ. Bo nie ma tu miejsca na dowolną interpretację Sądu. Tu są same smutne cyferki. Cyferki liczb niewypłaconej kasy, cyferki artykułów kc, zobowiązania...

Już się cieszę na myśl, jak kto będzie lawirował i ocierał się o absurd, żeby ratować pana W....

piątek, 13 stycznia 2012

PAN RADWAN

W niejakiej "Gazecie Prawnej" produkuje się niejaki Artur Radwan. Za cel swojej twórczości obrał opluwanie nauczycieli. Przy jego zdjęciu zamieszczono następującą metryczkę:

Artur Radwan

Informacje o autorze

Dziennikarz z wykształcenia prawnik, ukończył też studia podyplomowe na Uniwersytecie Warszawskim z zakresu Prawa Europejskiego. Zanim trafił do redakcji kilka lat pracował w administracji rządowej w tym Rządowym Centrum Legislacji i Ministerstwie Obrony Narodowej. Od 2003 r. jest członkiem Polskiego Towarzystwa Legislacji. W redakcji pisze o problemach dotyczących żołnierzy zawodowych i rezerwistów. Na bieżąco monitoruje również kwestie związane z zatrudnieniem i wynagrodzeniem nauczycieli. Porusza też problemy samorządów dotyczące stosowaniem przepisów dotyczących systemu oświaty. W zakresie swoich obowiązków ma też zatrudnienie i płace w całej administracje publiczną. 

Jako dziennikarz - nie pozwoliłabym na taki chłam. Ale może pan Radwan nie widzi tego chłamu? A może miał polonistę z Hurumburnu? To by tłumaczyło jego nienawiśc do nauczycieli...

Mnie, na szczęście, uczyła Pani Halina Ruszkiewicz.

Członek Polskiego Towarzystwa Legislacji... I wszystko jasne.

 

środa, 11 stycznia 2012

RAPORT


Cha, cha, cha!

Poczytajcie Państwo raport o dyrektorach szkół. Zwłaszcza takie tam o tym, jak to mają trudno. Cha, cha, cha!


Pewnie niektórzy mają, ale są i tacy, którym zawsze z górki. Moj, na przykład pracował, a może i nadal pracuje, nie wiem i nic mnie to teraz nie obchodzi, w trzech szkołach, w czwartej będąc dyrektorem i jeszcze w dwóch spółkach zasiada. W radach nadzorczych, znaczy.

Wszystko to przy dyrektorskiej zniżce godzin i godzinach ponadwymiarowych z tą zniżką związanych - w szkole macierzystej, że tak się wyrażę.

Są i tacy, którzy się wściekają. Przesyłają mi na przykład stronki z zeznaniami majątkowymi... Ja tam się nie wściekam, bo wiem, że nic nie trwa wiecznie. Czy ja się mam denerwować, że wybitny dyrektor zarabia ponad10K miesięcznie? A po co mi to?

Że ta bieda otrzymała z funduszu socjalnego 1650,98 złotych? No i bardzo dobrze. Zgodnie z Biblią, gdzie jest powiedziane, iż ci, którzy mają, będzie im przydane.

Kiedy Z. W. zaczynał robotę w szkole jako dyrektor, złamanego grosza nie miał. Teraz wykazuje 280.000 złotych oszczędności. Utrzymując rodzinę. Oświadczenie jest z 26.04.2010r. Ja się tam cieszę, mam swoje powody.



Za krótko trwał pewien kurs, który prowadził Z.W. Wykazał 40 godzin i pewnie Unia za tyle mu zapłaciła... Nie zdążyłam się nauczyć wstawiać hiperłączy i dlatego podaję bezpośrednie adresy.

Bo ja byłam na kursie, który prowadził Z, W. w Szkole Podstawowej nr 10 w Piotrkowie Trybunalskim. Na certyfikacie stoi, że kurs trwał 40 godzin... Naprawdę trwał 16, ale mnie wystarczyło; bardzo lubię się uczyć.

Cały wic polega na tym, że osoby szczególnego pokroju skłonne są sądzić innych po tak zwanych znamionach zewnętrznego luksusu. Ci, którzy te znamiona mają za nic, oceniani są z pogardą. Ja, panie W., nie mam chwilowo nic, co można by spieniężyć, głownie dlatego, żeś mnie pan okradł i okradasz nadal.

 A jednak nie uczuwam nędzy.

KONTROLA?


No i do łez się rozbawiłam znowu: kontrolę finansową szkoły prowadzi organ prowadzący, czyli Urząd Miasta, czyli znajomi króliczka...

Jestem już przy czwartym rozdziale mojej książki, wydawnictwo mnie naciska; muszę jeszcze zdobyć parę kolejnych kompromitujących odpowiedzi z różnych tak zwanych urzędów i będzie fajerant.

16. stycznia, o godzinie 11:00 w Sądzie piotrkowskim odbędzie się sprawa o zapłatę niedopłaconych odsetek. Bo księgowa szkoły sobie płaci albo nie płaci, jak jej tam w duszy gra. A Z.W. podpisuje, jak leci.

Czytam sobie takie fajne terminy: kontrola zarządcza, dyscyplina finansów publicznych i takie tam pierdoły, które jednych dotyczą, a innych nie...

Drodzy Czytelnicy, takiego bajzlu, jak w finansach mojej szkoły, długo szukać. Mam jeszcze pół roku, żeby się porządnie zebrać i ruszyć z tą sprawą. I ruszę, panie W., ruszę.


niedziela, 8 stycznia 2012

EH, ŻYCIE...

Podaję trzy niezależne teksty; ostatni jest mojego autorstwa...

Autor tego listu ubiega się o odszkodowanie. I pisze tak:

”Szanowni Państwo w raporcie z wypadku jako przyczynę wypadku podałem: "Próba samodzielnego wykonywania pracy".
W liście stwierdziliście Państwo, że powinienem podać pełniejsze wyjaśnienia. Sądzę, że poniższe szczegóły będą wystarczające.
Z zawodu jestem murarzem. W dniu wypadku pracowałem sam na dachu nowego trzypiętrowego budynku. Kiedy skończyłem pracę stwierdziłem, że mam na dachu porozrzucane ok. 150 cegieł. Zdecydowałem nie nosić ich na dół pojedynczo, lecz spuścić je na dół w beczce używając do tego celu liny na bloku przytwierdzonym do ściany na trzecim piętrze budynku. Po zabezpieczeniu liny na dole, wszedłem na dach i zawiesiłem na niej beczkę załadowaną cegłami. Potem zszedłem na dół i odwiązałem linę, ale następnie trzymając ją mocno zacząłem powoli opuszczać cały ciężar w dół. W raporcie o wypadku wspomniałem, że ważę 80kg. Możecie się Państwo wyobrazić jak dużo było moje zaskoczenie, nagłym szarpnięciem do góry, że straciłem orientację, nie puściłem jednak liny. Nie muszę dodawać, że ruszyłem do góry w raczej szybkim tempie po ścianie budynku. W połowie drugiego piętra po raz pierwszy spotkałem opadającą z góry beczkę. To tłumaczy pęknięta czaszkę i złamany obojczyk. Zwolniłem trochę z powodu beczki, ale kontynuowałem gwałtowne ciąganie nie zatrzymując się, aż palce mojej prawej ręki nie weszły w blok. Na szczęście pozostałem przytomny i byłem w stanie nadal trzymać mocno linę, pomimo bólu i ran. W tym samym czasie beczka z cegłami uderzyła o ziemię. W wyniku uderzenia jej dno pękło, a zawartość wypadła. Pozbawiona cegieł beczka ważyła tylko 25kg. Przypomnę,że ja ważę 80kg. Więc w tej sytuacji zacząłem gwałtownie opadać. W połowie drugiego piętra po raz drugi spotkałem się z beczką, która wznosiła się do góry. W efekcie mam popękane kostki i rany szarpane nóg. Spotkanie to opóźniło mój upadek na tyle, że odniosłem mniej obrażeń przy upadku na stos cegieł. Złamanie tylko trzech żeber. Z przykrością muszę stwierdzić, że gdy leżałem obolały na cegłach, nie mogłem wstać, ani się poruszyć, a ponad to przestałem trzeźwo myśleć, puściłem linę. Pusta beczka ważąca więcej niż lina, spadła na dół i połamała mi nogi.
Mam nadzieję, że udzieliłem Państwu wyczerpujących odpowiedzi potrzebnych do zakończenia postępowania w mojej sprawie.
Teraz już Państwo zapewne rozumieją w jakich okolicznościach wydarzył się mój wypadek.”


Wielce szanowny Panie Prezydencie,
Uprzejmie proszę o zwolnienie mnie z zaszczytnego obowiązku pełnienia służby wojskowej ze względu na trudną
sytuację rodzinną, w jakiej się znalazłem. A mianowicie:
Mam 24 lata i ożeniłem się z wdową w wieku lat 44. Moja żona ma córkę w wieku lat 25. Tak się złożyło, że mój ojciec ożenił się z córką mojej żony. Tym samym, mój ojciec stał się moim zięciem, gdyż poślubił moją córkę. W związku z tym jest ona jednocześnie moją córką i macochą.
Mojej żonie i mnie urodził się w styczniu syn. To dziecko jest bratem żony mojego ojca, czyli jego szwagrem. Jednocześnie, będąc bratem mojej macochy, jest moim wujkiem. Czyli mój syn jest moim wujkiem.
Żona mojego ojca, czyli moja córka, powiła na Wielkanoc chłopczyka, który jest jednocześnie moim bratem, gdyż jest synem mojego ojca, i wnukiem, ponieważ jest synem córki mojej żony.
Jestem więc bratem mojego wnuka, a będąc mężem teściowej ojca tego dziecka, pełnię jakby funkcję ojca mojego ojca, pozostając bratem jego syna. Jestem wobec tego własnym dziadkiem.

Dlatego też proszę uprzejmie Pana Prezydenta o zwolnienie mnie ze służby wojskowej, gdyż, o ile mi wiadomo, prawo nie zezwala powoływać do wojska jednocześnie dziadka, ojca i syna z jednej rodziny.
Wierząc w zrozumienie mojej sytuacji przez Pana Prezydenta pozostaję z poważaniem...

A teraz ja:



„Składam zaświadczenia o czasowej niezdolności do pracy: ZUS ZLA BD 8347218  oraz ZUS ZLA BD 8317214. Proszę o wypłatę świadczenia.


Moja sytuacja jest następująca:

Po półtora roku procesów sądowych, 1.12.2011r. prawomocnym wyrokiem Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim zostałam przywrócona do pracy na poprzednich warunkach pracy i płacy.

Dyrektor mojego zakładu pracy, Szkoły Podstawowej nr 8 w Piotrkowie Tryb., Zbigniew Włodarczyk, w dniu 5.12.2011r. wręczył mi pismo, w którym stwierdza wygaśnięcie stosunku pracy między mną a zakładem pracy z dniem 4.11.2011r. Złożyłam pozew do Sądu Pracy w Piotrkowie Tryb. o stwierdzenie nieważności tej czynności prawnej; termin został wyznaczony na 22 lutego 2012r.

Zostałam wyrejestrowana z PUP; tamtejszy Radca Prawny potwierdził, iż pozostaję w stosunku pracy, nie mam zatem prawa do zasiłku dla bezrobotnych.

5.grudnia 2011r. uległam wypadkowi. Przesłałam zwolnienie lekarskie do Szkoły. Zostało mi ono pocztą zwrócone z pouczeniem, jak w załączonym piśmie od dyrektora szkoły. Pozostaję bez środków do życia.”


Życie proponuje różne sytuacje, nieprawda?