wtorek, 16 kwietnia 2019

KATEDRA NASZEJ PANI




Czuję się dziwnie. Czuję się zubożona. Czuję, że ogień odebrał mi coś, co przynależało do mnie, chociaż było daleko i nie miałam najmniejszego wpływu na to coś.


Nasza Pani. Pani – opiekunka łaskawa, dama, pocieszycielka, darczyni, przed którą kolana same się zginają w podziwie i podzięce.



Wczoraj oglądałam na żywo, na kanale 230, France 24, przebieg tego stosu. Na żywo, w emocjach, reporterzy mówili rzeczy, które nie zostaną powtórzone.

W czasie rzeczywistym patrzyłam, jak upada iglica. I nic się nie dało zrobić. Nic.



Świat obiega „wywiad” z jakimś nierdzennym mieszkańcem Francji, który się zwierza, że płakał, widząc pożar. Jakoś trudno mi w to uwierzyć. I trudno mi uwierzyć, że ktoś przypadkiem zaprószył ogień. Znaczy, co? Konserwator niedopałek rzucił, czy jak? O godzinie 18, chyba? Bo o 19 była już erupcja ognia.

Nie dowiemy się tego nigdy.

Ktoś mnie z czegoś okradł w Wielkim Tygodniu. Niedokładnie umiem określić, co to jest, ale czuję się zubożona.