niedziela, 13 listopada 2016

TY GO NIE ZNASZ, ALE ON ZNA CIEBIE






Jak się ludzie poznają? Ano, różnie.

Szukałam niedawno taniej lampy stojącej. Używanej. Bardzo ładne i tanie rzeczy można znaleźć na OLX. Ktoś się przeprowadza, wyprzedaje zbędne wyposażenie... Lepiej chyba kupować na OLX, niż na Allegro: tu mam bezpośredni kontakt z człowiekiem; raczej nikt mnie nie oszuka, skoro rozmawiam z nim przez telefon, a produkt odbieram z jego mieszkania. Po prostu nie wypada nie być fair.

Kupiłam zatem bardzo ładną i tanią lampę stojącą od kogoś, kto mieszka w północnej części miasta. Ponieważ nie mam samochodu, pan zaofiarował pomoc. Kiedy usłyszał mój adres, nawiązała się rozmowa:

- No, co pani powie, jaki ten świat jest mały. W tej kamienicy obok, prawie się wychowałem. Mieszkało tam wujostwo. Moja mama była chora i ja właściwie u nich byłem cały czas. Miałem blisko do szkoły, bo z mamą mieszkaliśmy na...
- To pewnie pan chodził do Ósemki albo Dwójki?

 - Do Ósemki, a pani?
- Ja też, ale pan jest młodszy, więc się minęliśmy...

I tak się toczy rozmowa. O Budkach, o tym, z kto z której górki zjeżdżał, o lusterkach produkowanych przez przedsiębiorcę mieszkającego obok i o tym, jak się chodziło na pierdziółki na nasyp kolejowy.

O Niesiołowskim w kontekście gruszek...

Lampa dawno przywieziona, a my nie możemy wysiąść z auta, bo nas wspomnienia o utraconej młodości dopadły.

- Dawniej, wie pani, wszystko było jakieś prostsze: wiadomo – dziewuchy do Zrzeszenia, chłopaki do Chrobrego... A, słyszała pani, co się teraz w Ósemce dzieje?

Nie mówiłam, że wiem ani tego, że tam pracowałam ćwierć wieku. Byłoby to obarczone ryzykiem, że umrzemy z głodu w samochodzie. Ale wysłuchałam, wtrącając co jakiś czas: „Niemożliwe!”, „No, co pan!”

Tak się toczą często Polaków rozmowy.


Piotrków to nie metropolia. Tak się składa, że mieszkam w dzielnicy, w której mieszka wiele rodzin, posyłających swoje dzieci do Ósemki, w „obwodzie”.  Zatrzymują mnie rodzice, pytają, opowiadają rzeczy, że słuchać hadko. To są ludzie, z którymi spotykam się w pobliskiej piekarni, sklepiku osiedlowym... To moi dorośli już uczniowie, którzy pamiętają inną Ósemkę. Ci byli uczniowie spotykają się ze sobą, idą do baru, do pizzerii; utrzymują ze sobą kontakt, rozmawiają ze sobą, jak to w życiu.

Ci ludzie pracują, niektórzy w magistracie, niektórzy pozakładali własne biznesy; inni spotykają się w pośredniaku lub na Próchnika. Jak w życiu. To jest taka sieć: sprzątaczka, listonosz, fryzjerka, mechanik samochodowy, kierowca miejskiego autobusu, taksówkarz, przedszkolanka...

Ci luzie spotykają się na grillu, na działce, na Słoneczku... Ci ludzie ze sobą rozmawiają. Śmieją się, dzielą spostrzeżeniami. Oni nie są ślepi, głusi ani niedorozwinięci, jakby niektórzy chcieli. To jest sieć. Żona pana kafelkarza oto czekała w kolejce do doktora, a tam – wiadomo – i nudno, i wizyta podszyta lękiem, bo to do lekarza się idzie, a nie do kosmetyczki. I sobie rozmawia z inną panią, której siostra pracuje w magistracie. A lekarz też ma jakąś rodzinę, przyjaciela, z którym sobie pogada...


Nie wiem, czy istnieje jakaś przytomna osoba, która nie zdaje sobie sprawy z istnienia tego tak zwanego „drugiego obiegu” życia. Życie to nie oficjalne akademie urzędników, przebywanie ciągle w  tych samych pomieszczeniach, wypełnionych kłaniającymi się w pas ludźmi, oblicza których  wypełnia wiernopoddańczy uśmiech, bo się zwyczajnie boją skończyć jak Gładysz: bez środków do normalnego życia.

Ci ludzie odreagowują. Człowiek ma wewnętrzną, wrodzoną potrzebę powiedzenia komuś w końcu prawdy. Człowiek, mówię, nie urzędnik i nie car. Człowiek idzie do lekarza, a jak ma potrzebę – do księdza. Czy księża nie mają rodzin?


O tej odwiecznej potrzebie powiedzenia prawdy mówi starożytna opowieść o fryzjerze króla Midasa. Zresztą, Midas to fajna postać. Takiego tumana ze świecą szukać.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz