sobota, 24 listopada 2012

WYCIECZKA DO KOPERNIKA. POLECAM.

 

Spróbujcie Państwo zrobić sobie wycieczkę. Wycieczka będzie trwała od pięciu do siedmiu godzin, w zależności od stanu „węzła rzgowskiego”. Zakładam, że byłaby to wycieczka hardcoreowa, czyli za pomocą środków masowej komunikacji. Czyli środków, na które znakomita większość społeczeństwa jest skazana w tym kraju.

Kupują Państwo bilet, wsiadają do autobusu (polecam Piotrków, Opoczno i Radomsko) i czekają Państwo, aż pojawi się Centrum Zdrowia Matki – Polki.

Wówczas zaczynają się Państwo zbierać pomału do wyjścia. Kiedy autobus skręci, a państwa rzuci w lewo, to znak.

Wysiadają Państwo i stają przed problemem: „Przecież ja nie mam biletu łódzkiej komunikacji miejskiej”.

Spieszę z pomocą: kiosk jest po przeciwnej stronie, to znaczy – kiedy Państwo ustawią się twarzą 45 stopni w lewo w stosunku do przystanku, na którym Państwo jesteście, oczom Waszym ukaże się kiosk. Nie oznacza to, rzecz jasna, że jest on akurat czynny. Trzeba przejść przez jezdnię. Przeważnie na dwa razy, bo światła się kończą w połowie. Ale jest tam miłościwa wysepka, można odziapnąć.

Spoglądają Państwo w prawo, przez ramię, obserwując, czy tramwaj z Kurczaków nie nadjeżdża. A numer jego jest: 15 lub 16.

Chyba, że wolą Państwo autobus. Trzeba wówczas przejść przez inną jezdnię, trochę się cofnąć i już. Autobus ma na imię 69 lub 61. Jeździ często. Tuż obok są takie miejsca, gdzie można kupić bilet.

Jeżeli środek transportu jest sfinansowany z funduszy Unii Europejskiej, mają Państwo szansę słyszeć co kawałek: „Pabianicka – Tuszyńska. Przypominamy o obowiązku skasowania biletu. Pabianicka – Karpacka. Przypominamy o obowiązku skasowania biletu. Pabianicka – Ciołkowskiego... szpital onkologiczny”

Wysiadają Państwo; tu nie potrzeba szczególnej mądrości – ci, którzy wysiadają razem z Państwem, idą w tym samym kierunku. Tu już droga i wiatr same prowadzą.

I oto jesteście Państwo w przedsionku piekła.

Proszę iść dalej. Próbować się przedrzeć przez tłum ludzi. Ludzi. Ludzi czekających do rejestracji. Kiedy się Państwu zrobi słabo – lekko po lewej jest toaleta.

Proszę iść prosto tak długo, jak droga wiedzie. Na jej końcu zobaczą Państwo schody w dół. I napis; „Do bufetu”. Do bufetu – to taki gryps. Punkt orientacyjny. Od bufetu się wszystko zaczyna i na bufecie kończy.



Należy wówczas minąć bufet, skręcając lekko w prawo i dać szybko jeszcze raz w prawo. Oto są Państwo przed windami. Można, naturalnie, doginać pieszo trzy piętra, ale po co? Skoro jeszcze kilka lub kilkanaście razy będę latać w tę i nazad...

Windziarz (bo jest windziarz) wygrałby konkurs na windziarza w „ritzu”. Serio. Z ogromną kulturą i cierpliwością otwiera i zamyka kratę od windy. Wiezie na drugie piętro, co, zważywszy, że się jedzie z podziemi, czyli tak zwanego poziomu: -1, daje w sumie trzy.

Wysiadają Państwo i oto są Państwo u wrót piekieł.

Drzwi do oddziału nawet nie są oznakowane. Po co. Kto tutaj dotarł, wie dokąd dotarł.

Po przekroczeniu tych drzwi, dotarli Państwo do piekła.



Na nadchodzące święta, życzę Państwu zdrowia. Musiałam ponad pół wieku błąkać się po świecie, żeby zrozumieć sens tych życzeń.



Tobie, panie Włodarczyk zaś, na nadchodzące święta, życzę odcisków na kolanach od fałszywego klęczenia w Świątyni i wszystkiego szamba, jakieś uczynił. Nie tylko  mnie.


No, i żebyś przeszedł przez te drzwi zanim zrobisz jeszcze komuś następną krzywdę.

Niech się stanie.







Proszę sobie zrobić proponowaną wycieczkę. Koszt na cztery osoby obliczam: sto złotych, góra.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz