niedziela, 1 kwietnia 2012

NIEDZIELA PALMOWA

Ciąg dalszy.
Zostałam skazana prawomocnym wyrokiem piotrkowskiego sądu za to, że nazwałam, podobno, Włodarczyka "chujem". W obecności dzieci, podobno. 

No to, drzwi te jeszcze zostaną otwarte powtórnie.


Przeczytajcie sobie, prawnicy ze Słowackiego 5, akta. Przyszłam do szkoły o 7:55. Trwała utarczka słowna, długo. Przeczytajcie, jaka jest odległość od sekretariatu do pokoju księgowej. Zinterpretujcie fakty z pomocą zegarka z sekundnikiem, może? Pani Ula wychodziła z sekretariatu po księgową i wracała z nią. Ile to mogło trwać? Ile czasu minęło od chwili mojego pojawienia się  w sekretariacie do chwili, kiedy, podobno, użyłam słowa „chuj” w stosunku do W.? No, ile?

Dotychczas moim celem życiowym było kształtowanie postaw, przekazanie posiadanej wiedzy i umiejętności uczniom. Każdą chwilę wypełniałam myśleniem, jak by tu dzieciakowi wytłumaczyć... Jak by mu wytłumaczyć, żeby żył i dał żyć; żeby nie pił i nie palił, żeby omijał szerokim łukiem uśmiechniętych, oślizłych dilerów. Oni mi wierzyli – bo wiedzieli, że wiem, o czym mówię.  I nigdy, powiadam, nigdy, nie spotkałam się z lekceważeniem ze strony ucznia. Ani ze strony Rodziców.

Miałam kiedyś w klasie homoseksualistę, który dopiero podejrzewał, że coś jest nie tak. Miał na on czas 11 lat. Przyszedł do mnie podczas przerwy i zapytał: „ Czy to jest w porządku, jeżeli chłopak kocha chłopaka?” „Tak, to jest w porządku, jeżeli nie czynisz krzywdy”.

Uśmiech tego dziecka jest dla mnie przepustką do nieśmiertelności...

...a teraz mam nowe hobby: będę śledzić nadal, jako śledzę, nadużycia i przestępstwa pewnego pana. Katolicką radością napawa i napawie mnie świadomość, że pan nie wie i nie będzie wiedział, ile wiem ja.

W Palmową Niedzielę, święto dla mnie, jako chrześcijanki, ważne - odgradzam się od podłego i sprzedajnego świata, życząc zdrajcom wybaczenia. Nie wiem, skąd u mnie ta niezachwiana pewność, że Bóg jest przy mnie?

Pies: Kuba W. żyje. I kocham Go tak, jak przedtem. Ani więcej, ani mniej. Jest trochę bardziej upierdliwy, jak to chory. Przeżył przecież operację nie do przeżycia.

Istnieje na tym świecie skurwysyn, przestępca i złodziej, cwel wielkiego wymiaru, przez którego nie mogę kupować Kubie drogich produktów, którymi powinien być żywiony. Ten skurwysyn, przestępca i złodziej, cwel wielkiego wymiaru, ma na imię Zbigniew Włodarczyk.

Nie ma potrzeby mnie osadzać we wienźniu. Nigdzie nie uciekam.

Pies drugi: Przyjdzie czas, opowiem o wizycie pewnego pachołka w bloku przy ulicy Belzackiej. Nazwisko jego jest: Zbigniew Włodarczyk.

W Wielkim Tygodniu nachodzi diabeł. Chce mnie przepoczwarzyć i na swoje przekuć. Niewiele żąda. Zastanawiam się. 

Pies trzeci: Znam inwektywy, o jakich się Wam nie śniło. Sprzedawczyk, rogacz, durna pała, kretyn i pizdolizak - to właściwie język literacki z najwyższej półki. 

Kiedy mnie już siły porządkowe zgarną - proszę - do grypsujących mnie dać.

Pies czwarty: Widziałam na ulicy Słowackiego sędziego D. szedł przygarbiony i wyglądał, jak zdjęty z krzyża. Niech pan spróbuje rzucić palenie, panie D. Przynajmniej, na początek - na sali sądowej. Zgodnie z ustawą, na której straży z urzędu pan stoi.


Prima aprilis.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz