niedziela, 4 listopada 2012

PROKURATURA, CZII

 
Poprzednie odszkodowanie przyjęłam, bo dlaczego mam nie przyjąć, skoro tak naprawdę (teraz mogę to spokojnie wyznać), podczas całego tego czasu, kiedy toczyła się moja sprawa, zadawałam sobie pytania:
- Czy ja naprawdę chcę wrócić do pokoju nauczycielskiego i przebywać choćby pięć minut wśród tchórzy, popleczników Z. Włodarczyka lub przekupionej ponadwymiarowymi godzinami reszty?
 
- Czy ja chcę być bezustannie poddawana jakimś coraz bardziej chorym eksperymentom kolejnych ministrów? Jakieś teczki, oznaczenia literkami zgodności tematu z podstawą programową i tym podobnym bzdurom, które potrzebne są jedynie chorym biurokratom, bo za stertą papierów czują się bezpiecznie, a ostatnią w życiu książkę beletrystyczną widzieli przed maturą i tworzenie coraz nowych papierów jest jedyną uprawianą przez nich rozrywką?
 
- Czy ja muszę drżeć każdej minuty podczas lekcji, że wpadnie mi dyrektor, zajrzy do dziennika, sprawdzi, że w tym dniu miałam omawiać Kamieńską, bo tak stoi w moim planie wynikowym, czy jak zwać ten płód obłąkanego umysłu, ja zaś omawiam dalej Jasnorzewską, bo dzieciaki tego pragną? A ja mam się z tego tłumaczyć? Komu? Vinciemu? Przecież on prędzej uwierzy w to, że trójkąt to jest kwadrat, tylko trochę inaczej wygląda, niż w to, że ktoś nieprzymuszony robi coś dobrego dla innego człowieka.
 
- Czy ja muszę się narażać na to, że moi uczniowie będą w gimnazjum pytani pogardliwie: Kto cię uczył?, bo teraz już się niczego nie uczy, nie ma na to czasu, tylko się ćwiczy do sprawdzianów?
 
- Czy ja się muszę dochodzić o niezgodne z prawem zapisy w Statucie odnośnie do oceniania?
 
Zadawałam sobie te i inne pytania po wielokroć i zawsze wynik był ten sam. W pewnej chwili praca w świetlicy szkolnej wydała mi się oazą, Makkat ul-Mukarramahem, do którego powinnam zdążać. Jest tylko jedno ale...
 
Wyobraźmy sobie następującą sytuację:
Żyje sobie na świecie jakaś kobieta, której przejadło się spełnianie obowiązków małżeńskich w tradycyjny, zrutynizowany sposób. Coraz częściej myśli o czymś innym; niechby nawet bolało, byleby wniosło coś nowego w związek. Ale – jest, jak jest, może kiedyś...
Jej mąż myśli identycznie, ale jest tchórzem. Boi się reakcji żony, woli więc milczeć. Obsesja jednak narasta. Poza tym, rozmawiał o tym z kolegami, a oni pochwali pomysł, zaś wątpliwości skwitowali: Co ty, własnej baby się boisz? Ma robić, co każesz i tyle...
Mąż po cichu zaczyna gromadzić w domu gadżety, ukrywa w szafce nocnej linę. Żona niby widzi jakieś niecodzienne zachowania męża, ale nie przypuszcza, co ją czeka...
 
Pewnej nocy, bez jednego słowa, bez najmniejszego uprzedzenia...
Nie, dalszego ciągu nie będzie, ja tu nie piszę powieści dla niegrzecznych pensjonarek.
 
Otóż każdy sąd w tej części świata bez żadnego gadania wsadza męża do pierdla za gwałt, jeżeli żona to zgłosi i udowodni. A jeżeli przerażona krzyczała: To nie tak, to nie tak..., szarpała się przy tym, w związku z czym doznała obrażeń – to za gwałt ze szczególnym okrucieństwem. Tłumaczenie męża, że w gruncie rzeczy tego chciała, tylko pogorszy jego sytuację. Nawet, jeśli żona przeżyła w trakcie gwałtu niebywałą satysfakcję, nie jest to okolicznością łagodzącą.
 
Otóż mnie zasądzono odszkodowanie. Odszkodowanie zasądza się, jak sama nazwa wskazuje, vinci2, poszkodowanemu. To nie był ochłap rzucony psu, vinci2, lecz odszkodowanie, czy ci się to podoba, czy nie.
Wyrok był zresztą do kasacji, uzasadnienie by się w żadnym razie nie obroniło, ale wzięłabym pieniądze (odszkodowanie za gwałt, vinci2; co nie oznacza, że po odsiadce męża małżeństwo nie wróci już nigdy do  normalnego życia) i może jakoś by to było. Pracowałabym w świetlicy najlepiej, jak potrafię, bo kiedy pracuję, nie puszczam bubli.
 
Niestety, Z. Włodarczyk na każdym miejscu, przy każdej okazji tłumaczył zdezorientowanym ludziom, że ja jestem zła, że on mi zrobił łaskę, że mnie dotychczas nie zwolnił. Tak, nawet w sali sądowej, na pytanie Sądu, po kolejnych rzuconych na mnie kalumniach: To dlaczego pan w takim razie nie zwolnił pani Gładysz? – odpowiedział: Bo chciałem być człowiekiem. Mam to na papierze.
 
Mam ochotę teraz, jak edek – do kredek, krzyczeć wersalikami (patrz: Wiielki Językoznawca). Bo jedyna, one and only prawdziwa odpowiedź powinna brzmieć: Bo nie mam takich uprawnień.
 To było, jak sen za karę.
 
Proszę Państwa, śniło mi się kiedyś, że biorę udział w Wielkiej Grze. Jestem w finale. Mam odpowiedzieć na jedno jedyne pytanie, i to szybko. Jestem siebie pewna, nieźle się czuję w telewizji, pani Ryster jest miła. Z boku siedzą eksperci, wyglądają na życzliwych. Pada pytanie: Proszę powiedzieć, jaki jest tytuł najsłynniejszego wiersza Marii Konopnickiej?
Znam odpowiedź na to pytanie, wiem, który z wierszy Marii Konopnickiej jest najsłynniejszy, wiem. Wiem, że to Rota, bo inaczej być po prostu nie może. Można sobie przy piwie podyskutować nawet i o tym, że Rota nie ma największej  urody, pozarzucać jej tamto, czy owo... Ale pytanie brzmiało: najsłynniejszy, a ja jestem w finale Wielkiej Gry. Ludzie czekają na moją odpowiedź, czas się kończy.
 
I nagle mówię...: Co słonko widziało...
To był sen, więc w tym śnie zapadła cisza i usłyszałam: Niestety, nie możemy uznać tej odpowiedzi.
Może – gdyby się to działo w realu... Może uznano by mój infantylizm za przejaw dobroci nieskalanej wiedzą duszyczki i wówczas kasa byłaby moja...Niestety – to był twardy sen.
 
Wymachiwał Z. Włodarczyk nieprawomocnym wyrokiem i żądał ode mnie jego realizacji. Gdyby sam był wykonał swoją część – może wszystko potoczyłoby się inaczej. Już za samo rozpowszechnianie danych wrażliwych powinien odpowiadać karnie.
Mnie chyba odbija. On? Odpowiadać? Karnie?
 
Gdyby wtedy Prokuratura zajęła była stanowisko, jakie powinna, nie doszłoby do rozzuchwalenia się Z. Włodarczyka, do utrwalenia się u niego chorego poczucia wszechmocy, bezkarności, pogardy dla pracownika. Dowodem na postępującą arogancję jest tak zwane „zwolnienie mnie z pracy”. O tym w rozdziale „Historia zwolnienia mnie z pracy: kalendarz wydarzeń”.
 
Jakich dowodów trzeba jeszcze Prokuraturze na podjęcie działań zmierzających do udaremnienia dalszych przestępstw z art. 218 KK?
 
Art. 218. § 1. Kto, wykonując czynności w sprawach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, złośliwie lub uporczywie narusza prawa pracownika wynikające ze stosunku pracy lub ubezpieczenia społecznego, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
 
I to ściganie nie odbywa się z oskarżenia prywatnego.
 
Jak długo musi trwać naruszanie, żeby Prokuratura uznała je za uporczywe?
 
To Zbigniew Włodarczyk, działając czynem ciągłym narusza moje prawa pracownicze, o czym Prokuratura jest powiadomiona bardzo dobrze. A jak nie jest, to niech ją powiadomi pan Kacperek, bo za to bierze pieniądze i jest to jego obowiązkiem.
 
Art. 239 Kodeksu Karnego § 1. Kto utrudnia lub udaremnia postępowanie karne, pomagając sprawcy przestępstwa, w tym i przestępstwa skarbowego uniknąć odpowiedzialności karnej, w szczególności kto sprawcę ukrywa, zaciera ślady przestępstwa, w tym i przestępstwa skarbowego albo odbywa za skazanego karę, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. § 2. Nie podlega karze sprawca, który ukrywa osobę najbliższą. § 3. Sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet odstąpić od jej wymierzenia, jeżeli sprawca udzielił pomocy osobie najbliższej albo działał z obawy przed odpowiedzialnością karną grożącą jemu samemu lub jego najbliższym. Przestępstwo poplecznictwa sprowadza się do pomocy uniknięcia odpowiedzialności sprawcy określonego przestępstwa.
 
A teraz o wspomnianym konstytucyjnym równym traktowaniu.
 
Podczas gier i zabaw politycznych w 2005 roku, w wyniku których władza, jaka jest – każdy widzi, imano się różnych środków, aby tę władzę wziąć do kieszeni. Wiadomo - i nie ma w tym nic nowego. Jak było – tego nie wie nikt, za to każdy może zobaczyć, jak było.
 
A było tak, że przecież ten, kto ma pieniądze – ma władzę. To jest zrozumiałe i nawet czterolatek się z tym godzi, spełniając polecenia swojego taty w zamian za nowego resoraka, dajmy.
 
Nie jest to zrozumiałe jednak dla kogoś, kto ma niewielkie pole, duże ambicje i liczy na wsparcie sobie podobnych.
 
Internet jest potężną siłą. Taaa...
Pewna grupa osób zaczęła lżyć publicznie znanego przedsiębiorcę, ale posunęli się za daleko. Przedsiębiorca zgłosił sprawę do Prokuratury, ta wszczęła dochodzenie i ustaliła IP poszczególnych osób. Poniżej – podziękowania obrażonego, między innymi przez vinci2:
              
Stanowisko Stowarzyszenia:

·         STANOWISKO Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Piotrkowa

rzecznik.stowarzyszenie 27.10.05, 11:08 zarchiwizowany S T A N O W I S K O
Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Piotrkowa
<< WOLNOŚĆ SŁOWA A ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA SŁOWO >>
Jednoznacznie i solidarnie wyrażamy swe oburzenie
oraz kategoryczny sprzeciw wobec przypadków obrażania, poniżania i pomawiania
na dyskusyjnym forum internetowym członków naszego Stowarzyszenia. Do
pożałowania godnych incydentów doszło na forum gazeta.pl. Wbrew dobrym
obyczajom. Wbrew netykiecie. A netykieta to takie nowe słowo, czyli etykieta
+ Internet = regulamin internetowego forum, określający etykę postępowania
jego uczestników.
W zupełnie nieodpowiedzialny sposób naruszono dobra osobiste polityków –
posłów Elżbiety Radziszewskiej, Haliny Molki, Bogdana Bujaka i Artura
Ostrowskiego.
Wypowiedziano kłamliwe i krzywdzące słowa pod adresem byłego prezydenta
miasta Andrzeja Pola.
Sformułowano fałszywe zarzuty wobec Regionalnej Izby Gospodarczej, tak
pożytecznej dla rozwoju miasta organizacji. Dotknięto wyssanymi z palca
informacjami piotrkowskich przedsiębiorców w tym m.in. Adama Banaszczyka,
Witolda Maćkowiaka, Pawła Załogę.
Nieprawdziwe i świadczące o złej woli autora wypowiedzi dotknęły zupełnie
niezasłużenie nasz klub piłki ręcznej kobiet „Piotrcovia”, uderzając tym
samym w zawodniczki, trenerów, działaczy i wiernych kibiców tej dyscypliny
sportu.
Prawdopodobnie uczestnikom tych „dyskusji” wydawało się, że pozostaną
anonimowi w wielkim świecie Internetu. Ale wbrew pozorom, nawet Internet nie
jest gwarancją anonimowości.
Dlatego jako krok we właściwym kierunku, społecznie uzasadniony,
traktujemy ujawnienie w ubiegłym tygodniu na łamach „Tygodnia Trybunalskiego”
niektórych oszczerców. Po zapoznaniu się z dokumentami postępowania
prokuratorskiego pewnym jest przynajmniej to, do kogo należą numery
komputerowe (tzw. IP), z których wysyłane były w świat szkalujące treści.
Jeden, z którego wychodziły na forum internetowe kalumnie, sygnowane
podpisem prezess00, należy do wysoko postawionego pracownika Urzędu Miasta.
Drugi numer przypisany jest przez dostawcę Internetu do urzędnika jednego
z referatów magistratu. Autor korzystający
z tego łącza ukrywał się pod pseudonimem ziolko666.
Trzeci autor, piszący jako zorro2, musiał wykorzystywać dostęp do
Internetu, zainstalowany u byłego członka zarządu miasta z kadencji
samorządowej 1990-94.
Czwarty zaś autor, używający pseudonimu vinci2,
pisywał dzięki urządzeniu zarejestrowanemu u rolnika
z Kamocina.
Ta gorzka nauczka – dla wszystkich sprawców nader zaskakująca – niechaj
będzie skuteczną przestrogą dla ewentualnych przyszłych autorów pomówień, że
nawet w gąszczu internetowych informacji nikt nie może czuć się bezkarnie.
Tym bardziej, że na straży osobistych dóbr człowieka stoją odpowiednie
paragrafy polskiego prawa.
I nie chodzi wcale o żadną cenzurę. Mamy przecież wolność. Ale nie
dowolność. A to – jak się okazuje – jest zasadnicza różnica.
ZARZĄD STOWARZYSZENIA

Piotrków Trybunalski, 26 października 2005 r.
 
 
Proszę zwrócić uwagę na fragmenty dotyczące Z. Włodarczyka. Wiemy wszyscy, pod jakim pseudonimem ukrywał się w internecie, jaki był napastliwy. Ile osób czytało inwektywy pod adresem W. Maćkowiaka? Ilu nieletnich przeczytało o W. Maćkowiaku to, co poniżej opisał Marek Obszarny? Jaki był zasięg przekazu i jego destrukcyjna moc?
 
Przypomnę: Prokuratura zmieniła kwalifikację mojego „czynu” na identyczną, jaką przypisała m.in. Z Włodarczykowi..
Prokuratura Rejonowa w Piotrkowie umorzyła śledztwo w sprawie znieważenia  pana Maćkowiaka.
 
Stwierdziła ta Prokuratura, że Pan Maćkowiak był znieważany – uwaga! – w okresie od 8. grudnia 2004 r. do 17. marca następnego roku.
99 dni.
Przez 99 dni Z. Włodarczyk popełniał przestępstwo. Jak Państwo myślą, jaka jest w prawie polskim definicja „czynu ciągłego”?
 
Dwa lub więcej zachowań, podjętych w krótkich odstępach czasu w wykonaniu z góry powziętego zamiaru, uważa się za jeden czyn zabroniony, jeżeli przedmiotem zamachu jest dobro osobiste, warunkiem uznania wielości zachowań za jeden czyn zabroniony jest tożsamość pokrzywdzonego.
 
Przepis ten normuje instytucję tzw. czynu ciągłego, to jest czynu zabronionego popełnianego niejako "na raty".
Zgodnie z brzmieniem przepisu jeden czyn zabroniony zachodzi wtedy, gdy występują łącznie następujące elementy:
1. dwa lub więcej zachowań
2. podjęte w krótkich odstępach czasu
3. wykonane z góry powziętym zamiarem

Z czynem ciągłym mamy do czynienia, jeżeli sprawca obejmuje swym z góry powziętym zamiarem wszystkie zachowania, jakie się na ten czyn składają. Mówiąc inaczej - sprawca już na wstępie zakłada, iż popełni przestępstwo składające się z kilku zachowań, czyli w pewnym sensie "na raty", albo co najmniej możliwość taką dopuszcza.
§ 2. Kto znieważa inną osobę za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
To, co zarzuca się mnie, jest zagrożone mniejszą karą:

Art. 216. § 1. Kto znieważa inną osobę w jej obecności albo choćby pod jej nieobecność, lecz publicznie lub w zamiarze, aby zniewaga do osoby tej dotarła, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
Nie jestem prawnikiem, ale zastanawiam się: co to znaczy „publicznie”? Bo jeżeli publiczność to dwie osoby, to w porządku. Tylko to trochę się kłóci ze zdrowym rozsądkiem. Jeżeli chodzi o zgromadzenia publiczne - sprawa jest przynajmniej jasna:
„Zgromadzeniem publicznym, jest zgrupowanie co najmniej 15 osób w celu wspólnego wyrażenia stanowiska lub w celu wspólnych obrad zorganizowane na otwartej przestrzeni dostępnej dla nieokreślonych imiennie osób (art. 1.1, art.6. 1)”
 Granica 15 osób jest ważna - jeśli manifestuje mniej niż 15 osób, to nie jest to zgromadzenie publiczne, czyli nie musimy ubiegać o pozwolenie na organizację takiej manifestacji.
Ale ja mam się znaleźć w KRS, żeby się mnie pozbyć raz na zawsze. W jupiterach ślepej Temidy.
Wszystko jasne.
Kim, pytam jeszcze raz: kim jest Z. Włodarczyk, że jako osobę prywatną, która działając czynem ciągłym popełniła przestępstwo, jakie mnie się zarzuca obecnie, do czego sam swoimi przestępstwami doprowadził, Prokurator tak ochoczo bierze pod swoje skrzydła? Skoro odmówił ich panu Maćkowiakowi? Ktoś powie, że to nie ten sam Prokurator?
 Wojnarski dwa razy zatelefonował i to jest czyn ciągły, za który ma figurować w KRS.
Poza tym nie byłoby „publicznie”, gdyby Z. Włodarczyk tego nie opublikował. To on sam, nieprzymuszony, włączył tryb głośnomówiący i naśmiewał się ze zdenerwowania Wojnarskiego. Włodarczyk się tak strasznie przestraszył tych telefonów, że zemdlał na miejscu, a następnie okopał się w Kamocinie i nie wychodził przez miesiąc z domu.
§ 3. Jeżeli zniewagę wywołało wyzywające zachowanie się pokrzywdzonego albo jeżeli pokrzywdzony odpowiedział naruszeniem nietykalności cielesnej lub zniewagą wzajemną, sąd może odstąpić od wymierzenia kary..
Włodarczyk mnie upadla, pozbawia środków do życia, kpi sobie z przysługujących mi praw... Co takiego musi zrobić, żeby uznano jego zachowanie za wyzywające?
Jest w tej sprawie jeszcze jeden ciekawy wątek. Otóż ktoś podobno wysłał jakieś obelgi pod adresem Włodarczyka na formularzy szkoły, nazywając go tam przestępcą. Dlaczego go porzucono?
 
                                    Wycinek z gazety
 
Zazdroszczę panu Maćkowiakowi pieniędzy: one pozwoliły nie ciągnąć tego bagna dalej. To dzięki nim pewne osoby nigdy nie wejdą nawet do przedpokoju jego domu, nawet nie przyjdzie im to do głowy, bo wiedzą dobrze, że usłyszą: pana nie przyjmujemy.
Dlaczego sprawa o przywrócenie mnie do pracy tak się wlecze, tylko sprawa karna jest załatwiana w tempie kolei TGV? Liski-chitruski wymyśliły.
 
Nie ma na mnie nic. Wiecie, Państwo, co to jest nic. Dlatego podczas posiedzenia Komisji Rewizyjnej w Urzędzie Miasta przyszedł z panem Wolskim. Pan Wolski miał za zadanie zdyskredytować mnie i poniżyć w oczach obecnych. Ale – czy gdybym była nawet najgorszą mendą ze śmietnika i oświadczyła, że Ziemia krąży wokół słońca, ona by stanęła w miejscu?
 
Jedyne, czego się Z. Włodarczyk czepia – to moja choroba. Wie o niej dużo, w jego Rodzinie ludzie padali, jak muchy. Czy on sam jest na krawędzi? Proszę Boga, żeby nie. Nie dlatego, że mu tak dobrze życzę, nie, aż taką chrześcijanką nie jestem.
Po prostu – gdyby zachorował, zrobiłoby mi się go żal. A współczucie z Z. Włodarczykiem jest jednym z moich ostatnich pragnień.
 
Wyrok Sądu Karnego jest mu potrzebny i to na cito. Skazana prawomocnym wyrokiem, zostaję wydalona z zawodu. Dlatego jest to wszystko takie obrzydliwe. Jak z naganą.
Tylko, że ja wtedy jeszcze wierzyłam w coś sprawiedliwego na dole, a teraz już nie. Liczyłam na coś, na poszanowanie jakichś norm, a teraz już nie. Jedyne, w co wierzę, to mój Bóg. Więc – paradoksalnie jestem bliżej zbawienia, niż kiedyś, kiedy wybaczyłam i natychmiast zostałam powtórnie zdradzona.
 
Sprawa ze świadectwem pracy nie załatwiona od 23 maja 2010 roku. To chyba jakiś rekord w skali kraju?
 
Sprawa o przywrócenie do pracy ugrzęzła. Zaginęła w akcji. Gdyby mnie skazano, w ogóle nie byłaby potrzebna, prawda, vinci2?
 
                                                                            Art. 32.
  1. Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.
Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.
 
 
WTOREK 12.04.2011

Hołdys: "Jarosław Kaczyński to chuj!"

Słowa kluczowe: Zbigniew Hołdys, Jarosław Kaczyński

Zbigniew Hołdys jeszcze niedawno zapewniał, że nie będzie więcej komentował polityki. Szybko mu jednak przeszło. Powrót do redakcji Wprost sprawił, że postanowił mocno zaatakować lidera Prawa i Sprawiedliwości. Muzyk otrzymał od Tomasza Lisa pozwolenie na publikacje kontrowersyjnych wypowiedzi. Redaktor naczelny gazety stwierdził: Zamykamy oczy, niech Hołdys pisze, co chce.

Zapewne takiej wypowiedzi Hołdysa by jednak nie opublikował. W komentarzu dla miesięcznika Press artysta wypowiedział się na temat niedawnych obchodów rocznicy katastrofy w Smoleńsku, a także dobitnie wyraził stosunek jaki ma wobec Jarosława Kaczyńskiego, którego, przypomnijmy, nazwał już publicznie "ponurym chujem":

Bo akurat to jest dla mnie chuj - wyjaśnia. Człowiek, który tak strasznie podzielił naród, wprowadził do polityki element nienawiści, szczucia Polaków na Polaków, tak to jest chuj. Pewnie znalazłoby się jakieś mocne słowo z kolekcji tych eleganckich, ale wolę powiedzieć moim emocjonalnym językiem – powiedział w rozmowie z miesięcznikiem.

Jak myślicie, co można jeszcze powiedzieć o Jarosławie Kaczyńskim, żeby się wyróżnić? Jak mocniej jeszcze Hołdys może go obrazić i nienawidzić?
Na ile stawek dziennych został skazany Zbigniew Hołdys?
  
Zapraszam wszystkich zainteresowanych na rozprawę przed Sądem Okręgowym:




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz