niedziela, 28 grudnia 2014

Bartek ChacińskiMam ogromną potrzebę, żeby powiedzieć: "Jakoś cię nie lubię".

Kto to? Nikt. Ale za to - śliczny.

http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1603885,1,joe-cocker--mistrz-cudzych-piosenek.read

NO, BO TEJ CZERWIENI TEŻ NIE MOGŁAM ZNIEŚĆ.

ZNOWU O COCKERZE





Jacyś kretyni w pseudowspominkach o Cockerze, zarzucają Mu, że nic nie napisał sam. Że tworzył jedynie covery.

Ale, przecież nigdy niczego nie ukradł?

Kurwa, On był Odtwórcą, nie twórcą. Jakoś sobie nie przypominam, żeby M. Streep napisała jakiś scenariusz, a jest najwybitniejszą żyjącą aktorką. Odtwórca nie musi umieć tworzyć. Od tego są specjaliści. I konia z rzędem temu, kto widział Poetę, który wypowiedział swój utwór, powodując wzruszenie u odbiorcy.

Jasne, że z rzadka się zdarza, że Twórca potrafi zinterpretować swoje dzieło. Wówczas należą Mu się oklaski. Na stojąco. Ale takie same oklaski należą się normalnemu świetnemu odtwórcy.



Cocker nie grał na gitarze? Może Mu mama nie kupiła, bo jej nie było stać. Ale, bez wątpienia, tę gitarę czuł. Chlał i ćpał? A proszę uprzejmie mi znaleźć czystego artystę. Może od Kochanowskiego zacząć?

Świat zszedł na psy.

Nauczyciele wtedy powinni pisać programy (było), podręczniki i w wolnej chwili zająć się nauczaniem.


 (Molier zszedł na deskach teatralnych, ale to było z biedy. O winie nie wspomnę.) 


Niech będzie pochwalony...


I ponownie: kurwa mać. 

piątek, 26 grudnia 2014

Joe, zabrałeś dzieło Beatlesów i zrobiłeś z tego opus magnum.

https://www.youtube.com/watch?v=_wG6Cgmgn5U




https://www.youtube.com/watch?v=_wG6Cgmgn5U

sic transit gloria mundi!

Ciebie widzę.

Kurwa, jeżeli przeżyję do następnych Świąt, będę żyć wiecznie.

https://www.youtube.com/watch?v=POaaw_x7gvQ

KUBA




Widzisz, gdybyś się urodził wcześniej, nie interesowałby Cię czarny metal. Ze swoim głosem, na Woodstock, bez wysiłku wykonałbyś melodeklamację i świat by był Twój.

Nie totenkpfa byś sobie naznaczył na skórze.

Ale wówczas byśmy się nie poznali i nie powiedzielibyśmy sobie tych rzeczy, któreśmy sobie mówili.

Nie my rozdajemy karty.

Kiedy Ci mówiłam: „Taki z Ciebie blekmatal, jak z koziej dupy kapiszon”, rozśmiewałeś się.



„Jak można było podpalić drewniany kościół, zabytek! Dużo tego mamy?!”

- Fakt.





Jo nie górol, ale i tak wiedziałam, że zimy nie będzie; nasze sikorki nie przyleciały. W zamian – trochę  biało za oknem.


Zdaje się, że uprawiam wolny strumień świadomości. Zawsze się wtedy uśmiechałeś, hultaju!

DO PEWNEJ BELFERKI BELFERKI



Ziabolało i źnikło. To ty ciujeś cuś? Ślaśne. Ślaśne, ślaśne.

środa, 24 grudnia 2014

WIGILIA





- Oddałbym życie za zdrowie – powiedział kiedyś.
- Jest coś, co Ci zabierze oba, nie bacząc na paradoks.

- Dlaczego?
- Widzisz, to jest pierwsze pytanie, jakie zadaje dziecko, kiedy się nauczy mówić. Czasami jest to ostatnie pytanie, jak widzisz.





 „...Które, aby przesadzić, ludzkość nie znajdzie sposobu...”






- Co ja takiego złego zrobiłem?
- Znalazłoby się, jak u każdego. Ale – śmierć nie jest za karę.
- To, dlaczego ja?
- Ene, due, like fake, torba, borba, usme smake...

- Nie chcę umierać, chciałbym jeszcze raz pojechać do Świdnicy.
- Nie pojedziesz, podobnie jak ja nie wystąpię w Teatrze Balszoj.



- Kuba, Słońce Słońc moich, Ty umierasz. Nie szukaj w sobie winy. Jesteś na wojnie. Życie zawsze postrzegałeś jako wojnę. Właśnie trafiła cię zbłąkana kula. Nie pojedziesz już do Świdnicy, nie pojedziesz na listopadowy festiwal we Wrocławiu, nie spotkasz się z Przyjaciółmi. Wielu rzeczy już nie zrobisz. Wiem, jak bolesna jest ta świadomość, dlatego, jeśli musisz, zabij ją.

I nie myśl już o tym, jak mi będzie trudno.

„Z moich ramion zrobię ci kołyskę” – tak mówiąc, usypiałeś mnie po dniu, który nie zapowiadał lepszego jutra.


Zaczynam Wigilię bez Ciebie.


MOŻE JUŻ DOŚC TEJ CZERNI

niedziela, 21 grudnia 2014

A ja po stronie kluzik jezdem.






A, jeżeli chodzi o panią Kluzik, to jestem całkowicie za. Nauczyciel jest takim samym pracownikiem, jak spawacz, zdun czy sprzedawca w sklepie. I nie powinien mieć z racji swojego zawodu szczególnych przywilejów. Ani szczególnych obowiązków.


Dziecko przychodzi do szkoły z sińcami pod oczyma. Ja wiem, skąd te sińce. Obiło mi się o uszy, że dzieciak czasami nocuje na klatce schodowej. Ale to mogą być plotki. Ja jestem nauczycielem i plotkami się nie zajmuję. Mam pewien, wynikający z ustawy, obowiązek, więc zgłaszam sprawę dyrektorowi. Jestem wolna.

Dziecko nie odrobiło pracy domowej? Trudno, tym gorzej dla dziecka. Mogło nie móc wśród awantur i mordobicia. Ale – za to dochodzenie mi nie płacą. Stawiam jeden za brak pracy. Swoje podejrzenia zgłaszam.

Przezroczysty dzieciak patrzy na mnie podczas pierwszej lekcji. Nie pytam, czy jadł wczoraj kolację, a dzisiaj śniadanie. Lekcji nie ma odrobionej? A, to pech. Jedynka.

Dzieciak potrafi się zesrać ze stresu nawet w piątej klasie. To są małe dzieci w szkole podstawowej. Wyobraźni Państwa (tu wyjęta pani Kluzik) pozostawiam rozpatrzenie tej kwestii.

Dziecko nie potrafi wypowiedzieć wiersza pod tablicą? Stawiam jeden. Niech się nauczy wystąpień publicznych, to jest w programie, a jeżeli nie może – do specjalisty. Niech się specjalista zajmie trwogą ucznia; Ja jestem od nauczania. Jest od cholery instytucji pomagających. Ja jestem od nauczania i od wychowywania.

Jak mogę wychowywać?

Przekazuję wartości chrześcijańskie, rozmawiam, kryguję się. I oglądam wywalony język. Normalnie głupkowi dałabym w dupę, ale mi nie wolno.

(Kiedy jeszcze uczyłam, dawałam w dupę, tak po ludzku; i nie było w tym żartów. Nie było w tym złośliwości. I nigdy nie było na mnie skargi, chociaż pięść mam dużą...)


Dziecko jest agresywne? Wzywam policję i pilnuję sporządzenia protokołu i heja.


Mam zajęcia opiekuńcze 24 grudnia? Fajnie, pilnuję, żeby dzieciak się nie zabił. Wszelkie inne moje działania – to edukacja. Ale nie jestem zobowiązana, więc czniam. Jeżeli się zabił, bo nie słuchał poleceń – na policję.

Widzę, że dilują pod szkołą? A ktoś mi za to widzenie płaci? Ja jestem po pracy. Do odpowiednich służb, proszę.


Pląta się wśród nas czasem jeszcze jakaś popieprzona, nieszczęsna siłaczka. Ale z rzadka się pląta. Nie ma. Skończyło się; pokolenie wymiera. Podobnie, jak wymiera

Naród. Szanowna pani Kluzik to miś o bardzo małym rozumku, którego

wykorzystano, jak papier ścierny.

Szkoda, że już nie jestem w szkole. Odpowiadałbym: „Ależ, oczywiście, pani minister, ma pani rację, pani minister” – i działałabym zgodnie  z przepisami... Z      prawemD:    

Do nauczycieli:

Nigdy nie rób tego, czego ci nie kazano.

Jeżeli ci kazano, miej na to kwit.

Bardzo dobrze pamiętaj, za co ci płacą.

Inaczej – wcześniej, czy późnej, wylecisz.


 Z żalem -

czwartek, 18 grudnia 2014

NA URODZINY TWE




Mijają miesiące i mijają miliony drogi, którą przebywamy bez siebie.

Tak już na pewien czas zostanie:  Ty tam; ja tu.

Aż stanie się cud, kiedy się spotkamy.


Choinkę ubrałam tak, jak zwykliśmy to robić. Twoja ulubiona bombka wisi centralnie, obok mojej. 
Swoją ulubioną bombkę wybrałaś wiele lat temu,  kiedyśmy grzebali w ozdobach bożonarodzeniowych.  Nie mam zamiaru tego zapomnieć. Nigdy.


Na urodziny Twe, mówię Ci, żeś nie umarł.



ZIMOWY WSTĘP

Oto za chwilę będzie Yule. Dwanaście magicznych nocy, które zaczynają się od przesilenia zimowego. Podczas tych dwunastu nocy Wotan z całym orszakiem najeżdża wioski.

Ludzie z jednej strony cieszą się, że od tej pory dzień staje się dłuższy, a z drugiej strony, przez te dwanaście nocy żyją w lęku, bo Dziki Gon w każdej chwili może najechać ich domenę.

Dziki Gon – to Ansuzgarðareiwo. To orszak Wotana, Odina, czy jakkolwiek Go nazwać, który okrutnie wiedzie za sobą umarłych i z dzikim wrzaskiem, zwanym: „oskorei”, napada na ludzi. Ponieważ Wotan nie jest takim dobrym ojcem, jaki się jawi w eddaicznych poematach. Bywa okrutny i często zbiera krew niewinnych.

Ci umarli – to ci, którzy nie mieli zaszczytu umrzeć w bitwie, biedota, nie wybrana przez walkirie; ci, którzy szli później do Krainy Mgieł, Niflheim.
Tam bogini Hel trzymała ich i nic nie mieli z życia po śmierci.
Ci, których wybrały walkirie, szli do Walhalli. Walkirie wybierały z pól bitew poległych w mężnej walce z mieczem w dłoni. Tam wybrani zasiadali przy stole razem z Odynem Wotanem, jedli mięso odyńca, które nigdy się nie kończyło, pili miód, który nigdy się nie wyczerpywał i ćwiczyli się do walki na Ragnarökkr. A walkirie usługiwały wówczas do stołu: kroiły mięso, polewały kielichy...

Ragnarok to jednocześnie koniec i początek.

Więc Yule, te dwanaście dni i nocy jest wypełnione radością i przepotwornym lękiem.

Bowiem Dziki Gon jest rzezią. 

Po rzezi nastawał nowy cykl: Koło Słoneczne się obracało i nastawało Nowe Słońce. Do następnego Dzikiego Gonu życie się odradzało; trawa wschodziła, drakkary zaczynano naprawiać; wszyscy świętowali: bo oto dzień jest dłuższy od nocy; nastał nowy cykl, zaczyna się nowe życie.

Wesołych

Świąt
.


czwartek, 4 grudnia 2014

MARZENIA ŁOSIA, CZYLI ŁOŚ I MARZENA






Kim trzeba być, żeby przez cztery dni patrzeć w oczy umierającemu stworzeniu – i nie zrobić nic?
Kim trzeba być, żeby przyjechać, popatrzeć na oszalałe ze strachu i bólu zwierzę – i odjechać. Do domu na ciepłą kolację i równie ciepły seks z żoną?

Przez CZTERY dni łoś umierał samotnie, bez wody i pożywienia, a wielu ludzi o tym wiedziało. Przyjeżdżali sobie i odjeżdżali, bo to nie ich rewir był. I nie zrobili nic. Kiedy znalazł się zbawca, było za późno.

Niech ryczy z bólu ranny łoś,
Zwierz zdrów przebiega knieje.
Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś,
To są zwyczajne dzieje.

Źle się dzieje w państwie duńskim.




Kiedy normalny człowiek w tym państwie reaguje normalnie – podlega karze.

We wrześniu minionego roku do koszalińskiego aresztu trafił mężczyzna, który ukradł batonik za 99 groszy i nie zapłacił grzywny. Jak się potem okazało, jest chory na schizofrenię i ubezwłasnowolniony. Pułkownik Olkowicz postanowił zapłacić za skazanego 40 złotych.


Pułkownik Krzysztof Olkowicz, dyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Koszalinie, bezprawnie (podkreśl. moje) zapłacił grzywnę za skazanego. W przypadku osób niespokrewnionych, prawo zabrania zapłacenia grzywny.*

Prawdopodobnie z łosiem było podobnie: nie zgłosił się żaden krewny łosia, żeby zapłacić.

I w ten oto sposób, cudowne, łagodne, będące pod ochroną, będące symbolem jednego z najwspanialszych seriali w historii telewizji, z którego nazwę wziął najwspanialszy festiwal świata, zwierzę, skonało, biorąc człowieka za oprawcę. Ponieważ zabrakło „kumpetyncji”.

Boję się myśleć, że mogłabym zasłabnąć na granicy powiatów.




Przetragiczna wiadomość o decyzji Marzeny Erm.


Przedtem było tak:

Radujcie się ze mną moi Mili!

To już pewne...

M A M   D A W C E !!!
Zgodność 10/10 !!!

Ostatni raz zgolę głowę. Potem będę zdrowa i bujnowłosa. Takie postanowienie, o!






Marzena Erm jest śmiertelnie chora. Jasne, nie wygląda na chorą; do roboty, zdziro!

Kobieta walczyła przez trzy lata. Właśnie podjęła decyzję:


Mili Moi 

I Ci Niemili też ;)
Zrezygnowałam z przeszczepu szpiku. Szok, co nie? Choć słowo "rezygnacja" tu nie pasuje, bo jest synonimem poddania się, niemocy, a moja decyzja nie ma z tym nic wspólnego. Zdecydowałam się na przeszczep ze strachu: przed wznową, przed spełnieniem się wróżby lekarzy-statystyków, którzy mówili mi, że teoretycznie nie mam żadnych szans na to, że nie będę miała kolejnego nawrotu choroby, jeśli nie pójdę na przeszczep.
Bujam się z Hodgkinem prawie 4 lata i nauczyłam się jednego: lekarze są kiepskimi wróżbitami.
Pojechałam do Warszawy na jeden dzień, a zostałam na dziesięć. To był najważniejsze 10 dni w moim życiu. Wydarzyło się tak wiele, że nie byłabym w stanie tego opisać w kilku zdaniach. Nie jestem w stanie też w kilku zdaniach opowiedzieć o przyczynach tej "nagłej" zmiany decyzji. Zrobię to później, a póki co nie pytajcie. W każdym razie- jestem niesamowicie spokojna.
Ryzykuje? Owszem. Ryzykuje już 4 lata. Ryzykiem jest pójdzie na przeszczep i ryzykiem jest nie pójście na przeszczep. A w co wierzę? W swoją intuicję. W Dobrego Boga i wszystko, co postawił mi na drodze. Nie wchodzę na drogę pewności, ale na drogę zaufania. Nigdy nie dowiem się, która droga do zdrowia była tą lepszą, bo porażka na jednej  nich jeszcze nie oznacza, że porażki nie byłoby też na drugiej. Obie drogi mogą mnie też prowadzić do zdrowia.
Nie wiem. 
Ufam. 
Wybrałam. 
Jestem szczęśliwa.
Zaczynam bardzo ważny etap w życiu. Jeśli coś można nazwać radykalną operacją, to ja idę na taką radykalną psychoterapię. Początkiem stycznia wyjeżdżam na kilka miesięcy do Warszawy. Będę się naprawiać, a potem taka ponaprawiana zacznę żyć jeszcze szczęśliwiej.

Moja droga do zdrowia właśnie się zaczyna.

Nie przesadzę, jeżeli powiem, że decyzja Marzeny jest łudząco podobna do decyzji Kuby. Bo też i choroba ta sama.
W komentarzach do wpisu nikt nie próbuje nawet próbować odwieść Jej od decyzji. Marzena po prostu powiedziała: „Dosyć tego”. Jest wolna i resztę Swojego życia może poświęcić Sobie, z dala od ludzi, którzy wiedzą lepiej.
Kto z władz ma siłę i czelność, niech przeczyta poprzedni wpis Marzeny. A później niech sobie popodziwia, jak dorosły facet, który był głową państwa, jest dumny z tego, że potrafi powiedzieć:” Ajemhepitusiju, ajemsiur włi łil bi frends”.
Jakim cudem tej kobiecie powiedziano, że przeszczep się odbędzie? To nie była wiadomość od cioci z magla, tylko zalecenia lekarzy.
Ta kobieta oszalała ze strachu, a później – z zawiedzionej nadziei. Ta kobieta wiedziała, że, przy dobrych wiatrach, ma ¾ szans. Obstawiła to ¾.
Ktoś powie: „Ale, przecież to niczyja wina”. A ja mówię: Poczytajcie, jakie leki i za jakie pieniądze musiała zdobywać, żeby żyć. I jak Ją zrobiono w łosia.
Nigdy nie wiecie, jak łatwo może się Wam to przydarzyć...

Więc: jak to jest?
Marzena się nie poddała; Marzena opuściła trefne towarzystwo.

* Wiadomości zaczerpnięte z:  http://www.tvp.info/15360321/naczelnik-wiezienia-pomogl-choremu-psychicznie-sad-odstapil-od-kary